#10

810 20 4
                                    


Wchodzę do domu Treva. Lecz nie zastaję go na kanapie gdzie zazwyczaj siedzi i ogląda sporty walki. Zmarszczyłam brwi i ruszyłam w stronę jego gabinetu. Uchyliłam delikatnie drzwi, lecz tam też go nie było. Wyciągnęłam telefon i wybrałam do niego numer. Brak sygnału. o co chodzi. Zaniepokojona usiadłam na kanapie i czekałam. Gdzie on jest o tej godzinie? Przeglądałam portale społecznościowe dobrą godzinę, gdy usłyszałam otwierające się drzwi do domu. Wstałam na wyprostowane nogi  to co zobaczyłam, przeraziło mnie. Ledwo przytomny Trevor z rozciętym łukiem brwiowym, siniakami na twarzy. Obdarte knykcie na rękach.. Zachciało mi się płakać. Dopiero po chwili zauważyłam, że był z nim Michael.

- Co się stało?- Niemalże krzyknęłam, zakrywając usta.

- Nic takiego Di..- Szepnął Trev po czym złapał się za żebra z grymasem na twarzy. Podbiegłam do niego i pomogłam chłopakowi przenieść go do sypialni. Położyliśmy go na łóżku. Mike stanął przy mnie patrząc współczującym wzrokiem.

- Jak to nic takiego, przecież jesteś cały poobijany.- Zaczęłam nerwowo. Pobiegłam do łazienki mijając go po apteczkę i drżącymi rękoma wyjmowałam gazę i środki odkażające.

- Di naprawdę nic się nie stało.- Westchnął zmęczony przymykając oczy. Opatrzyłam jego rany i usiadłam obok.

- Trev... przestań mnie okłamywać.- Spojrzałam z żalem w oczach w jego stronę.

- Nie dziś Di... nie dziś.- Szepnął.

- Dobrze...- Wiem, że nic z niego nie wyciągnę.- Zostaję tu z tobą.- Rzuciłam.

- Nie musisz się martwić spokojnie. Jeszcze nie wybieram się na tamten świat.- Zaśmiał się, czego pewnie pożałował, bo od razu skrzywił się z bólu.- Wróć do domu, nie martw się rano przyjdzie pani Emily, to mi pomoże. Ty skup się na treningach bo to tera...

- W dupie mam treningi!- Krzyknęłam trochę zbyt głośno. Mike spojrzał na mnie marszcząc brwi, lecz nadal pozostawał cicho. Dlaczego on tu był ? O co tak naprawdę tu chodzi.- Coś się tobie dzieje, a ja co mam normalnie trenować i udawać, że wszystko jest w porządku ?- Łzy napływały mi do oczu.- Nie ma takiej opcji.- Klęknęłam przy łóżku łapiąc za rękę Trevora.

- Skarbie, naprawdę nie musisz się przejmować.- Uśmiechnął się do mnie ciepło.- Mike zabierz ją do domu i przypilnuj by trenowała.

- Dobrze.- Chłopak złapał mnie za rękę po czym podniósł z podłogi. Nachyliłam się nad Trevem i pocałowałam w czoło. posłusznie udałam się z chłopakiem do wyjścia, a następnie do jego samochodu.

- Co się stało?- Zapytałam od razu, gdy chłopak ruszył. Nie odpowiadał po prostu jechał dalej ignorując moje pytanie.- Kurwa Mike! Możesz chodź jeden raz nie być bucem i po prostu odpowiedzieć na moje pytanie ?!- Krzyknęłam, a głos pod koniec mi się załamał. Nawet nie poczułam kiedy łza kapnęła na moje spodnie.

- Daiana... Nie mogę ci powiedzieć, nie możesz tego zrozumieć ?- Spojrzał na mnie przelotnie.- Trevor ci wszystko wytłumaczy, tylko daj mu czas.- Powiedział pokrzepiająco. Złapał mnie za kolano. Lekko wzdrygnęłam się na ten ruch, ale nic z tym nie zrobiłam.

- Ahh... po prostu się martwię.. Nie chcę by coś gorszego mogło mu się stać.- Powiedziałam niemal szeptem. Nienawidziłam okazywać słabości, a w szczególności przy jego osobie.

- Spokojnie Di, nic złego mu się nie stanie.- Uśmiechnął się do mnie szczerze. Miał piękny uśmiech. Odwróciłam głowę w stronę szyby, ocierając policzki, które były mokre od łez. Zmarszczyłam brwi widząc, że jedziemy w przeciwną stronę niż moje mieszkanie.

Po prostu WalczWhere stories live. Discover now