Tenth - SHANNON

91 46 15
                                    

Przejechała ostrożnie tuszem do rzęs, zwilżyła ponętne usta i okręciła twarz w obie strony, aby wychwycić niedociągnięcia nałożonego grubo podkładu. Przybliżała się do lustra, śledząc każdy skrawek skóry. Wiedziała, że wszelkie wybrakowania zostaną dostrzeżone, gdy tylko zejdzie na parter i stanie twarzą w twarz z Deborah. Starała się więc dążyć do perfekcji, mimo że był to tylko wymysł z jej głowy.

Bo ideał nie istniał.

Choć Deborah twierdziła co innego.

Błękitne oczy szybko przerzuciła na godzinę w telefonie. Trzy minuty do zameldowania się przy wyjściu, gdzie Deborah czekała, żeby podwieźć ją do szkoły. Dwie minuty na to, aby odpisać na nową wiadomość podświetlającą się pod cyframi porannej godziny.

Szybko włączyła wyświetlacz, wychodząc na korytarz bez obawy o nakrycie. Przybrana siostra nie była problemem, skoro postanowiła chodzić pieszo do ich wspólnego liceum, odrzucając wczorajszą ofertę podwózki jej matki. Stąd też wychodziła wczesnym rankiem do szkoły i dzięki temu Shannon nie natykała się na nią więcej niż było to konieczne. Musiała przyznać, że uparty charakter Ann był jej mocno na rękę.

Chociaż Deborah niezbyt za nią przepadała. Wiedziała dlaczego. W końcu Ann była nikim innym jak obcą, bez żadnych wpływów. Niezadbaną, nieco pyskatą małolatą, która nijak pasowała do ich "boskiego" wizerunku.

Niewiarygodne, że Deborah nie zdołała przekonać swojego głupiego męża, aby odpuścił sobie decyzję wprowadzenia dziecka z poprzedniego małżeństwa do ich życia z wizją tworzenia jakiejś bzdurnej "rodziny".

"To mieszkanie jest tymczasowe" – mówiła jej matka, gdy jej mąż otwarcie wykładał plan, jak będzie wyglądała ich przyszła rodzina w skromnym domu w Golden Town.

Dlatego naprawdę dziwiła się matce. Ani Deborah, ani Shannon nie były przyzwyczajone do metrażu domu, w jakim przyszło im obecnie zamieszkać.

Z tego, co jednak zdołała zauważyć, Ann również nie wykazywała dużego entuzjazmu nagłą przeprowadzką. Jej kontakt z ojcem bardziej przypominał napięcie w czasie burzy niżeli zdrową relacje między rodzicem a córką. W dodatku od razu działała wbrew wszystkim żądaniom (co jeszcze bardziej skwasiło Deborah) i sama postanowiła wyprowadzić się od razu z jej pokoju i przenieść łóżku a nawet biurko samodzielnie na piętro wyżej. Co prawda, z tym pierwszym pomógł jej trochę ojciec, jednak z resztą zaskakująco poradziła sobie w pojedynkę.

Ta siła dziewczyny trochę imponowała, ale i równocześnie obrzydzała Shannon. Była jak bawół w nastoletniej skórze.

Donald: ja umieram

Donald: naprawdę

Donald: nie żartuje

Uśmiechnęła się pod nosem, widząc wiadomości na Discordzie, choć z zewnątrz mogło wyglądać to jak sekundowe wzdrygnięcie warg.

Bo Shannon rzadko się naturalnie uśmiechała.

Solar13: Grypa to jeszcze nie koniec świata, dramaturgu

Odpisał jej od razu:

Donald: lekceważysz moje uczucia

Przewróciła oczami i dostrzegając, że została jej minuta, wyłączyła wyświetlacz i zeszła prędko po schodach. Deborah już stała na wejściu z firmową torebką zarzuconą na ramieniu i ręką opartą o talię. Ubrana nienagannie w elegancki uniform o jednolitym kolorze i dopasowanymi, kontrastującymi akcesoriami. Jak przystało na Deborah Hughes – jedna z wysoko sytuowanych kobiet biznesu, założycielka firmy kosmetycznej, która obecnie podbijała nawet rynki europejskie.

Sins of Youth [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now