Rozdział trzeci

391 27 16
                                    

Trzydziesty pierwszy grudnia 1253 rok

Wątły, niewiarygodnie wątły wian zasuszonych płatków wyblakłych kwiatów delikatnie został ułożony w kamiennym naczyniu, a kilka, już i tak kruchych pąków ukruszyło się słabo, zanim jeszcze poruszył kamiennym walcem po ich dawnym pięknie. Szum rozdzieranych, wysuszonych róż uspokajał szalejące serce chłopca, którego głowa pogrążona została w okrutnym chaosie. Już tego dnia miał stawić się przed swym przyszłym mężczyzną, eksponując wszelkie swe piękno, aby ten przyjął go i zaakceptował, jako swego przyszłego partnera.

Bał się, iż mu się nie uda. Nie chciał ponownie tu wrócić ze świadomością, iż to ma być jego koniec. Nie chciał stać się jedną z tych niechcianych Omeg, które tracą swą godność, czy cielesną własność. Nie chciał stracić możliwości posiadania szczeniaka. Chciał go, choć może jeszcze nie teraz, nie był na to fizycznie, aby psychicznie przygotowanym, ale pragnął wychować niewielką istotkę pod swoim sercem, obserwując jej pierwsze kroki, czy wsłuchując się w delikatny bełkot słów. A jeśli mu się nie uda? Odbiorą mu to.

Pragnął mieć jednego kochanka, który będzie dbał o niego, aby dał mu dobrego, godnego potomka, a nie stać się jedną z okrutnych kurtyzan, poniewieranych i głodzonych... używanych jedynie do cielesnych satysfakcji.

Nawet nie zauważył, kiedy jego dłonie zaczęły drżeć w przerażeniu, a kamienny walec uderzył z głuchym hukiem o płyty pod jego stopami, krusząc jeden z jej rantów. Chłopiec rozejrzał się z przerażeniem, na całe swe szczęście nie widząc nikogo w pobliżu, zanim spiesznie schylił się podnosząc utracony przedmiot z miejsca na podłodze kuchennej, szybko uciekając w popłochu z miejsca zbrodni. Nie chciał dodatkowych problemów jeszcze na sam koniec. Zamiast tego wybrał przygotowanie się na wieczorną wyprawę. Mieli wyruszyć za kilka godzin, kiedy słońce będzie perfekcyjnie kłaniało się na zamglonym przez liczne chmury niebie, jednakże to dopiero wstawało o wczesnej, porannej godzinie, do której przywykli, aby się wybudzać.

Nie wiedział jeszcze, jak dokładnie się ubrać, lecz rozważał jedwabnie błękitny frak, aby ten pasował do jego oczu. Brakowało mu jednak maski. Powinna być szykowna i delikatna, nie przysłaniając zbyt wiele twarzy, lecz kryjąc jej część. Nie był jednak dokładnie pewnym, czy dopasuje ją odpowiednio do kroju swego stroju. Nigdy bowiem nie był zapraszany na tego typu uroczystości, więc było to niezwykle trudnym.

Nawet nie znał twarzy tamtego Księcia. Czy był starszy? Zapewne. Był przystojny? Co prawda to nie miało znaczenia. Miał dać jedynie jego przyszłemu dziecku dobre podłoże, aby to zostało wychowane, nie martwiąc się o jedzenie, czy przeżycie. Spotkał już bowiem nie jednego Alfę o wiele większego, niżeli on o posiwiałej już skroni i ubytkach w swych zębach, których zachłanne dłonie były szorstkie i nieuprzejme na jego młodym ciele, teraz jednak nie czułby do nich już wstrętu. Ponieważ teraz, pogodził się ze swą sytuacją, jak i niegodziwym losem.

Stanął przed jedną ze swych przymierzalni, chwytając w swą dłoń odpowiedni strój, zanim rozebrał się do naga, stając przed ogromnym, nieco obniżonym i opartym o drewno podłogi zwierciadłem, wpatrując się w swe dorastające wciąż ciało. Był młodym, licząc zaledwie piętnaście wiosen, lecz wciąż dorodnym i zgrabnym, a jednak wciąż srebrny pierścień czystości błyskał nieściągnięty na jego palcu serdecznym.

Delikatnie przeciągnął dłonią po swej łagodnie wypukłej piersi, powoli spływając w dół po płaskim brzuchu o kruchym zarysie wrażliwych mięśni... Obserwował, jak własne opuszki eterycznie uginając bladą, niemalże biała tkankę swego - w jego oczach ładnego ciała - zastanawiając się, co jest w nim nie tak... Spojrzał w swe oceanicznie niebieskie oczy, które błyszczały wyjątkowo, jaskrawe. Był rzadkim wyjątkiem. Niewiele bowiem białowłosych Omeg posiadało również błękit swych oczu. Czy to odstraszało szlacheckie Alfy? Bały się, iż ich potomstwo odziedziczy jasne tęczówki po Omedze?

Wooyoung westchnął ciężko, odziewając wpierw górę swej talii w białą, jedwabnie szlachetną koszulę, która ciasno przyległa do jego szczupłego ciała, nakreślając jego linię, lecz nie zdradzając zbyt wiele kontury, czy zupełnie nie ukazując nagości ciała. Tak, aby kusić, zachęcić, a nie zdradzić w pierwszym spojrzeniu.

Spodnie dobrał nieco luźniejsze, lecz dopasowane do jego talii, pozwalając sobie na przypięcie delikatnej, bardzo skromnej, acz błyszczącej biżuterii do swego prawego biodra, aby w formie schludnej spódniczki wyszywanej lekkim brylantem spływała, aż do jego kolana.

Ostatecznie ubrał na swą pierś równie śnieżny frak, perfekcyjnie dopasowany do nienagannej kolorystyki jego platynowych włosów, wahając się przez krótką chwilę, czy upiąć go, czy pozostawić luźno, lecz w końcu zadecydował się na pierwszą opcję, zapinając jego guziki. Pozwolił sobie również na jasny naszyjnik z błękitnym klejnotem w odcieniu swych oczu, zakładając nieskazitelnie białe rękawiczki na swoje szczupłe palce, zanim ponownie spojrzał na swe odbicie w lustrze.

Podobał mu się ten wygląd. Wydawał się zadbanym i schludnym, jednak miał wielką nadzieję i modlił się żarliwie, aby i jego - możliwie - przyszły Alfa podzielał również i to zdanie.

Delikatnie uklepał swoje pasma, pozwalając im jednak pozostać po obu stronach jego skroni, opadając faliście nieco mocniej na lewą. I po drobnych poprawkach w końcu pokusił się aby niechętnie spojrzeć w kierunku masek.

Wybór nie był jednak trudny, kiedy jego spojrzenie zakochało się iście w łagodnej bieli, opływającej wyłącznie jego oczy, osadzając się na początku nosa z niewielkim, dbałym kwiatem rozwiniętego pąku zimowo białej róży po prawej swej stronie. Wydawała się istnym arcydziełem i Wooyoung nie wahał się przyłożyć ją do swej bladej twarzy, podziwiając, jak abstrakcyjnie podkreślała oceaniczny błękit oczu.

Poczuł znów to nieprzyjemne zdenerwowanie, marząc, aby był to ostatni raz, kiedy powraca w to przeklęte i paradoksalnie dalekie od czujnego oka Boskiego miejsce.

Chciał po prostu zaznać odrobinę miłosnego ciepła, czy to tak wiele, aby prosić?

ℭ𝔬𝔩𝔡 𝔥𝔢𝔞𝔯𝔱 // WooSanWhere stories live. Discover now