Rozdział 11

167 1 0
                                    

Janek:

Rano budzi mnie pielęgniarka. Przynosi jednorazową koszulę nocną i karze się przebrać. A na odchodnym dorzuca, że zaraz zjawi się anestezjolog. Wczorajszy wieczór z Zuzą nieco mnie odstresował, ale teraz ponownie żołądek zaciska mi się w supeł z nerwów. Marzę, żeby było już po zabiegu, choć wiem, że po nim tak naprawdę zacznie się piekło. Przeglądałem różne fora dla osób po zerwanym więzadle i wszyscy zgodnie pisali, że ból zaraz po zerwaniu jest niczym w porównaniu do bólu pooperacyjnego. Nie mogę sobie tego wyobrazić, bo tamten ból w skali od zera do dziesięciu oceniłbym na pieprzone jedenaście.

– Dzień dobry, jak samopoczucie? – Doktor Martin wchodzi do sali i wita mnie delikatnym uśmiechem.

– Zestresowany jak nigdy – odpowiadam szczerze.

– Nic się nie bój. Poskładamy twoje kolano tak, że będzie, jak nowe.

Potakuję głową, chociaż nie do końca wierzę w tak szybkie i dobre zakończenie. Życie nie raz nauczyło mnie stopować przesadny optymizm, dlatego teraz staram się nie myśleć o tym, co będzie.

Pościel, którą jestem okryty zastępuje cienkie prześcieradło. Następnie przewożą mnie do pokoju przygotowawczego. Siadam na krawędzi łóżka z nogami opartymi na niskim stołku. Lekko panikuję na widok przygotowanych igieł, ale zamknięcie oczu pomaga mi nieco przezwyciężyć strach. Najpierw czuję coś chłodnego na skórze. Najpewniej środek dezynfekujący, a później mocne ukłucie. Boli i piecze przez dobrą chwilę.

– Teraz podamy środek znieczulający – informuje mnie doktor Martin, po czym dodaje: – Proszę się nie ruszać. Będzie lekkie ukłucie.

– Dobrze.

Wkłucie nie jest wcale takie lekkie, ale nie wykłócam się o to z anestezjologiem. Zagryzam zęby i modlę się myślach, żeby ta przeklęta igła zniknęła jak najszybciej.

– Proszę się ostrożnie położyć. Za jakieś pięć minut znieczulenie zacznie działać. Może się pojawić mrowienie i uczucie ciężkości.

Wspomniane uczucie ciężkości jest bardzo dziwne. Nie potrafię go do niczego porównać. Doktor Martin wykonuje kilka krótkich testów, aby się upewnić, że znieczulenie działa, po czym przewożą mnie na salę operacyjną. Przymykam oczy, nagle porażony ostrym światłem lampy. Słyszę skrzęt metalowych przyrządów, a chwilę później ktoś zakłada mi maskę tlenową na usta. Robię się senny i ostatnie co pamiętam przed zapadnięciem w sen to zacisk opaski na udzie.

Gdy się przebudzam, ponownie jestem w swojej sali. Gardło pali mnie niemiłosiernie, a głowa boli, jakby ważyła tonę.

– Pić – chrypię, zauważając siedzącą przy łóżku Zuzę.

Dziewczyna podrywa się nerwowo z krzesła, po czym przytyka mi do ust butelkę z wodą i słomką. Biorę ostrożnie małego łyka, bo przełykanie potęguje ból gardła. Czuję się totalnie rozbity, przez co nie mogę ocenić, co doskwiera mi bardziej.

– Pójdę po lekarza. – Zuza ściska uspokajająco moją dłoń. – Zaraz wracam.

Lekarz zadaje mnóstwo pytań, ale formułuje je w taki sposób, abym mógł tylko potakiwać albo kręcić głową. Nie wiem, czy od tych częstych ruchów głowy, czy od schodzącego znieczulenia nagle robi mi się niedobrze. Przytykam dłoń do ust, próbując stłamsić odruch wymiotny, ale niewiele to pomaga. Pielęgniarka w ostatniej chwili podbiega do mnie z nerką i podkłada mi ją pod usta.

– Podamy metoclopramid przeciwwymiotnie i paracetamol na ból głowy. – Lekarz wydaje krótkie polecenie pielęgniarce, na co ta potakuje głową.

Następnie wychodzi z sali odbierając ode mnie nerkę.

Zdradziecka miłość - II Tom serii Sfaulowane sercaWhere stories live. Discover now