Rozdział 9

177 4 31
                                    

Janek:

Dopakowuję ostatnie rzeczy do sportowej torby i zagarniam z komody komórkę. Taksówka ma podjechać za jakieś trzy minuty, więc pora się zbierać. Skłamałbym, gdybym powiedział, że się nie denerwuję, bo jestem przerażony jak nigdy. A co jeśli po operacji nie będzie lepiej albo coś pójdzie nie tak? Z nerwów żołądek jeszcze bardziej mi się zaciska. I chociaż do czasu badań nie mogę nic jeść ani pić, prócz czystej wody, nie czuję głodu. Wręcz mdli mnie na myśl o przełknięciu czegokolwiek.

Droga na lotnisko zajmuje ponad czterdzieści minut z racji korków. Ktoś, kto rozplanował remonty drogowe, wpierw powinien udać się na kurs logicznego myślenia. Bo jak można rozkopać wszystkie dzielnice miasta jednocześnie. W pośpiechu podaję taksówkarzowi banknot pięćdziesięciozłotowy i nie czekając, aż wyda mi resztę, wybiegam z taksówki. Jestem już mocno spóźniony, o czym informuje mnie sms od Zuzy.

Za ile będziesz? Za pół godziny odlatujemy.

Rezygnuję z odpisania na wiadomość, bo właśnie wchodzę do hali odlotów. Nerwowo rozglądam się, aby wypatrzeć Zuzę w tłumie. Umówiliśmy się blisko wejścia, ale nie jest to dokładne miejsce. Kiedy po dłuższej chwili nadal nie widzę dziewczyny, piszę do niej wiadomość.

Gdzie jesteś?

W barze. – Odpowiedź przychodzi niemal natychmiast.

Świetnie. Przecież bar nie jest tak bardzo oddalony od wejścia. To tylko kilkadziesiąt metrów, które wysysają ze mnie resztki energii.

– Cześć. – Opadam na wolne krzesło obok Zuzy.

Kolano zaczyna ponownie kłóć, a i ramionom nie zrobiła zbyt dobrze ta szybka przebieżka.

– Cześć. – Zuza obdarza mnie łagodnym uśmiechem. – Jak się czujesz?

– Do bani, tak jak przez ostatni tydzień – burczę.

Obiecałem sobie więcej nie wyładowywać złości na dziewczynie, ale to jest silniejsze ode mnie. Zawsze kiedy byłem czymś wkurzony, dawałem upust ciążącym emocjom na siłowni bądź murawie, jednak tym razem nie mogę tego zrobić. I to chyba jeszcze bardziej podjudza moją wściekłość.

Zuza nic już nie mówi ani na mnie nie spogląda. W milczeniu dopija kawę, a kiedy wywołują nasz lot, bez słowa podnosi się z krzesła. Cudownie. Zapowiada się wspaniały wyjazd.

Sprawnie przechodzimy przez odprawę i kierujemy się do samolotu. Z każdym krokiem przybliżającym mnie do tej olbrzymiej maszyny czuję coraz większy strach, a gdy siedzimy w środku, omal nie mdleję.

– Wszystko w porządku? – Zuza przygląda mi się uważnie.

– Zapomniałem wspomnieć, że mam lęk wysokości i panicznie boję się latać – odpowiadam, biorąc duże hausty powietrza, aby choć trochę się uspokoić.

Dziewczyna ściska moją dłoń i nie puszcza jej aż nie znajdujemy się w powietrzu. Przez prawie całą noc nie zmrużyłem oka, więc w końcu ogarnia mnie senność. Przymykam oczy, marząc o krótkiej drzemce. Lot potrwa niecałe trzy godziny, zatem zbyt długo sobie nie pośpię, ale lepsze to niż nic.

Kiedy się przebudzam, głowę mam opartą na ramieniu Zuzy, a dziewczyna oplata mnie ręką w tali. Do moich nozdrzy dociera kwiatowy zapach perfum. Niezwykle łagodna mieszanka, która w niezrozumiały dla mnie sposób uspokaja moje rozszalałe myśli. Jest mi tak dobrze, że nie mam ochoty się ruszyć. Niestety ścierpnięty kark i kontuzjowane kolano przypominają o sobie.

Ostrożnie odrywam głowę od ramienia Zuzy, uważając, aby jej nie zbudzić, co nie do końca mi się udaje. Dziewczyna mruży oczy, a gdy dostrzega, w jakiej pozycji się znajdujemy, odskakuje ode mnie jak oparzona.

Zdradziecka miłość - II Tom serii Sfaulowane sercaWhere stories live. Discover now