26.

182 12 0
                                    

Minho tylko zbliżył się na niewielką odległość od drzwi, a te momentalnie uchyliły się szerzej, by mógł on, bezproblemowo wejść do środka. Nawet jeśli nie zdążył tego jeszcze dobrze zrobić  - usłyszał cichy głos swego towarzysza:

- Sześć minut... - a Lee Know pomyślał o tym, że ich czas nieubłaganie ucieka. Bał się tego, lecz wiedział jedno...
Musieli się spieszyć.

Gdy przystanął już naprzeciwko Kai'a, ten nonszalancko uniósł swoje okulary. Starszy dzięki temu, miał okazję, aby w całej okazałości, przyjrzeć się oczom blondyna, które wręcz błyszczały. Fioletowowłosy na tę rzecz, uśmiechnął się do przyjaciela, delikatnie poklepał go po ramieniu i szepnął:

- Muszę przyznać, że poszło ci cholernie dobrze, jestem pewien, że sam bym tak tego nie rozegrał  - po czym oboje cicho się roześmiali, a Kai nie omieszkał podziękować i zażartować na temat swojego wrodzonego talentu do podobnych czynów.

Następnie Minho znów podjął: - Pójdę już. Za równe... - tutaj mężczyzna przerwał, zerkając na tarczę niewielkiego urządzenia zaczepionego na jego nadgarstku. - ... trzydzieści pięć minut. Chłopaki muszą już być tutaj, w środku - dokończył, po czym poprawił swój garnitur, gotowy, by ruszyć przed siebie.

- Jasne, ale idź już, zostało niespełna pięć minut - odparł Kai, a starszy przytaknął i odwrócił się na pięcie.

Pewnym krokiem wyszedł z niewielkiego przedsionka, drewnianymi, przyozdobionymi wieloma tłoczeniami oraz określonymi wzorami,  drzwiami. Te różniły się diametralnie od tych, które pozostawił tuż za sobą.

Przekraczając próg, znalazł się w dużej sali, przepełnionej złotem, zapachem drogich perfum i ludźmi, którzy zapewne na tę konkretną okazję postanowili udawać majętnych.
Chłopak pomyślał tak tylko z jednego, prostego, przynajmniej dla siebie, powodu.
Otóż, nie kojarzył żadnej twarzy z tego sporego zbiorowiska przeróżnych osób, a więc stwierdził, iż nie mogli być oni nikim rozpoznawalnym, czyli bogatym - również nie.

Na fortepianie umiejscowionym w rogu pomieszczenia, grała elegancko ubrana kobieta, której czarna suknia, sięgała aż po samą podłogę. A było tak nawet jeżeli siedziała ona na krześle.

Delikatna i przyjemna dla ucha muzyka, rozbrzmiewała w każdym, chociażby najmniejszym czy też najgłębszym kącie sali.
Lee cicho, nie chcąc zwrócić na siebie niczyjej uwagi, zamknął wrota i na sekundę przymknął powieki, dając porwać się dźwiękom, które przecież tak bardzo lubił.
A wtem mimowolnie, w jego głowie, pojawił się tak dobrze znany mu obraz.
Obraz trzynastoletniego chłopca, który z zamkniętymi oczkami pochylał się nad swym ukochanym instrumentem. Jego palce zbyt płynnie przesuwały się po klawiszach, tworząc prawdziwą sztukę...
Sztukę, w której starszy o dwa lata chłopak, będący świadkiem tej sceny, którą chłonął całym sobą, zatracił się zupełnie...
Zatracił się nie tylko w tym, co jego przyjaciel potrafił, ale i w nim samym. Pokochał w nim wszystko. Pokochał go całego, takim jakim był kiedyś i jakim jest obecnie...

A obecnie jest jego całym światem...

Światem, dla którego jest w stanie rozpętać nie jedną wojnę, stoczyć nie jeden pojedynek, byleby zachować go zaraz przy swym sercu oraz duszy, które wreszcie odnalazły swoje szczęście i prawdziwy sens życia.

Mężczyzna poczuł lekkie ukłucie w klatce piersiowej, lecz szybko je zignorował. Otworzył oczy i raz jeszcze, przemierzył wzrokiem całą salę. Zatrzymał się dopiero przy schodach, do których musiał dotrzeć jak najszybciej. Nie zastanawiając się już, poszedł przed siebie, omijając ludzi, których napotykał na drodze.
A na końcu wspominanych schodów czekało dwóch, niezwykle wysokich i tęgich mężczyzn, którzy sprawdzali osoby wchodzące na wyższe piętro.

Cause even if it kills me, Never let you go  Onde histórias criam vida. Descubra agora