Wild side

24 3 0
                                    

Znasz to uczucie bezsilności? Gdy masz ochotę gnać bez opamiętania po dzikich dolinach górskich? Ja mam tak cały czas. Wszyscy jesteśmy więzieni w szklano-brukowym lochu, tylko niektórym jest to po prostu na rękę. Większość osób nauczyła się z tym żyć, wiedząc, że tak będzie zawsze. Ludzie zniszczyli prawie  wszystko to, co jest piękne w Ziemii. Ale jako stosunkowo dobry człowiek zdecydowałam nie mieszać się w sprawy natury. W końcu musi coś pozostać dla zwierząt i dzikiej roślinności. To ich miejsce, a miejscem ludzi jest niestety miasto. Prawda?

Obudziłam się wczesnym rankiem i jak codziennie  od razu podeszłam do dużej, staromodnej szafy zbudowanej z bodajże świerkowego drewna. Chwilę zastanawiałam się w co się ubrać, aż w końcu zdecydowałam się na lekko za duży brudnozielony sweter, luźne brązowe dżinsy i założyłam na siebie dwa materiałowe paski. Bardzo lubię mieć je na sobie i posiadam ich pokaźną kolekcję.
Następnie na przedramiona nałożyłam ochraniacze ze sztucznej skóry. Noszę je dla ozdoby, ale kto wie czy nie przydadzą się akurat dziś.
Następnie udałam się do kuchni, która pełniła dodatkowo funkcję salonu, jadalni i przedpokoju.
Spojrzałam za okno i chwilę przez nie patrzyłam. O tak wczesnej porze, chyba przed szóstą, ulice były całkowicie puste. Po jakimś czasie otworzyłam je i wychyliłam, chcąc sprawdzić dzisiejszą temperaturę. Niby mogłam to zrobić patrząc na termometr, lub sprawdzając w internecie, jednak nie lubiłam korzystać ze zbyt nowoczesnych rozwiązań. Była wczesna wiosna i śnieg pozostały po łagodnej zimie powoli się roztapiał. Powinnam sobie poradzić bez kurtki, jednak nie w samym swetrze. Idealnym rozwiązaniem w takie dni staje się mój ulubiony, ciemny płaszcz.
Po chwili postanowiłam zrobić wszystkie te nudne rzeczy, które każdy robi rano, typu mycie zębów.
Po tz. ogarnięciu się, byłam gotowa do wyjścia. Jedyne, co ze sobą brałam, to plecak z rzeczami potrzebnymi na studia i małą sakiewka przyczepiana do paska. Miałam w niej paczkę chusteczek, dwa batony proteinowe i mój ukochany scyzoryk. Nad wyborem butów nie zastanawiałam się długo. Oczywistym, w moim przypadku wyborem były ciemnobrązowe kamasze.
Energicznym ruchem przekręciłam klucz w zamku i wyszlam na klatkę schodową. Mieszkam na trzecim piętrze, więc bez wysiłku byłam w stanie zejść na parter.
Zastanawiałam się chwilę, czy nie pojechać  na rowerze, ale szybko zrezygnowałam z tego pomysłu, gdyż podróże komunikacją miejską nie byłyby zbyt komfortowe gdybym musiała się tam wcisnąć ze sprzętem. Niedaleko mojego mieszkania znajduje się przystanek autobusowy, więc krótki spacer nie będzie mnie  kosztował dużo czasu.
Musiałam tylko przejść przez mały lasek, co nie będzie problemem, bo chodzę tą drogą od ponad trzech lat.
Od razu po przekroczeniu jego granicy poczułam cudowny zapach wilgotnej ziemi i igieł z drzew, który tak bardzo kochałam. Znacznie poprawiło mi to humor.
Gdy szłam, nie działo się wiele. Zauważyłam jedynie parę pięknych ptaszków o pstrokatym ubarwieniu i wiewiórkę.
W pewnym momencie, usłyszałam lekki szelst, lecz nie przejęłam się tym zbytnio. Mógłby to być mocniejszy podmuch wiatru, czy chociażby jakieś drobne zwierzę podobne so tych, które widziałam wcześniej.
Zaraz potem, sama nie wiem skąd wyłoniła się podejrzana i groźnie wyglądająca postać. Gdy zaczęła powoli zbliżać się w moim kierunku, zapomniałam o wszystkim. O studiach, autobusie i późniejszym stanem moich rzeczy. Zerwałam się do rozpaczliwego biegu, od którego mogło zależeć moje życie.
Jako, że byłam zwykłą, nie wysportowaną studentką napastnik szybko mnie dogonił. Mimo wszytsko przygotowałam się na to i zawczasu wyjęłam z sakwy nożyk, którym całkiem nieźle potrafię się  posługiwać.
Obróciłam się w stronę mojego przeciwnika, gotowa do ataku. On także się zatrzymał, zauważyłam, że w ręce trzyma małe narzędzie przypominające katanę o dwóch końcach. Jednym ostrym, a drugim twardym i ciężkim. Nigdy wcześniej nie widziałam widziałam takiej broni, co mimo paniki mnie zaciekawiło.
Mężczyzna jednak nie zwlekał dłużej i przystąpił do ataku.
Z początku całkiem dobrze sobie radziłam, oberwałam tylko delikatnie zaostrzoną częścią rekwizytu atakującego. On z kolei zarobił ode mnie parę pożądnych kopniaków.
Z czasem byłam coraz bardziej zmęczona walką i mój przeciwnik zdobył dużą przewagę.
Nie zamierzałam się poddać tak szybko, ale powoli traciłam siłę na pojedynek.
Gdy byłam już zupełnie wycieńczona, naoastnik zadał mi dosadny cios w głowę końcówką przypominającą maczugę.
Czułam, że tracę panowanie nad ciałem i osuwam się bezwładnie na ziemię. Ostatnie, co widziałam, to mój wróg powoli zdejmujący ciemną maskę.

-^><~~~><^-

Jesteście ciekawi dalszych losów naszej bohaterki?

Mydło i powidło, czyli jak zabłądzić w literach Where stories live. Discover now