Rozdział dwudziesty ósmy

305 28 10
                                    

Drugi stycznia 1254 rok

San spojrzał z lekkim wahaniem na ślicznie ujmującą jego serce twarz chłopca, czując przejmujący jego pierś ból. Ból, którego nigdy wcześniej nie zaznał. Wiedział, iż nie może tego wyleczyć, jak robił to z wieloma ranami na jego ciele, które pozostawiły zabliźnione wspomnienia na jego płótnie własnej skóry. Wiedział, iż istnieje możliwość, iż nie zdoła się z tego wyswobodzić.

Spokojnym muśnięciem zmusił blady, wyraźnie spięty podbródek, aby uniósł się delikatnie, sprawiając, iż błękitne, bezdenne oczęta spojrzały wprost w jego, przeskakując gwałtownie w szaleńczym tempie strachu, gdy San pozostawał nieruchomym, wpatrzonym w piękny koloryt błękitu morskich fal, zauroczony we wszystkim, co przekazywały. Pragnął poznać ich historię. Chciał ujrzeć chłód bólu, tak samo bardzo, jak i ciepło radości. Chciał zobaczyć łzy i uśmiech, płacz i chichot.

Teraz patrząc w te jasne kule, zapragnął poznać chłopca przed nim. Chciał błagać go o wybaczenie wszelakich błędów i grzechów, pragnąc pozostać u jego boku.

-Cieszę się, że cię widzę - Wyszeptał lekko, pozwalając sobie na łagodny uśmiech, który miał zdobić jego usta, gdy niezwykle szybko przeniósł spojrzenie na drobne ciałko.

-Podoba ci się? - Spytał chłopiec z nadzieją w swych jaskrawych oczach, która nieodparcie ujmowała lepką, maleńką dłonią obolałe serce rosłego, bezwzględnego mężczyzny. San rzeczywiście nie rozumiał siebie w tej chwili. Nigdy przecież tak nie reagował. Nie był słabym... aczkolwiek odkąd po raz pierwszy zbliżył się do malca, pozwalając, aby otoczył go ten słodki zapach, definitywnie zweryfikował swoją swoją wcześniejszą myśl.

Czy Wooyoung czynił go słabym?

-Jest piękne. Twoje ciało to znacznie więcej, niżeli prosiłem... lecz to nie wszystko, czego pragnę - Zaskoczenie połączone ze strachem malujących szarawo brudną farbą młodą twarz pobudzało w ciele jego naturalnego partnera dziwne uczucie, pragnące zedrzeć to wyrażenie, pragnące zastąpić je umiłowaniem, błogością, uśmiechem... Tak bardzo chciał zobaczyć uśmiech chłopca przed nim, mając wrażenie, iż również w tym po raz kolejny stanie się pierwszym - Wooyoung, chcę cię poznać.

-Co chcesz wiedzieć, San? - Odpowiedział chłopiec z lekkim zawodem niejednoznacznej odpowiedzi w swym łagodnym głosie, sprawiając, iż dziedzic uczynił szybką adnotację, iż jego partner nie potrafi w żadnym stopniu ukryć swych emocji. Był łatwy do odczytania, choć wyraźnie starał się tego uniknąć, tłamsząc strach, czy frustrację pod kłębami wszelkich innych emocji, bądź nienaturalnego chłodu, nad którym wyraźnie wciąż nie zapanował.

Mógł jednak zmylić. Rozkojarzyć nieczujny umysł Alfy prostotą słodkości swoich słów ujętych w łagodnym głosiku i słodkim pomruku... Jednak San był słaby.

-Chcę poznać wszystko, co ukrywasz - Nagle oczy chłopca otworzyły się szeroko w czystym utożsamieniu przerażenia.

-A-ale... ja nie... Ja nic nie... naprawdę... - San bezmyślnie szybko ujął miękkie policzki malca, składając miękki, uprzejmy pocałunek na jego wciąż wpół otwartych ustach w panicznie wypuszczanych słowach, niemalże natychmiast uciszając je w swym wątłym wydźwięku.

-Nie martw się, kochanie. Nie robisz nic złego. Jesteś idealnym, ale chcę, byś porzucił to wszystko, czego cię nauczono. Chcę cię poznać. Chcę wiedzieć, co lubisz, a czego nie -Starał się wyjaśnić, lecz czuł, iż zawodzi.

-Lubię wszystko, to co ty, Alfa - Przyszły dziedzic tronu Choi westchnął ciężko sfrustrowany, nie sądząc dotąd, iż podjęte przez niego zadanie okaże się tak trudne. Czuł się, jakby dokonywał odwrotnego postępu, co ze swym ptakiem, który grasował zdenerwowany. Musiał odwrócić proces zniewolenia i posłuszności do koment, lecz nie utracić ofiarowanego mu zaufania, na którego definitywnie nie zasługiwał.

Cofnął się lekko, wędrując w stronę łoża. Nie przejmował się lekką nagością swojego ciała, kiedy opadł zupełnie wyczerpanym na swe uwielbione miejsce, rozkładając się na wierzchu tego, zbyt zmęczonym, aby nawet wciągnąć się pod przykrycie. 

Nie mógł już myśleć spójnie, ledwo pamiętając swe imię. Brakowało mu odpoczynku, wytchnienia w ciszy i porządnego snu, który nie bazował na niezręcznym zmrużeniu oka, jak miało to miejsce od kilku dni.

Wzdrygnął się lekko, napinając swe ciało w gotowości do ataku, kiedy poczuł, jak nieznany mu materiał muska jego rozpaloną, nagą skórę piersi. Pokusił się jednak, aby zanim wyskoczy do przodu z pragnieniem mordu, po prostu wpierw unieść ociężałe powieki, oprzytamniając, iż przecież nie jest sam na sam w pomieszczeniu, jak miał to w zwyczaju.

Zamiast tego jego ciemne spojrzenie opadło na drobną sylwetkę nagiego chłopca, który przyglądał mu się uważnie w zmartwieniu i słodkiej trosce wypisanej na swojej twarzy. I patrząc na tego urokliwego aniołka, po raz kolejny miał nieodparte wrażenie, iż jest on istotką nadludzką, pozbawioną rzeczywistego bytu, przysłaną, aby składować pieczę nad jego zmąconą, chorą od rozlewu krwi duszą.

-Chodź tu, Wooyoung - Wyszeptał, zmuszając się, aby unieść swe ciało i zagościć w cieple pościeli, zanim odchylił jej rąbek, zapraszając malca do swego boku. Chłopiec wydał się jednak wahać przez ułamek sekundy, zanim szybko i płynnie wślizgnął się do uprzejmego ciepła, wydając się dziwnie niezręcznym w obecności starszego - Nie chcę, abyś lubił to, co ja, maluchu. Nie chcę, byś był bezmyślnie posłuszny. Pragnę poznać cię w osobie przed tym, jak zmusili cię do posiadania czystego umysłu. Pamiętasz jeszcze te czasy? - Spytał San z wahaniem, w niecierpliwości oczekując odpowiedzi malca.

-Tak można? - Jego głosik był cienki i pełen strachu imitując osobę stąpającą po kruchym lodzie, która oczekuje niemalże, iż ten pęknie pod nią przy następnym kroku.

-A ktoś mi zabroni? - Uśmiechnął się lekko San z łagodnym uśmiechem na ustach, zanim odwrócił się na swój bok, by spojrzeć na chłopca leżącego niezręcznie płasko z oczami pełnymi wszelakich emocji - Nie chcę, byś był tylko moją własnością, Wooyoung - Chłopiec wciąż milczał, a jego błękit stawał sie z każdą chwilą wilgotniejszym - Chcę, byś był moim przyjacielem, dobrze? - Pojedyncza, samotna łza spłynęła po bladym policzku, sprawiając, iż San otarł ją niemalże natychmiast, spanikowany, iż uraził chłopca w jakiś sposób. Siłą rzeczy nigdy nie był dobry w budowaniu relacji - Dlaczego płaczesz? Powiedziałem coś nie tak?

Nie usłyszał jednak odpowiedzi.

Zamiast tego poczuł, jak drobne ramiona owijają się wokół jego barków i ciągną go swą niewielką siłą w dół, aż opadł na młodym ciałku malca, który wtulał się w jego szyję ze słabym szlochem wycierającym się niewinnie z jego gardełka. San lekko przytulił chłopca, ofiarując mu, jak sądził, komfort, którego potrzebował malec, lecz był ostrożnym i uważnym, by nie zranić czegoś tak kruchego w jego szorstkim objęciu.

Coś w miejscu tuż obok jego serca, a nawet ono samo bolało okrutnie na myśl, jak potraktował kogoś tak zgorzkniale i barbarzyńsko, dokładnie, jakby Wooyoung nigdy nie miał się liczyć, nie miał kochać i się śmiać... jakby był zaledwie marionetką w czyichś dłoniach. Teraz, mając w swych ramionach żywy dowód słów, chciał podziękować Yunho za otworzenie mu oczu.

Chciał podziękować chłopcu, iż pomimo wszystko się nie poddał.

~

Polecam wpaść na mojego Twittera, jest tam dokładny mood tego, o czym piszę <3

ℭ𝔬𝔩𝔡 𝔥𝔢𝔞𝔯𝔱 // WooSanWhere stories live. Discover now