41. Krawędź.

237 29 70
                                    


Wzięła głęboki oddech i wypuściła wolno powietrze przez usta. Obejrzała się za siebie, tam gdzie jeszcze przed chwilą stał Robert Pol. Zniknął we wnętrzu własnego mieszkania, przypominając jej jeszcze, że ma nie zmuszać go do ratowania jej tyłka częściej niż to konieczne.

Wsunęła ostrożnie klucz w zamek i przekręciła. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Powitała ją cisza i ciemność. Zapaliła światło w korytarzu i ściągając buty westchnęła z lekkim rozczarowaniem. Liczyła, że Karola będzie w domu. Wiedziała oczywiście, że nie nie może jej się zwierzyć z całego tego bałaganu, ale zwykła przyjacielska rozmowa o niczym również dobrze by jej zrobiła. Pozwoliła może na moment zapomnieć.

Przeszła do swojego pokoju. Włączyła radio i rzuciła torebkę na stolik. Nagle zdała sobie sprawę, że oprócz litra soku pomarańczowego i tabletki przeciwbólowej nie miała dziś jeszcze nic w ustach. Nie skorzystali ze śniadania, bo Pol chciał jak najszybciej ruszyć w drogę. Poza tym i tak nie byłaby w stanie niczego przełknąć. Teraz jednak zbliżało się południe, a ona zaczynała odczuwać wyraźnie osłabienie, więc chcąc nie chcąc podeszła do lodówki. Wyciągała z niej dwa plasterki sera żółtego i masło, gdy rozbrzmiał dźwięk dzwonka.

Zmarszczyła czoło. Karolina miała klucze, więc nie dzwoniłaby.

Przypomniała sobie niedawne wydarzenia na wieluńskim cmentarzu i poczuła dreszcz strachu przebiegający jej po plecach. Ale... czy morderca zawracałby sobie głowę dzwonieniem do drzwi?

Dźwięk się ponowił, a ona zacisnęła usta, decydując się jednak zaryzykować. Przeszła powolutku przez korytarz i zerknęła przez judasza. Odetchnęła z ulgą.

– Cześć – przywitała się niemrawo.

– Gosiu! – Blondyn wpakował się do mieszkania. Był wyraźnie zdenerwowany. – Gdzie ty byłaś?

Wycofała się do kuchni, by kontynuować robienie kanapek, choć wcale nie miała ochoty na jedzenie.

– Musiałam odetchnąć – odparła, sięgając po nóż, którym rozsmarowała masło na kromce.

– Odchodziłem od zmysłów.

Zastygła w pół ruchu. Po chwili odłożyła nóż i położyła plasterek sera na chleb. Odsunęła jednak kromkę w głąb blatu. Odwróciła się w stronę chłopaka, który siedział tuż obok na taborecie. Dopiero teraz zauważyła jego zmęczony wyraz twarzy i podkrążone oczy.

– Zostawiłam Karoli wiadomość. Tobie też przecież napisałam SMS-a.

– Napisałaś, ale jak mnie to miało uspokoić, skoro zagraża ci jakaś mafijna organizacja, a jeden z jej członków pojechał cię szukać?

W jej wzroku błysnął niepokój.

– Skąd wiesz, że ktoś mi zagraża?

Adrian westchnął i pokręcił głową. Wstał i zbliżył się do dziewczyny. Położył dłonie na jej ramionach i spojrzał jej w oczy.

– Robert mi powiedział. Był u mnie, szukał cię.

– Co jeszcze wiesz?

– Nic więcej. Chciałbym, żebyś ty mi powiedziała – wyszeptał, chwytając za jej chłodne dłonie. – Gosia, przecież jesteśmy przyjaciółmi.

– Nie powinieneś wiedzieć za dużo, to może być niebezpieczne. Poza tym... – urwała, przygryzając wargę.

– Poza tym co?

– Pol mi zabronił – wyrzuciła z siebie. Czuła się dziwnie wypowiadając te słowa, ale ostatnio miała aż nazbyt namacalny dowód, że nie mogła lekceważyć jego zakazów. A wyraźnie zabronił wtajemniczać kogokolwiek.

ŚwiatłocieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz