Rozdział 28

2.3K 178 26
                                    

Hermiona odkrywa, że ​​chociaż Draco i Narcyza mogą się teraz aportować, sieć Fiuu Dworu jest wciąż połączona z dwiema lokalizacjami: głównym wejściem do Ministerstwa i jej własnym domem. Co jest dość pochlebne, ale też cholernie irytujące. Przez okres blokady Draco wypadł też z wprawy w teleportacji, więc nie ma mowy, żeby przedostał się ze swojej posiadłości prosto do Dziurawego Kotła. Albo chociażby z wnętrza Dworu do miejsca oddalonego o więcej niż dziesięć metrów od ściany budynku.

Mając tak ograniczone możliwości w zakresie podróżowania, ona i Draco muszą tego wieczoru przedostać się przez Fiuu do jej mieszkania, a następnie przeskoczyć również przez Fiuu już prosto do Dziurawego. To problem, do którego naprawienia Hermiona zamierza szybko nakłonić Kingsleya... ale nie dzisiaj. Dzisiejszy wieczór służy żałobie, leczeniu ran i wyznaniom. Merlin wie czemu jeszcze lub w jakiej kolejności.

Hermiona wciąż zastanawia się nad tym, gdy oboje docierają do kominka w Dziurawym Kotle. Ale w chwili, gdy otaczająca ich chmura zielonego pyłu opada, ona i Draco resztkami silnej woli opierają się przed natychmiastowym powrotem do domu. Zwłaszcza gdy widzą, co ich czeka.

Tam, po obu stronach kominka, stoją już ich przyjaciele. Harry, Ginny i Ron czekają z boku, świeżo po wylądowaniu wciąż strzepując z ubrań proszek Fiuu. Po przeciwnej stronie garbi się nikt inny jak Pansy Parkinson.

Pansy wygląda na dość przesadnie wystrojoną jak na wieczór w pubie. I oczywiście spogląda na nich gniewnie.

Jej jasne oczy padają na nowo przybyłych i natychmiast zwężają się w szparki.

— Pans — wita ją Draco.

— Dracze.

Jej ton jest równie gryzący, jak jego jest mdły. Nadchodzi pełen napięcia moment, kiedy nikt inny się nie odzywa ani nawet nie ma odwagi na najmniejszy ruch. Potem Pansy przewraca oczami tak wymownie, że Hermiona praktycznie słyszy, jak jej oczodoły skrzypią.

— Och, niech to cholera — warczy Pansy i podchodzi do baru.

Podczas gdy Pansy zamawia, Hermiona zwraca się do swoich przyjaciół.

— Dzięki, że zgodziliście się to zrobić — mruczy zestresowana tym, czego nie może – no, poniekąd chyba jednak może – wyjaśnić.

— Dla ciebie wszystko — mówi Harry. — Poza tym wygląda na to, że nie tylko my odpowiedzieliśmy na zaproszenie. To dość nieoczekiwane, prawda?

Wskazuje na resztę pubu, który jest wypełniony od ściany do ściany ich dawnymi kolegami z klasy. Głównie Gryfonami, ale jest też spora grupa Puchonów i Krukonów. A także garstka niezwykle sztywno wyglądających Ślizgonów.

Draco prycha.

— Naprawdę wątpiłeś, że przyjdą, Potter? To był pomysł Granger. Oczywiście, że musiał zadziałać.

Harry mruga kilka razy, zanim przygląda się Draconowi z mieszanką nieufności i uznania. To dość zaskakujące, że nagle Ginny jednym zgrabnym zdaniem podsumowuje całą sytuację.

— Więc będzie niezręcznie jak diabli, tak?

Draco parska śmiechem, a Ginny uśmiecha się do niego zaskoczona. Potem jej oczy szybko przeskakują między Hermioną a Draco.

— Drogi Merlinie — wydysza Ginny. — Wy dwoje jesteście teraz oficjalnie czymś, prawda?

Hermiona obraca głowę w jej stronę.

— Co? Jak ty...?

Ginny przerywa jej, wzruszając ramionami.

— Po pierwsze: przybyliście razem. Po drugie: stoicie w odległości całego milimetra od siebie. Po trzecie: Malfoy patrzy na ciebie, jakby chciał zawlec cię do toalety i wydymać do utraty tchu.

[T] Szarlotki i inne formy rekompensaty | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz