Rozdział 38: Siedem lat pecha

366 45 0
                                    

Około północy obudziłam się nagle, bo miałam koszmar o walce Phecdy z Eltą. Przerażona objęłam mocno swoją ukochaną, która uspokoiła nieco moje skołatane nerwy. Serce biło mi szybko i bolała mnie głowa, ponieważ bardzo się bałam. We wszystkich wizjach, które pojawiały się w mojej wyobraźni, w każdym moim nocnym koszmarze Elta wygrywała z Phecdą. Nie chciałam o tym myśleć, lecz nie mogłam przestać. 

Przytulałam się do wróżki całą resztę nocy. Żadna z nas nie spała. Nad moją ukochaną ciążyła w końcu wizja bitwy na śmierć i życie, nade mną - strach przed tym, że na zawsze ją utracę. Zdawałam sobie sprawę, jak mało czasu nam zostało. Usiłowałam wykorzystać i docenić każdą sekundę, jaką mogłyśmy jeszcze spędzić razem. Zwracałam uwagę każdy, nawet najbardziej subtelny ruch Phecdy, dostrzegałam wszystkie błyski światła, jakie dobywały się z jej ciała, głównie czerwone i fioletowe. Gładziłam lekko dłonią po jej cudownej twarzy, czując przyjemne ciepło wydzielane przez dziewczynę. Oczy mojej ukochanej błyszczały jasno w ciemności, pełne niepokoju i obawy, bacznie obserwujące skryty w mroku pokój. Przeczesałam dłonią beżowe loki wróżki, spływające kaskadami na jej ramiona i plecy. Wtuliłam głowę w klatkę piersiową dziewczyny, objęłam ją mocno w pasie i przysunęłam się do niej jeszcze bardziej, nie chcąc jej opuścić ani na sekundę. Zaczęłam płakać bezgłośnie; moje łzy od razu wsiąkały w białą sukienkę Phecdy - tę samą, w której znalazłam ją parę miesięcy temu na śmietniku. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Jednak ziarenka piasku czasu, które tak bardzo próbowałam zatrzymać w swoich dłoniach, nieubłaganie uciekały mi przez palce. Moment, w którym będę musiała oglądać moją ukochaną walczącą ze swoim śmiertelnym wrogiem, zbliżał się coraz szybciej.

- Klaro... - szepnęła Phecda w pewnej chwili, gładząc mi ręką po włosach.

- Tak?

- Będziesz tam ze mną jutro?

Odsunęłam się od klatki piersiowej dziewczyny i spojrzałam na jej przerażoną twarz. Objęłam ją rękoma i zbliżyłam się, aby nasze czoła zetknęły się ze sobą.

- Będę z tobą zawsze - wyszeptałam, zamykając oczy i dociskając mocno głowę do wróżki. - Kocham cię, Phecdo.

Dziewczyna w odpowiedzi pocałowała mnie w usta. Był to szybki, niepełny pocałunek, pełen strachu przed utratą kontroli i czujności.

- Musisz się wyspać, kochanie - powiedziałam cicho, kładąc dłoń na bladym policzku Phecdy.

- Nie, ja nie mogę. Trzeba pilnować pokoju. Boję się, że Elta przyjdzie tu w nocy.

- Spokojnie, ja się tym zajmę. Będę nad tobą czuwać - zapewniłam, odgarniając wróżce kosmyk włosów z twarzy.

- Nie chodzi o mnie. Ja muszę pilnować ciebie.

Pocałowałam ukochaną lekko w czoło.

- Dam sobie radę. Śpij, żeby mieć jutro dużo siły. Będzie ci bardzo potrzebna.

Phecda po paru minutach zamknęła wreszcie oczy i niedługo później zapadła w niespokojny sen, podczas którego błyskała to na czerwono, to na fioletowo. W końcu jednak jej kolor unormował się i zaczęła świecić już tylko zielonym światłem. Czuła się przy mnie bezpiecznie. Wreszcie mogła odpocząć. 

Bałam się o nią bardzo i postanowiłam sobie, że naprawdę nie z mrużę oka aż do samego rana, żeby móc się nacieszyć jej obecnością jak najdłużej. Wreszcie jednak i mnie zmorzył sen - płytki, nerwowy, przepełniony koszmarnymi wizjami bitwy, która miała się odbyć już za kilka godzin. Całą noc się bałam i trzęsłam ze strachu. Śniły mi się tak potworne rzeczy, że obudziłam się gwałtownie kilka razy w ciemnym pokoju. Upewniałam się parokrotnie, że Phecda wciąż jest przy mnie, i znowu zamykałam oczy, żeby spróbować choć trochę odpocząć przed jutrzejszym dniem. 

Miałam tej nocy tylko jeden dobry sen, znacząco różniący się od reszty - pojawiła się w nim naiwna nadzieja, podsycana przez moją wielką miłość. Nadzieja, że mojej ukochanej wystarczy siły i odwagi, by stoczyć walkę z  Eltą. I by jej nie przegrać.

*

Obudziłam się rano jako pierwsza, Phecda jeszcze spała, przykrywając skrzydłem i mnie, i siebie. Chciałam dotknąć palcami jej pięknej twarzy lub włosów, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię, dziewczyna z całą pewnością się obudzi. Patrzyłam więc tylko na nią w milczeniu, analizując każdy detal jej bladej cery, zamkniętych oczu, długich, jasnych rzęs, pełnych ust, lekko zadartego nosa, mocno zarysowanych kości policzkowych czy połyskujących co jakiś czas punkcików na jej czole. Widziałam każdy pukiel beżowych loków Phecdy, czułam jej oddech na swojej szyi i myślałam przez cały czas, że jest najcudowniejszą istotą, jaką kiedykolwiek widziałam na oczy. Była moją pierwszą i jedyną miłością. Miłością mojego życia.

Phecda w pewnym momencie zaczęła oddychać tak nerwowo, że aż odsunęłam się od niej ze strachem.

— Klara! — krzyknęła dziewczyna, podnosząc się gwałtownie do pozycji siedzącej. Usłyszałam trzask, jakby coś bardzo cicho się złamało, a sekundę później poczułam dym. Obróciłam się do tyłu. W lustrze na ścianie, obok drzwi wejściowych, dostrzegłam nasze odbicie. Phecda siedziała na kanapie wyprostowana jak drut, a jej oczy, skrzydła i maleńkie punkciki na czole lśniły czerwonym blaskiem. Ja leżałam przed nią i jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w płonącą ramę lustra. Paliła się. Ogień... Ogień!

W popłochu zerwałam się z łóżka i niemal odruchowo złapałam leżący na jego skraju koc. Zaczęłam uderzać nim w płonące lustro. Spadło ono wreszcie ze ściany i wylądowało na podłodze. Nie wiedziałam, czy pękło, czy nie, bo skupiłam się na gaszeniu jego płonącej ramy. Przykryłam ją kocem i ze strachem obserwowałam raz lustro, raz Phecdę. Wróżka, pogrążona w jakimś dziwnym trasie, siedziała nadal w tej samej pozycji na łóżku, bezustannie świecąc na czerwono. Nie widziałam w tamtym momencie jej źrenic ani tęczówek. Bałam się, że działo się z nią coś złego.

Po około dwóch minutach podniosłam wreszcie przepalony w paru miejscach koc z podłogi i odetchnęłam z ulgą, widząc że udało mi się powstrzymać ogień. Chwyciłam drewnianą ramę przez miękki materiał, by się nie poparzyć, i obróciłam ją na drugą stronę.

Przełknęłam nerwowo ślinę. Lustro było całkowicie popękane.

Nigdy nie wierzyłam w przesądy o czarnym kocie, bocianie czy jaskółczym gnieździe. Jednak w tamtej chwili okoliczności skłoniły mnie do uwierzenia, że stłuczone lustro zwiastowało coś bardzo, bardzo złego.

Siedem lat pecha. Tyle, według przesądu, miało spaść na osobę, która rozbije lustro. Nam nie potrzeba było aż siedmiu lat. Wystarczyło, by szczęście opuściło nas na siedem godzin, a wtedy Ziemia zapadłaby się i wszystko, co kiedykolwiek na niej żyło, zostałoby unicestwione.

Phecda w pewnym momencie przestała świecić i opadła bezsilnie na kanapę. Podbiegłam do niej i podniosłam ją lekko do góry. Objęłam dziewczynę i pocałowałam delikatnie czubek jej głowy, a ona wtuliła się we mnie i zaczęła płakać.

- Cii, już dobrze... już dobrze, kochanie. Coś ci się tylko przyśniło... - mówiłam cicho i spokojnie, gładząc delikatnie dłonią włosy Phecdy.

— Nie wygram tej walki, Klaro... — wydusiła dziewczyna półgłosem. - Eltanin jest silniejsza, ma dużo więcej mocy.

- Ale brakuje jej miłości, którą ty na pewno masz gdzieś głęboko w sobie. Ja naprawdę wierzę, że potrafisz kochać.

Phecda wysunęła się z moich objęć i bez słowa usiadła na kanapie tuż obok mnie. Spojrzała mi w oczy tak przenikliwie, jakby próbowała coś z nich wyczytać. Jej źrenice rozszerzyły się znacząco.

— Może i mam gdzieś w sobie miłość — powiedziała po chwili wróżka drżącym głosem. — Ale czy jest wystarczająco silna?

- Phecdo... - szepnęłam, ocierając jej łzę. - Miłość jest najsilniejszą mocą ze wszystkich.

Jesteś moją bajką 🧚 (lgbt)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz