Rozdział 82 "Latanie"

4K 179 44
                                    

Ciężkie ciało zwaliło się na niego, dociskając agresywnie do ziemi. Ramię zabolało od siły upadku, jednak Leo zdawał się tym nie przejmować. Wyszczerzył zęby, warcząc na przygniatającego go mężczyznę.

Spiorunował go wzrokiem, miotając się i próbując złapać zębami jakąś część jego ciała. Z dość mizernym skutkiem, gdyż mimo szczerych chęci Diks był od niego o wiele silniejszy i doświadczony w walce.

Czerwony rumieniec pokrył policzki Toya, gdy usłyszał za sobą stłumiony kpiący chichot. Alfa przyglądał mu się z półuśmiechem, bez trudu utrzymując mniejsze ciało pod swoim. 

Przemieścił się tak by mieć biodra chłopaka pomiędzy swoimi udami, tak by jeszcze bardziej ograniczyć jego ruchy. Jedną z dłoni przycisnął za kark twarz Toya do posadzki. 

‐ Prawie udało Ci się uciec… - wychrypiał, nie przerywając warczenia. Zazwyczaj ciepły głos, przypominał bardziej odgłos wściekłego zwierzęcia, niż ludzką mowę.

Włoski stanęły na karku Toya w odpowiedzi na groźne słowa. Zapiszczał przejmująco, miotając się kolejny raz. Jego ruchy były ograniczone prawie całkowicie, jednak chciał pokazać, iż nadal ma w sobie wolę walki.

Jedno z silniejszych szarpnięć pozwoliło mu na pozbycie się dłoni z szyi i wygięcie jej. Korzystając z okazji, złapał zębami dłoń Diks, zaciskając je na tyle mocno by wywołać ból, jednak nie na tyle by spowodować obrażenia.

Spodziewał się, że jego zachowanie nie przejdzie bez konsekwencji, jednak zwalające się na niego z pełną mocą ciało, zdołało go zaskoczyć. Powietrze uciekło z płuc Leo, wyciśnięte przez nacisk. 

‐ Chędożona Suka - rozległy się kolejne warkliwe słowa. 

Twarz Diksa była na tyle bliska policzka Leo, że ten był w stanie wyczuć ciepło i wilgoć szybkiego oddechu. Kolejny raz zapiczał, dbając by jego odgłosy brzmiały z coraz większym przerażeniem w nich. 

Skomlenie przerwał dopiero promieniujący ból w jego przedramieniu. Z tym razem prawdziwym strachem przekręcił głowę. Tak jak się spodziewał David wpatrywał się w niego z ogniem w oczach, zaciskając zęby na miękkiej skórze pokrywającej łączenie szyi i ramienia. 

Doświadczenie było idealnie bolesne, na granicy prawdziwego już nieprzyjemnego bólu i wszechogarniającej przyjemności. Całe ciało odmówiło Leo posłuszeństwa, rozlewając się ulegle po podłodze. Przylgnął do niej najbardziej jak mógł, oddychając szybko i urywanie. 

Warkot nad jego głową ucichł na ułamek sekundy. Alfa uniósł się, przyciskając chłopaka dłońmi do posadzki. Jego szczęśliwe wycie przecięło pomieszczenie. Pożerało wszystko co stało mu na drodze, wdzierało w każdą komórkę ciała Leo.

Było wszechogarniające, tak jak ciężar i zapach rozgrzanego ciała na nim. Wywoływało gęsią skórkę i zmusiło jego mięśnie do dygotu. Drżał ze zmęczenia i napięcia. Bliżej nie określonego strachu, wypełniającego jego ciało. Przez zaciśnięte gardło był w stanie jedynie skomleć żałośnie w próbie błagania o łaskę.

Dziś jednak łaska nie była mu pisana. Całkowicie twardy penis Diksa wsunął się pod ledwo już się trzymający materiał okrywający jego biodra. Wbił się między jego pośladki, przylegając gorącą długością do zaciśnietego odbytu. Przez adrenalinę krążącą w jego żyłach, Leo odczuł strach, jak miałby w sobie zmieścić takiego potwora. Choć przecież ledwo parę godzin wcześniej przyjmował go bez najmniejszego problemu.

Kierowany instynktem szarpnął biodrami w ostatniej próbie desperackiej ucieczki. Uniósł pośladki, próbując zrzucić z siebie napastnika.

‐ Nadal nie nabrałeś pokory? Mam Ci rozszarpać gardło? - przerażający sceniczny szept wybrzmiał tuż przy jego uchu - Chcesz bym wyrwał Ci tchawice i rzucił na pożarcie lisom? 

„Puppies shouldn't eat chocolate"Where stories live. Discover now