III

393 42 17
                                    



***



 

          Statek na morzu snów ponownie zacumował na brzegu. Katsukiego wybudziło coś ciekłego, co znalazło się na jego czole. Poczuł, jak samotne krople spływają po bokach jego głowy. Przez chwilę był pewien, że to jego pot, bo czuł, że jego głowa cała płonie, jednak po chwili namoczona szmatka oddaliła się od jego twarzy i ponownie wylądowała, gwarantując mu przyjemne, zimne orzeźwienie, dając mu do zrozumienia, że to zwykła woda ze ścierki.

Książę ostrożnie uniósł powieki, widząc nad sobą zieleń. Przez chwilę był pewien, że to jakaś roślina nad nim wisiała, jednak gdy tylko zaczął się wybudzać coraz bardziej, rozumiał, że to nie było nic takiego. W końcu rośliny nie ruszały się tak żwawo i płynnie. Nie odwracały się od niego w mgnieniu oka. Nie oddychały tak głośno, by blondyn był w stanie je usłyszeć.

Z jego ust wydobył się cichy jęk, gdy tylko spróbował podnieść swoje dłonie i uwolnić się spod kołdry, która miażdżyła go swoją ciężkością. Intruz od razu zwrócił na niego uwagę i ostrożnie uwolnił jego płuca od tłamszącego materiału wypełnionego pierzem.

- Czujesz się lepiej? – spytał cicho zielonowłosy, jakby doskonale wiedział, że rozchorowana omega była teraz wrażliwa na jakiekolwiek hałasy. Okazało się jednak, że nawet z powodu szeptu, brwi blondyna ściągnęły się groźnie w dół.

W końcu do jego rozchorowanego umysłu dotarło, że znajdował się niebezpiecznie blisko znienawidzonego szlachcica, który jeszcze niedawno go wykorzystał. Od razu został zaalarmowany, by się oddalić, jednak z powodu swojego osłabionego organizmu, ledwo kiwnął palcem. Katsuki nie wiedział, co było gorsze. Fakt, że cały płonął po zażyciu zbyt wielu inhibitorów i czuł się, jakby miał rzygać przez całą noc, czy to, że tuż przy nim siedziała śmierdząca alfa, a on nie pamiętał niczego po zasłabnięciu w korytarzu.

Niepotrzebnie zaczął się obawiać, że alfa ponownie dotykała jego ciało, gdy był nieprzytomny. Spojrzał gniewnie na zielonowłosego, który cały czas przy nim czuwał, lecz gdy tylko otworzył usta, zorientował się, że jego gardło było całe zdarte i nie potrafił ułożyć żadnego sensownego zdania swoim bełkotem i chrypką.

- Ah, jeszcze gardło? Rany. Nigdy nie widziałem tak rozchorowanej omegi – przyznał książę Izuku, sięgając ręką po złoty dzbanek, który leżał na regale w pustej przestrzeni między książkami, by przelać z niego wodę do kielicha. Bakugo uważnie obserwował każdy jego najmniejszy ruch swoimi rubinowymi oczami.

Gdy zielonowłosy ponownie się do niego przysunął, jego ciało przeszły dreszcze. Katsuki patrzył czujnie prosto w oczy oprawcy, mając wątpliwości co do picia z jego kielicha. Kto wie, co takiego alfa mogła tam dosypać, gdy jeszcze spał. Blondyn odwrócił od kielicha swój wzrok i nawet, gdy lodowata powierzchnia złota zetknęła się z jego wargami, nie odchylał ich, by się napić i sobie ulżyć. Usłyszał lekkie westchnięcie z irytacji, lecz nawet nie spojrzał w tamtym kierunku. Jego wzrok zawiesił się na małym okienku, za którym była ciemność, a następnie przerzucił się na świecę, która oświetlała cały pokój i leżała spokojnie na biurku z nową podstawką, gdyż poprzednia została zbita.

- Gdybym miał zamiar cię otruć, nie czekałbym, aż się obudzisz, tylko wlałbym to w ciebie, jak byłeś jeszcze nieprzytomny – burknął Midoriya, starając się przekonać nieznośną omegę do współpracy.

Katsuki cicho prychnął pod nosem i ponownie zerknął na zielonookiego. Książę zaczął się zastanawiać, dlaczego ten chłopak mu pomagał. Po co tutaj w ogóle siedział? Przecież byłoby lepiej dla nich obu, gdyby nigdy więcej nie widzieli się już na oczy. A jednak książę z Dalii siedział na brzegu łóżka i zajmował się rozchorowanym, jakby był jakąś położną w szpitalu, odpowiedzialną za swoich pacjentów.

Zniewolony Książę | dekubakuWhere stories live. Discover now