10. "Wen Ning"

508 47 1
                                    

Łańcuchy przymocowane do kończyn Upiornego Generała owinęły się wokół dwóch dłoni posągu Bogini, przytrzymując ją w miejscu. Wei Wuxian patrzył na przywołanego okrutnego trupa, mając wspomnienia z nim przed oczami. Był zadowolony, że on nadal jest przy nim, kiedy został zawołany, ale myślał, że został spalony przez sektę LanlingJin. Wiele emocji przechodziło przez niego tej nocy, jednak musi teraz się skupić na obronie innych, w tym głównie Jin Linga. Zaczął mu rozkazywać by atakował ponownie Boginię, starając się trafić w opętane lewe ramię. Nie zajęło mu to długo, gdyż już po kilku atakach łańcuch Wen Ning odciął je, na co uciekło ono w krzaki. Zauważył jak kilkoro innych kultywatorów zaczęło biec w ich stronę, widząc z oddali zamieszanie. Nie widział niestety nigdzie białych szat Lan Zhan, tylko kilkoro z jego uczniów. Nie przestawał jednak grać, co nie umknęło wielu zebranym, musząc sobie zatkać uszy przez okropny dźwięk.

- Wujku Mo, za tobą! - krzyknął Jin Ling, wskazując na krzaki za nim.

Wei Wuxian rozumiejąca co ma na myśli, skierował Wen Ning na wskazane miejsce, by ten rzucił się na ścigane ramię. Patrzył gdzie mogło się znajdować, co zdradzało je ruszające się krzaki, więc tam kierował okrutnego trupa. Wen Ning przycisnął je mocno do ziemi, trzymając by nie uciekło kolejny raz.

- Szybko! Sakiewka pieczętująca zło! - krzyknął do dwóch uczniów z sekty Lan, którzy powinni mieć ją ze sobą.

- Tak! - szybko wyjął to o co go poprosił, biegnąc do nich by użyć jej. Złapał opętane ramię, zamykając po tym sakiewkę.

- To Upiorny Generał! - rozniosły się krzyki, na co Wei Wuxian spojrzał na nich. Dobrali miecze, biegnąc zaraz w stronę wspomnianej osoby.

Teraz znowu musiał szybko działać, ratując Wen Ninga. Zaczął ponownie grać, by obronił się przed napastnikami i zaczął uciekać z góry Dafan. Sam zaczął się wycofywać, chcąc być daleko od zasięgu innych kultywatorów. Gdy zniknął mu z zasięgu wzroku i nie wyczuwał już jego energii urazy, przestał grać, plecami wpadając na kogoś. Odwrócił się, zauważając, że to na szczęście Lan Zhan. Patrzył na niego swoim spokojnym wyrazem twarzy, w głębi ciesząc się widokiem jego w jednym kawałku. Znowu oboje wyczuli coś za sobą, co się tym razem szybko do nich zbliżało. Odwrócili się, na co Lan Wangji wyjął swój gugin, broniąc ich przed fioletową błyskawicą lidera sekty Jiang.

- Proszę, proszę... Zatem wróciłeś, Wei Wuxian. - powiedział spokojnym głosem, który nie świadczył niczego dobrego, tak samo jak jego usta wykrzywiające się w szyderczy uśmiech.

Zebrani kultywatorzy widząc błyszczący Zidian w dłoni Jiang Wanyin, domyślali się, że będzie próbować wykorzystać go na Paniczu Mo. Wszyscy wiedzieli jak gardzi on demonicznymi kultywatorami, myśląc o nich jak o opętanych przez jego świętej pamięci brata. Wei Wuxian westchnął i wyszedł przed drugiego Panicza Lan, patrząc się na mężczyznę stojącego na przeciwko nich. Zrobił kilka kroków, zwiększając dystans miedzy kultywatorem za sobą, wiedząc co zaraz nastąpi.

- Liderze sekty Jiang, wiem, że nie odpuścisz póki nie spróbujesz, dlatego wal śmiało. - rozłożył ramiona, będąc gotowym na swój los. Nie będzie się ukrywać przed nim, nie będzie też uciekać w nieskończoność. Woli załatwić to tu i teraz.

- Ułatwisz mi pracę. - zaśmiał się, zamachując się mocno biczem, chcąc przy okazji zadać jak najwięcej bólu.

Wei Ying spojrzał tylko za siebie, widząc zaskoczoną i zmartwioną twarz Lan Wangji, na co posłał mu swój czarujący uśmiech. Dostrzegł za nim również Jin Linga z takim samym wyrazem twarzy. Nie mniej niż sekundę później, jego ciało poleciało kolejny raz tej nocy na drzewo, tylko tym razem z taką siłą, że je złamało. Zaciągnął się mocno powietrzem z bólu, spodziewając się jednak tego. Podbiegł do niego starszy mężczyzna z sekty Lan, klękając przy nim i sprawdzając jego stan.

- Wujku Mo! - chciał do niego podbiec, jednak ostre spojrzenie jego drugiego wuja go zatrzymało.

- Tyle ci wystarczy by być pewnym, że nie zostałem opętany przez Wei Wuxiana? - zapytał słabym głosem Mo Xuanyu, wstając z ziemi przy pomocy drugiego kultywatora.

- Jak to możliwe? Dlaczego nie zadziałało? - mruczał do siebie, nie wierząc w słowa wypowiedziane przez ostatniego żyjącego Mo. - Mimo wszystko jesteś demonicznym kultywatorem. Pojmać go! - rozkazał kilku innym uczniom z Jiang, będąc w nie najlepszym humorze.

Lan Zhan schował go za swoimi plecami, w razie gotowości mając swoje gugin. Na przeciwko nich wyszedł jednak jeden z juniorów sekty Lan, kłaniając się najpierw w stronę Jiang Chenga.

- Liderze sekty Jiang, sam widziałeś, że Mo Xuanyu nie jest opętany, więc nie ma po co mu się dalej narzucać. - odparł, zerkając na wspomnianego mężczyznę za Hanguang-Jun.

- To dlaczego drugi Panicz Lan tak bardzo go chroni, mimo używania demonicznej kultywacji? - zadrwił, mając coraz to gorszy humor.

- Jego droga jest zła, ale czyny prawe. - odpowiedział spokojnie, obserwując dalszy ciąg akcji.

- Dokładnie! Ocalił nas kilka razy, tak samo Jin Linga! - wtrącił się Lan Jingyi, stając obok Lan Sizhui.

Skończyło się na wzięciu Mo Xuanyu do zacisza obłoków przez Hanguang-Jun, kiedy to wszyscy stanęli w jego obronie. By przekonać lidera sekty Jiang, dali ważny argument, że został przed chwilą przez niego zraniony, więc będzie trzeba go wyleczyć. Sekta Lan zajmie się jego opatrzeniem, tak samo wybiciem z głowy demonicznej kultywacji. Z trudem Jiang Cheng odpuścił, odchodząc dumnie razem z siostrzeńcem.

The real Demon |Mo Dao Zu Shi|Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang