Rozdział 16

9.9K 1K 250
                                    

Zazdrość paliła.

To było jedno z tych uczuć, które miało cienką granicę między czymś dobrym, a czymś destrukcyjnym. River rzadko odczuwała zazdrość lub jakiekolwiek uczucie do niej zbliżone, więc nie do końca potrafiła określić, gdzie leżała owa granica. Teraz czuła jakby stała jedną nogą po każdej ze stron, a linia graniczna była idealnie pomiędzy. Rozdarta między zazdrością, która świadczyła o wielkości uczucia i obawie przed stratą, a tą, która kazała Sally zabierać łapy od Russella.

Kłopotliwe było to, że River nigdy tak naprawdę nie dowiedziała się co było między tą dwójką. Wiedziała tylko tyle, że kiedyś mieszkali bardzo blisko siebie i się przyjaźnili. Ale na czym polegała ich przyjaźń? I czy przyjaźń zawsze pozostała tylko przyjaźnią? Co ich rozdzieliło? Przeprowadzka Sally? A może pokłócili się przed przeprowadzką? Jeśli tak to o co? Czy wciąż utrzymywali kontakt? Z tego co wiedziała to wymienili ze sobą kilka wiadomości (w głównej mierze dotyczyły one River), więc musieli mieć swoje numery. Jak często rozmawiali? Czy dzisiejsze zachowanie przy stole było tylko zmyłką? Jak często Sally płakała w ramionach Russella i jak często Russell tak mocno ją trzymał jakby blondynka miała się zaraz rozpaść?

Jej policzki paliły, a serce kurczyło się do wielkości ziarenka ryżu. Bardzo bolało, tak mocno, że dziewczyna złapała się za klatkę piersiową. River nie spodziewała się, że widok innej dziewczyny w ramionach Russella będzie dla niej tak bolesny. Nie myślała o tym. A teraz miała przed oczami jeden z najstrachliwszych obrazów. Jej przyjaciółka łkała jak małe dziecko w ramionach jej chłopaka.

Teraz już nie wiedziała czy serce boli ją z zazdrości czy smutku jaki odczuwała względem stanu Sally. Podsłuchując ich krótkiej rozmowy dowiedziała się więcej o życiu blondynki niż przez kilka miesięcy ich przyjaźni. Była podzielona na pół i obie połowy toczyły ze sobą spór. Która z nich jest istotniejsza, która ma więcej siły, żeby przebić się na powierzchnię.

Czuła się paskudnie.

To była jej przyjaciółką. Powinna czuć ulgę, że na świecie jest ktoś przed kim się otwiera i w czyich ramionach czuje się bezpieczni. Tylko czemu są to ramiona jej Russella? Była zazdrosna i to sprawiało, że czuła się jeszcze gorzej. Była paskudna, okropna, brzydziła się sobą w tej chwili.

Kolejny głośny szloch Sally sprawił, że River odzyskała władze nad nogami. Szybko obróciła się na pięcie i niczym tornado wpadła do środka knajpy. Charlie i Liam wciąż stali przy ladzie i o czymś rozmawiali. Podbiegła do nich.

— Co robiłaś w tej łazience, że tak dyszysz?

— Była duża kolejka — odparła i dopiero po sekundzie zorientowała się, że nie tego dotyczyło pytanie. — I jedna dziewczyna chciała się przede mnie wepchać, więc trochę się przepychałyśmy, a ja ostatnio mam gorszą kondycje — dodała w pośpiechu.

— Naucz się lepiej kłamać — Charlie powiedział od razu. — Co robiłaś?

— Nic.

— Nie chcesz to nie mów — wzruszył ramionami. — Ale lepiej, jeśli powiesz.

— A to czemu niby lepiej?

— Bo, jeśli wpadniesz w kłopoty to będę wiedział, żeby znaleźć jakieś alibi — powiedział, a Liam prychnął pod nosem jakby to bardzo go rozbawiło. Ale Liama rzadko coś bawiło. Nawet nie wiadomo, jak brzmiał jego śmiech. Najwidoczniej Charlie działał na niego w ten specjalny sposób.

— Podsłuchiwałam rozmowę Russella i Sally.

— I dlatego tak dyszysz?

— Biegłam, żeby nie zauważyli mojej obecności.

Czterech Ojców River Conway | TOM I & II ✓ [W SPRZEDAŻY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz