Rozdział 14

2.4K 212 12
                                    


Może to przez szok po ich pięciopunktowych wyznaniach, a może to przez butelkę wina, którą prawie skończyła. Bez względu na przyczynę, Hermiona czuje się naprawdę zestresowana, gdy Draco wyprowadza ją z jadalni i kieruje w stronę Mniejszej Biblioteki, gdzie pili swoją pierwszą wspólną herbatę.

Chłopak otwiera drzwi i gestem pozwala Hermionie wejść do środka. Kiedy Hermiona przekracza próg, mija Draco na tyle blisko, by poczuć zapach jego wody po goleniu. Nuta ta sprawia, że lekko kręci jej się w głowie, przez co całe jej ciało się zatacza. Jedna z rąk chłopaka ponownie chwyta ją za łokieć, podczas gdy jego druga ręka ląduje – niepokojąco i rozpraszająco – nisko na jej krzyżu.

— Masz dziś wieczorem kłopoty z chodzeniem, Granger?

— To przez te przeklęte buty — kłamie. — Twój natrętny skrzat domowy kazał mi je założyć, Merlin wie po co.

Draco wydaje z siebie jedno ze swoich eleganckich parsknięć.

— Tak, rozumiem, że ktoś może nie lubić tego, jak para szpilek sprawia, że ​​nogi ładnej dziewczyny wyglądają jeszcze lepiej.

Jej upokorzenie – i dezorientacja, frustracja oraz każde inne słowo, o którym nie pozwala sobie myśleć – narasta. Więc Hermiona zachowuje wszelkie uwagi dla siebie, gdy Draco prowadzi ich w stronę kominka. Para zielonych foteli wciąż tam jest, ustawiona po bokach małego stolika i zwrócona w stronę trzaskającego wesoło ognia. Na stoliku stoi również srebrna taca, którą wypełniają...

— Makaroniki! — wykrzykuje Hermiona. Podbiega do nich tak szybko, jak tylko pozwalają jej niezbyt praktyczne buty.

Makaroniki ułożone na tacy są o wiele ładniejsze niż te z ich pierwszej próby. Każde z ciasteczek jest idealnie symetryczne, idealnie nadmuchane i pięknie lśniące w blasku ognia. Hermiona podnosi jedno i spogląda na blondyna.

— To twoje dzieło?

Kiedy Draco kiwa głową, Hermiona z radością wkłada ciastko do ust. Ale przy pierwszym gryzie jej zęby zamierają w bezruchu. Chociaż konsystencja jest idealna, a smak boski, wszędzie rozpoznałaby tę konkretną nutę.

Powoli kończy kęs, a potem pyta:

— Limonka?

Draco ponownie kiwa głową, na jego usta wpływa tajemniczy uśmiech. Bez słowa siada w fotelu i bierze z tacy własne ciastko. Hermiona ostrożnie przygląda mu się przez chwilę, zanim sama również zajmuje swoje miejsce.

— One są... świetne — przyznaje, wskazując na stos smakołyków.

— Czyżby? — Draco kontempluje swój makaronik. — Nie sądzisz, że mogą być troszkę za suche?

Hermiona kręci głową.

— Nie, naprawdę są cudowne. Gdzie... hmm, skąd wziąłeś limonki?

Ten zagadkowy uśmiech powraca na jego usta.

— Nie uwierzyłabyś mi, gdybym ci powiedział.

— No śmiało.

— W porządku. Moja matka i ja udaliśmy się do Londynu, żeby je znaleźć.

— Czarodziejskiego Londynu?

Draco tylko kręci głową, a Hermiona wręcz się dławi. Właściwie nawet dusi.

— Mugolskiego Londynu? — pyta z niedowierzaniem.

— Cóż, z pewnością nie można znaleźć tych limonek w czarodziejskich sklepach spożywczych. Zaufaj mi, sprawdziliśmy.

[T] Szarlotki i inne formy rekompensaty | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz