Cześć. Rozdział miał być wcześniej, ale weny brak. I przepraszam, bo rozdział miał być jakiś czas temu, kiedy wrócę z wakacji, a tak się nie stało.
Bardzo PRZEPRASZAM.
Chciałam też ogłosić, że zrobię sobie małą przerwę od pisania.
Dla jasności, opowiadania NIE zawieszam. Po prostu potrzebuje przerwy.
Proszę o zrozumienie i życzę miłego czytania.
---------------------------
Pov: NarutoSasuke wyciągnął telefon z tylnej kieszeni i zadzwonił, zapewne, po Itachiego. Nie widziałem jego twarzy, ale po tonie jego głosu mogłem stwierdzić, że jest szczęśliwy. I ja też byłem.
- Powinien być za dziesięć minut. - powiadomił mnie brunet. - Opowiesz mi dokładniej co się stało między tobą a Kibą? I resztą? - zapytał. Miał poważny wyraz twarzy. Przełknąłem, rosnącą w gardle, gulę.
- Pamiętasz, jak po szkole czekałeś jeszcze jakiś czas, zanim zjawił się Itachi? Rozmawiałeś chwilę ze mną, ale twój brat nam przerwał. - pokiwał głową na potwierdzenie. - Zanim odszedłem, zobaczyłem ich. Pokazali mi, że mam zjawić się za szkołą, więc tam poszedłem. Kiedy już byłem na miejscu Deidara przyparł mnie do muru. - zatrzymałem się na chwilę, by spojrzeć na drania. Na jego twarzy malowała się złość. - Ten wstrętny psiarz powiedział, że mam coś dla nich zrobić. I... tak jakby mu się sprzeciwiłem... Nie spodobało mu się to i mam nauczkę. - wskazałem na siebie.
- I czemu nie zadzwoniłeś na policję? Pomogli by. Mogłeś nawet pójść do dyrektorki. - powiedział, wyraźnie zły. - Kto cię tam znalazł?
- Nikt... Sam udałem się do szpitala i powiedziałem, że spadłem ze schodów... Kupili to. - powiedziałem.
Od dalszej dyskusji uratował mnie dźwięk klaksonu. Wsiedliśmy do auta. Gdy starszy z Uchihów mnie zobaczył, uśmiechnął się. Odwzajemniłem gest.
- W końcu porozmawialiście. - powiedział cicho, po czym dodał już trochę głośniej. - Naru, co ci się stało?
- Długa historia... - odpowiedziałem wimijająco. Ten spojrzał na mnie w lusterku zatroskanym wzrokiem. - Opowiem, jak będziemy u was.
Jechaliśmy w ciszy, dopóki na moją komórkę nie przyszła wiadomość. To był Shikamaru.
Shikamaru: Cześć. W piątek dołączamy do twojej klasy. Razem z Choujim będziemy wynajmować pokój w twoim mieście.
Naruto: Naprawdę?! To super! Już nie mogę się doczekać!
- Wysiadaj, młotku. - oderwałem wzrok od telefonu i wyszedłem z pojazdu. We trójkę weszliśmy do domu i skierowaliśmy się do salonu.
Zapadła niezręczna cisza. Przynajmniej dla mnie. Itachi patrzył na mnie, ciężko nad czymś myśląc, a Sasuke był w swoim własnym świecie. W końcu ciszę przerwał głos starszego bruneta:
- No to opowiadaj, co ci się stało.
- Itachi, nie wiem, czy chce o tym mówić. - powiedziałem. - To... Trochę skomplikowane... - zacząłem nerwowo bawić się palcami. Sasuke chyba to zauważył, bo przyszedł do mnie i objął ramieniem.
- Ej, spokojnie... Nie musisz mówić wszystkiego. Nie chce, żebyś czuł się niekomfortowo. - zapewnił Itachi, posyłając mi blady uśmiech. Jeszcze przez chwilę się nie odzywałem. Musiałem przeanalizować, co mogę mu powiedzieć, a co zachować dla siebie.
- To trójka starszych uczniów. - zacząłem. - Pamiętasz, jak odebrałeś Sasuke spod szkoły? Wtedy, kiedy się spóźniłeś. - zapytałem. Ten pokiwał głową. - Zauważyłem ich wtedy. Pokazali mi, że mam za nimi iść.
- Czemu za nimi poszedłeś? Nic by ci wtedy nie-
- Zrobiliby, Itachi. Nie znasz ich. - przerwał mu onyksowooki.
- Tak, więc - kontynuowałem - kiedy już tam dotarłem, jeden z nich przycisnął mnie do ściany. Powiedzieli mi, że mam coś dla nich zrobić. Postanowiłem się im sprzeciwić... Po raz pierwszy... no i mam nauczkę. - wskazałem palcem na siebie.
- Mam rozumieć, że nie zadzwoniłeś na policję? - przytaknąłem mu głową. Ten tylko westchnął. - Naruto, obiecaj nam, że jak jeszcze raz coś ci zrobią, to od razu zadzwonisz albo do nas, albo na policję, ok? - zapytał, łapiąc mnie za dłoń.
- Obiecuje. - potwierdziłem.
- Cieszę się. Co chcecie zjeść? - zapytał, patrząc raz ma Sasuke, raz na mnie.
- Nie wiem, niech młotek wybierze.
- Ramen! - krzyknąłem, na co oboje się zaśmiali. - No co?
- Nic, nic. Idzcie poczekać do pokoju mojego braciszka. - pokiwałem głową, schwyciłem drania za rękę i pobiegliśmy do niego.
Brunet oznajmił, że idzie jeszcze do łazienki, więc pospacerowałem po jego pokoju. W pewnym momencie, zauważyłem mój rysunek zrobiony dla niego. Uśmiechnąłem się.
- Czemu się uśmiechasz? - usłyszałem pytanie za sobą.
- Masz jeszcze ten rysunek. - wskazałem na niego palcem.
- Ach... Tak, spodobał mi się. - uśmiechanął się. - Naruto, jeszcze raz, chce cie przeprosić. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale... sam nie wiem, coś mnie poniosło. - spuścił głowę w dół.
- Nie przepraszaj, nic się nie stało. To nie zepsuje naszej przyjaźni. - chyba powiedziałem coś nie ten, bo onyksowooki bardziej spuścił głowę. - Ej, naprawdę nie ma się czym martwić. - podszedłem do niego i przytuliłem. A przynajmniej się starałem, bo ze zwichniętym nadgarstkiem to nie takie proste. Chłopak oddał uścisk.
- To co chcesz robić? - zapytał, gdy już się uspokoił.
- Może film? - zaproponowałem, na co się zgodził.
Film był dosyć ciekawy. Po około dwóch godzinach Itachi zawołał nas na obiad.
- A czy ty przypadkiem, nie umiałeś robić tego dania? - zapytał Sasuke.
- W tych czasach, wszystko znajdziesz w internecie. - odpowiedział mu długowłosy.
![](https://img.wattpad.com/cover/297444564-288-k798332.jpg)
YOU ARE READING
Co to za dziwne uczucie...? [SasuNaru]
FanfictionRodzice osiemnastoletniego Naruto zginęli zaraz po jego porodzie w wypadku samochodowym. Sam chłopiec trafił do domu dziecka. Był tam bity przez starszych "kolegów". Gdy tylko miał osiemnaście lat, wyprowadził się z domu dziecka. Co się stanie w now...