ROZDZIAŁ 1

172 30 37
                                    

Pov. Stark

Z moich ust wydobyło się zirytowane westchnienie, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Nie zaszczyciłem gościa werbalnym zaproszeniem, wiedząc, że gdyby była to sprawa niecierpiąca zwłoki, to i tak przekroczył by próg mojego biura, nie bacząc na brak pozwolenia. Obrzuciłem wzrokiem stojącą na biurku butelkę whisky, nie kłopocząc się próbami jej ukrycia. Nikt i tak nie zwróciłby mi przez to uwagi. Może i byłem częścią organizacji państwowej, ale grałem na własną korzyść. Każdy tu był świadom tego, że w jakimś stopniu nie obowiązywały mnie panujące tu zasady, chociaż w moim przypadku najzwyczajniej w świecie miałem je daleko w poważaniu. Możliwe też, że z tego powodu nie do końca je wszystkie znałem, ale nie potrzebne mi były zbędne informacje, które bezużytecznie zapychały by moją pamięć.

Spojrzałem kątem oka na wchodzącego mężczyznę, który zgodnie z moimi przypuszczeniami wprosił się tu jak do siebie, a lekkie skrzypienie zawiasów pogłębiło moje powszechne zirytowanie. Do mojego złego samopoczucia niebawem dołączył ból głowy, gdy postawny blondyn zamknął drzwi, spoglądając z dezaprobatą na znajdujący się po mojej prawej stronie alkohol.

- Czego chcesz, Rogers? - westchnąłem, nie trudząc się przyjmowaniem należytej postawy, na wpół leżąc na wygodnym krześle, gasząc niedopałek papierosa. Sierżant był wyjątkowo wkurzającą osobą, która zachowywała się jakbyśmy byli serdecznymi przyjaciółmi, lecz to jedynie on był zaangażowany w tą relację. Pomimo tego, swoim przybyciem zyskał moją uwagę. Jak natrętny by nie był, musiałem przyznać, że dostarczał mi wiele przydatnych informacji. Zawsze mogłem liczyć na to, że dowiem się o jakiejś sprawie lub o szczegółach, które nie były powszechnie znane.

- Pomyślałem, że zainteresuje cię nasz nowo zatrzymany. - powiedział, wychodząc na zewnątrz, wiedząc, że nie musi mówić o wiele więcej, by zyskać moje zainteresowanie.

Wyciągnąłem papierosa z pudełka, zapalając go w chodzie i ruszyłem za Rogersem. Zatrzymaliśmy się przed pokojem przesłuchań, gdy machnąłem ręką na stojącego tam policjanta, dając znak, że może już spuścić wartę. Nie lubiłem, gdy w czasie mojej pracy kręciło się wokół mnie więcej ludzi, niż było to konieczne. Jednak tym razem czułem nie tylko zniechęcenie. Uśmiechnąłem się w duchu na ten znak. Jeśli używają dodatkowych środków ostrożności, to osoba znajdująca się po drugiej stronie drzwi musiała być kimś znaczącym. A ja liczyłem na naszego nieuchwytnego geniusza.

Mogłoby się zdawać, że osiągnąłem tak wiele dzięki swojej ciężkiej pracy. Jednakże preferowałem sposób, aby zrobić, a się nie narobić. Nie lubiłem brudzić sobie rąk, więc czekałem, aż ścigany wpadnie w sidła policji, a potem przypisywałem sobie zasługi. Byłem bezwstydny i chciwy. Tak właśnie osiągnąłem sukces, więc nie miałem sobie tego za złe.

Pociągnąłem za klamkę i od razu stanąłem przed lustrem weneckim, a to co zobaczyłem po drugiej stronie przyprawiło mnie o natychmiastową migrenę.

Zacisnąłem szczękę i zwróciłem się ku blondynowi, a iskierki gniewu tańczyły w moich oczach. Wyjąłem zawiniątko z ust, zaciskając je w pięści.

- Żarty sobie ze mnie stroisz, Rogers? - spytałem z niekrytym zdenerwowaniem. - Mam zabłysnąć łapiąc, kogo? - ciągnąłem, jeszce raz patrząc na osobę po drugiej stronie lustra. - Dzieciaka, który zwinął pieniądze idiocie, który był na tyle głupi, że mu na to pozwolił? - zaśmiałem się sucho.

- Może najpierw wysłuchał byś tego, co mam ci do powiedzenia? - odparł sierżant, zupełnie nie zrażony moim zachowaniem. Przewróciłem mentalnie oczami. Znów zachowywał się jak dobry kumpel, który przyzwyczaił się do ciągłego dogryzania i nie robiło to już na nim żadnego wrażenia.

DEVILISH JUSTICE  irondadWhere stories live. Discover now