Rozdział 6

338 8 56
                                    

Janek:

Po kilku minutach przychodzi do mnie jakaś młoda dziewczyna. Jej szeroki uśmiech przyprawia mnie o mdłości. A może to reakcja na ból, bo kolano ponownie daje o sobie znać.

– Dzień dobry, nazywam się Zuzanna Mazur. Miałam nadzieję, że poznamy się w przyjemniejszych okolicznościach. Jestem nową fizjoterapeutką centrum Rehabilitacji. – Wyciąga do mnie rękę, którą ściskam tylko z grzeczności, żeby nie wyjść na bufona i dodaję:

– Ja chyba nie muszę się przedstawiać.

Dziewczyna peszy się lekko, co wnioskuję po zarumienionych policzkach. Jednak gdy po chwili się odzywa, ma całkowicie opanowany głos.

– Za chwilkę ktoś przyniesie ci kule. Założymy ortezę i rozpoczniemy naukę chodu.

– Przecież umiem chodzić – burczę.

– Wbrew pozorom chodzenie o kulach nie jest łatwe. Trzeba wiedzieć, od której nogi zacząć, aby nie pogłębić urazu. – Tym razem nie udaje się pani Zuzie ukryć wszystkich emocji w głosie i wyczuwam przebijającą się irytację.

Jakbym sam cieszył się na przedłużający tutaj pobyt. Kiedy nic nie odpowiadam dziewczyna obrzuca mnie krótkim spojrzeniem, po czym odchodzi.

Kilka minut później zjawia się kolejna młoda kobieta z kulami dla mnie. Skanuje moją sylwetkę, za pewne szacując wzrost. Dlaczego nie zapyta i oszczędzi nam czasu? Naprawdę co raz bardziej jestem jak tykająca bomba. Wszystko doprowadza mnie do szału, nawet sącząca się z radia jakaś energiczna piosenka. Resztką sił powstrzymuję się od wyładowania na czymś. Ściana z tyłu wygląda całkiem zachęcająco. Może jak walnę sobie z raz czy dwa poczuję się lepiej? Wiem, że nie i jeszcze tylko ta świadomość utrzymuje mnie w ryzach. Po chwili, która  trwa jak wieczność odbieram kule. Wciskam ramiona w szerokie obejmy i zaciskam palce na rękojeściach. Dzięki specjalnym nasadkom kule nie wyślizgują się z dłoni, co zapewnia dodatkową stabilność. Pracowniczka kliniki ponownie skupia na mnie czujny wzrok, po czym mówi:

– Proszę sprawdzić czy jest dobra wysokość. Barki muszą być swobodne, a łokcie lekko ugięte.

– Chyba jest okej – odpowiadam, bo nie czuję żadnej niewygody.

– Proszę jeszcze raz sprawdzić. Od wysokości zależy także prawidłowy chód...

– Tak, jest dobrze – przerywam kobiecie ostro. – Gdzie mam teraz iść?

– Zaprowadzę pana – oferuje, na co jedynie kiwam głową.

Pierwszy krok robię bardzo powoli i niepewnie. Na szczęście mam dobrze rozbudowane mięśnie ramion, więc to na nich mogę głównie oprzeć ciężar ciała. Chociaż gdy dochodzimy do odpowiedniej sali czuję lekki ból.

– To tutaj. – Kobieta otwiera drzwi, po czym przepuszcza mnie przodem. – Pani Zuza już czeka. Ode mnie to wszystko.

Ponownie kiwam głową, ale na delikatny uśmiech nie mogę się zdobyć.

Wchodzę do sali, która zapewne służy do ćwiczeń, bo pełno w niej przyrządów, sztang oraz materacy. Przez długość jednej ściany ciągną się belki, a drugą w pełni pokrywają lustra. Prawie wszystkie okna są pootwierane, ale i tak wyczuwam unoszący się odór potu.

– Jestem – komunikuję, ponieważ pani Zuza stoi zwrócona do mnie plecami i mogła nie zarejestrować mojego przyjścia.

– Świetnie, usiądź na krześle. Zaraz założymy ortezę. – Zagarnia ze stojącego pod oknem stołu przygotowaną wcześniej szynę.

Ostrożnie, przy pomocy kul wgramolam się na krzesło. Kolano boli coraz bardziej i zaczynam się tym niepokoić.

– Mogę mieć do pani pytanie? – odzywam się niepewnie, gdy kobieta podchodzi bliżej.

Zdradziecka miłość - II Tom serii Sfaulowane sercaWhere stories live. Discover now