9. "Posąg Bogini"

528 43 4
                                    

Stanęli na niewielkiej dróżce, widząc jak juniorzy starają się odeprzeć ataki wielkiego na kilka metrów posągu Bogini. Jednak jeszcze jeden fakt im nie umknął. Ręka Bogini nie pasowała do reszty ciała, wyglądając dla obu z nich bardzo znajomo. Oboje zmarszczyli brwi, wiedząc już gdzie uciekł ich demon. Jin Ling wybił się jako pierwszy starając się zadać temu potworowi jakiekolwiek rany lub w jakiś sposób uszkodzić. Wszystko poszło na marne. Został odepchnięty przez posąg i gdyby nie szybka reakcja Wei Wuxiana, wpadłyby na kilka drzew, kalecząc się. Kamienny posąg zauważył ich, skupiając się teraz głównie na nich. Wei Wuxian starał się unikać jak może ataków, choć trochę obecność siostrzeńca w ramionach mu przeszkadzała.

- Jesteś cały, Jin Ling? - zapytał, wskakując na kolejną z kolei gałąź, ukrywając się przynajmniej na kilka sekund więcej przed Boginią.

- Nic mi nie jest, mogę walczyć dalej! - chciał wstać, jednak kamienna twarz przed nimi wystraszyła go, na co ponownie wpadł w ramiona swojego wuja.

- Trzymaj się mocno. - oczy Wei Wuxian ponownie tej nocy zabłysły czerwienią, co lekko zaskoczyło chłopaka w jego ramionach.

Zaczął biec dalej, nawet na moment nie rozluźniając uścisku na ciele Jin Linga, nie chcąc by nawet na sekundę stracić czujność. Nie mógł zagrać na flecie, dlatego pozostała mu jedyna opcja, o wiele słabsza. Zaczął głośno gwizdać w dźwięk żywej i wściekłej melodii, starając się przyzwać coś potężniejszego od zwykłego trupa. Niestety bez sprzętu miało to słaby efekt, ale warto spróbować. Dłoń Bogini wbiła się obok niego, co szybko ominął, uderzając niestety plecami o drzewo. Syknął wściekle, szybko patrząc czy chłopak w jego ramionach jest cały. Na szczęście nic mu nie było. Brunet chciał się podnieść, jednak opętane ramię ponownie leciało w ich kierunku. Wei Wuxian musiał myśleć szybko i tylko jedno mu przyszło na myśl, nawet jeśli musiałby ryzykować po raz trzeci tej nocy. Zaczął wzywać energię urazy z całej góry, by owinęła się wokół nich, chroniąc przed atakiem.

- Bądź grzeczny, Jin Ling. Nie wychodź stąd dopóki nie będzie bezpiecznie. Twój wuj na pewno się zaraz zjawi. - odstawił go na bok, starając się podnieść. Mimo bariery wokół siebie, czuł każde uderzenie Bogini. Wstał powoli, zauważając jak słabe i kruche ciało miał Mo Xuanyu.

- Pomogę ci, wujku Mo! Potrafię dobrze walczyć, na pewno się do czegoś przydam! - stanął przed nim, patrząc na starszego mężczyznę poważnie i z determinacją.

Wei Wuxian westchnął, ale spodziewał się tego. Jest tak samo uparty jak jego ojciec. Położył mu dłoń na ramieniu i ponownie się uśmiechnął.

- Skoro tak, to potrenujemy twoje łucznictwo. - puścił mu oczko, zaraz po tym na barierę zaczęło naciskać coraz to mocniejsze uderzenia.

- Tak jest! - zrozumiał przekaz, uśmiechając się i przygotowując swój łuk.

- To ci pomorze. - w jego dłoni zebrała się czerwona energia, która poleciała na strzały Jin Linga. - Zwykłe strzały nic jej nie zrobią. Jak tylko opuszczę barierę, starasz się być daleko od jej zasięgu. - powiedział już poważniej, patrząc z powrotem na wroga, który nawet na chwilę nie przestawał uderzać.

- Zaraz na pewno zjawią się inni, aż tak daleko od nich nie odbiegliśmy. - stwierdził, będąc w gotowości na oddalenie się.

- Masz rację. Uwaga! - krzyknął, na co bariera rozmyła się, a Wei Wuxian szybko wyjął swój flet, robiąc pierwszy unik i widząc jak Jin Ling odskoczył wysoko na drzewa. Wystrzelił pierwsze strzały w stronę Bogini, które tym razem się nie złamały lub odbiły, robiąc rzeczywiście dziury w posągu.

- To działa! - stwierdził uradowany, skacząc na inne drzewo, by i stamtąd wystrzelić.

Wei Ying zaczął grać, starając się przejąc kontrole nad opętaną Boginią, co ledwo mu wychodziło. Lewe ramię było silniejsze niż się spodziewał i do tego uderzało od niego wściekłością. Gra bruneta nie była zbyt miła dla ucha, ale zwracała uwagę na siebie, odwracając ją od jego siostrzeńca. Nie był w stanie przejąć nad nią kontroli, ale był w stanie teraz coś przyzwać. Spojrzał zaskoczony co, a raczej kto, to był. Jego wzrok posmutniał, ale i cieszył się, że on nadal jest na tym świecie.

The real Demon |Mo Dao Zu Shi|Where stories live. Discover now