11. Courage

29 3 13
                                    

Kawiarnia, do której weszli, nie była tą samą, którą Leo odwiedził z Claire. Wydawała się dość ciepłym, przyjaznym miejscem, wypełnionym płynącą w tle jazzową muzyką, ścianami w kolorze miodu, półkami pełnymi książek i winyli oraz fotografiami w czarnych ramkach. Usiedli w pluszowych fotelach, bardzo wygodnych, chociaż stłoczonych przy niewysokich drewnianych stolikach. W menu rzeczywiście znajdowała się kawa z kasztanami, więc Nina i Leo zamówili właśnie to — przybyła w niebieskich dużych kubkach ze sporą dozą bitej śmietany oraz cynamonu. Smakowała wyśmienicie — chociaż obydwoje preferowali zwykłą czarną kawę — tak samo jak ciasto marchewkowe, które wzięła Nina. Leo został przy standardowej opcji, cieście czekoladowym, bardzo słodkim, rzecz jasna, ale nie tak słodkim jak uśmiech Niny. Mógłby się na niego gapić godzinami.

Nina zaskoczyła go po chwili, sięgając w pośpiechu do plecaka i wyciągając pudełko baterii.

— Przepraszam — wymamrotała — muszę je wymienić, bo zaraz naprawdę skończę głucha... Całkiem dosłownie. Przepraszam.

Wykonała dość skomplikowany manewr zdejmowania aparatów, otwierania małej, prawie niedostrzegalnej kieszonki, wyciągania starych baterii i wymiany jej na nowe. Wtedy założyła aparaty z powrotem, pozwalając, by jej włosy opadły z powrotem na uszy. Trwało to tak krótko, że Leo zdążył tylko parokrotnie zamrugać, nie mając nawet czasu na przełknięcie jednego łyku kawy. Miała w tym wprawę, musiał to przyznać.

— Musisz to często robić? — zapytał ostrożnie. — W sensie wymieniać baterie? Nie miałem pojęcia, że trzeba to robić...

— Co kilka dni, cztery albo pięć, w zależności od tego, jak intensywnie używam aparatów. Mikrofon i Bluetooth bardzo je obciążają, oczywiście. Z drugiej strony wyłączam je na noc, więc też nie jest tak, że działają przez całą dobę. Nigdy nie liczyłam, przez ile godzin dziennie ich używam, ale tak, muszę je wymieniać co jakieś cztery dni. Zazwyczaj mnie o tym ostrzegają — dostaję taki krótki sygnał, że bateria umiera.

Leo odłożył kawę na stół.

— To fascynujące. Więc co się dzieje, jeśli zapomnisz jej wymienić na czas? Aparat ci po prostu... umiera? I nic nie słyszysz?

— Dokładnie. Zdarzyło mi się to kilka razy w szkole — po prostu się wyłączył w trakcie lekcji i musiałam wyjść z klasy, żeby wymienić baterię. Ten sygnał dźwiękowy daje mi zwykle jakieś pół godziny, zanim bateria ostatecznie umrze, ale z każdą minutą głośność będzie słabnąć. Zwykle udaje mi się to ogarnąć, nawet kiedy jestem poza domem, ale zdarzyło mi się wiele razy zapomnieć zabrać zapasowych baterii.

— Ups.

— Dokładnie. Zawsze musiałam pisać do rodziców i ich błagać, by mi przywieźli zapasowe. W podstawówce jeden z nauczycieli zawsze miał zapasowe, bo byłam dzieciakiem i było tak po prostu łatwiej, ale kiedy dorosłam... Cóż, czasami się zdarzało, że zapomniałam o tym, że użyłam ostatnich baterii z pudełka i nie spakowałam nowego opakowania. Spójrz. — Otworzyła z powrotem opakowanie, by pokazać mu rządek baterii. — Jest ich sześć; nie za dużo, ale też nie tak mało. Dwie baterie co cztery dni... W skali jednego miesiąca to naprawdę sporo, więc zazwyczaj kupuję kilka albo kilkanaście na raz, by zaoszczędzić. Co prawda pieniądze nigdy nie były jakimś wielkim problemem w domu, ale jeśli mogę zaoszczędzić, to staram się to zrobić. W każdym razie gdy ten rządek baterii się skończył i nie miałam zapasowych, pisałam do rodziców, by mi przywieźli nowe albo po mnie przyjechali. Chociaż raz miałam sytuację, kiedy nauczycielka zadała mi jakieś pytania, a ja... Cóż, nie usłyszałam ani słowa. Czytanie z ruchu ust ocaliło mi wtedy tyłek, chociaż byłoby znacznie prościej po prostu przyznać, że wysiadła mi bateria. Wstydziłam się tego.

Świetliki | ✓Where stories live. Discover now