Rozdział dwudziesty pierwszy. Upadek.

169 31 447
                                    


Hej, moje góry i doliny

Widziałyście może dziś

Dokąd odszedł mój jedyny

Hej, Bóg się rodzi

Moc truchleje

Nie ma, nie ma ciebie

Kayah i Bregovic ,,Nie ma, nie ma ciebie" (cover by Małgosia Kozłowska)


— Nareszcie mam moje dzieci w domu — powiedziała przy stole pani Ewa. Synowie siedzieli po obu jej stronach, więc uścisnęła ich ręce i dodała z wdzięcznością. — Nigdy nie przestanę za to dziękować Bogu.

Konrad skrzywił się, ale jego matka tego nie zauważyła.

— Nie chcę was zamęczać, ale może wyjaśnicie mi, gdzie zniknęliście? — zapytała. — Martwiłam się wiele dni.

— Kiedy wracałem do domu, w lesie zaatakowały mnie zwierzęta i ledwo uszedłem z życiem. Jakiś okoliczny mężczyzna udzielił mi gościny, ale byłem zbyt osłabiony, żeby przekazać ci wiadomość, mamo — odpowiedział bez zająknięcia Eryk. — Po jakimś czasie Konrad mnie znalazł i tak wyglądała historia.

Wcześniej ustalili z bratem taką wersję wydarzeń, która co prawda nie była całkowicie zgodna z prawdą, ale miała w sobie jakieś jej ziarno.

— To naprawdę cud. — Pani Reszke aż klasnęła w dłonie. — Przecież niełatwo było znaleźć Eryka w obcej wsi, u obcego człowieka. Bóg naprawdę nad nami czuwa.

— I inne osoby — dodał tajemniczo Konrad. Eryk posłał mu oburzone spojrzenie.

— Bardzo chciałabym podziękować waszemu dobroczyńcy — kontynuowała matka. — Może udałoby się go tu zaprosić?

— Wątpię, mamo — zaprzeczył Eryk. — On jest samotnikiem i nie lubi wychodzić do ludzi.

— W takim razie będę się za niego modlić — stwierdziła pani Ewa poważnym tonem.

            — W takim razie będę się za niego modlić — stwierdziła pani Ewa poważnym tonem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gdy zapadła noc, Konrad wszedł do pokoju brata. Eryk siedział na łóżku w starych spodniach, w których miał zwyczaj sypiać. Księżyc i gwiazdy oplatały jego sylwetkę bladym blaskiem.

— Nie odwiedziłeś swojej ukochanej? — zapytał kpiąco Konrad.

— Nie wiem, czy mam prawo — odpowiedział ze smutkiem Eryk. — Nie znalazłem muszli.

— Najwidoczniej zawsze musi być jakiś haczyk — mruknął Konrad. — Tamta dziwna kobieta i szalony król wcale nie są tacy miłosierni, jak myślałeś.

Eryk nagle wstał z łóżka i podszedł do brata.

— A tobie się to chyba podoba, prawda? Nie chcesz, żebym w spokoju mógł być z Anną?

Czarownica znad BełdanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz