ROZDZIAŁ 3

126 22 11
                                    

Pov. Stark

Dzieciak spojrzał na mnie dopiero wtedy, gdy moje słowa zakłóciły patetyczną ciszę, która ogarniała pomieszczenie i sprawiała, iż było w nim cholernie duszno. Było coś w tych oczach, czego nie potrafiłem nazwać. Nie były gniewne, ani w żaden sposób smutne. Niechęć mieszała się ze znudzeniem, jednak miały posępny wyraz. Czy on robił mi łaskę tym, że raczył na mnie spojrzeć? Nie byłem pewien, czy najzwyczajniej w świecie czuł się jeszcze bardziej niepewnie, zważywszy na skrępowane dłonie - co w moim mniemaniu znajdowało się kurewsko blisko absurdu, ponieważ widok tego zbitego szczeniaka nawiedzał mnie w myślach i nie było mowy, żeby ktoś był w stanie wyglądać równie żałośnie - czy też dawał mi tym znak, że nie jest zainteresowany moją osobą i łaskawie podarował mi niewielką ilość swojego czasu, a ja miałbym być mu za to wdzięczny.

Nie rozumiałem tego gówniarza i to doprowadzało mnie do szału. Nie minęły jeszcze nawet dwa dni, a ja czułem się pokonany przez kogoś, kto praktycznie nie wykazał ze swojej strony żadnej inicjatywy.

Przegrywasz w wyścigu z jednym zawodnikiem, Stark. Przegrywasz sam ze sobą pieprzony idioto.

Co się ze mną działo? Dlaczego ta sytuacja aż tak na mnie wpływała? Czemu zależało mi na poznaniu jego intencji? Jakim sposobem skłonił mnie do poważnego myślenia na ten temat? Albo faktycznie z tym dzieciakiem było coś nie tak albo mogłem zawdzięczać to mojemu przepracowaniu i ogólnemu rozdrażnieniu.

Wziąłem głęboki oddech, nie chcąc tracić nad sobą panowania, bo w gruncie rzeczy nie zacząłem jeszcze chociażby prawidłowego przesłuchania. Bo mój wczorajszy wybuch gniewu i wykopanie mnie stąd przez Rogersa udanym wyciąganiem informacji nazwać nie mogłem.

Winny czy nie, zrobię co do mnie należy i zgarnę za to sowite wynagrodzenie. Nie jednego zmusiłem do fałszywej spowiedzi, nakazując wyznać grzechy, których nie popełnili. Serwowałem im ich prywatne piekło, od którego jedynym ratunkiem było kłamstwo.

- Dajmy sobie spokój z tym mieszkaniem. - powiedziałem, rzucając papierosa na ziemię, gasząc go pod podeszwą buta. Oparłem brodę o oparcie krzesła i przechyliłem głowę w bok, patrząc na chłopaka pustym spojrzeniem. - Widzę, że nie jesteś wylewnym typem, więc może zaczniemy od czegoś prostszego? - zmieniłem ton na protekcjonalny, mając nadzieję, że nadszarpnę tym nerwy tego nadętego bachora, ale on w dalszym ciągu wpatrywał się we mnie, odwzajemniając mój zimny wzrok. Jednak i tym razem kryło się tam coś więcej.

Potrząsnąłem mentalnie głową, próbując pozbyć się tych myśli. Nie interesowało mnie to, czy był podłym sukinsynem, czy też teraz zmiękł i za wszelką cenę nie chciał pokazać swojej słabości. Może w końcu dotarły do niego jakie konsekwencje musi ponieść za swoje czyny? A może poniesie je za kogoś innego? W dupie to miałem. Satan czy nie, był na miejscu zbrodni. To mi w zupełności wystarczało, by być wystarczająco przekonującym, gdy już zechcę wsadzić go za kratki.

- Jak masz na imię? - zadałem proste pytanie, chcąc jak najszybciej skończyć tą szopkę i zmusić go do rozpoczęcia przyzwoitej konwersacji. Tylko na pierwszy rzut oka pytałem o błachostkę. Ktoś, kto potrafi ruszyć głową od razu nabrałaby podejrzeń. Jaki jest sens pytania się o coś, co z pewnością zostało już umieszczone w aktach? To nie było kółko integracyjne, by się nawzajem poznawać. Podstawą było to, aby przesłuchiwany pomyślał, że przekazywane przez niego informacje nie są istotne i mu nie zaszkodzą. Od nitki do kłębka. Potem trzeba jedynie zdawkowanie przechodzić do coraz trudniejszych pytań, na które osoba czująca się bezpiecznie bez trudu odpowie. Kiedy zdałaby sobie sprawę ze swojego błędu, no cóż, byłoby już za późno. To samo robili terroryści lub zwykli porywacze, manipulując ofiarą, by wyciągnąć z niej pożądane dane. Pod groźbą tortur obiecali by, że nic im się nie stanie, gdy odpowiedzą na pytania. Oczywiście zaczynając od takich banałów jak ulubiony kolor lub jedzenie. Ofiara nie czułaby się winna wydania podmiotu zainteresowania swoich porywaczy, gdyby powiedziała, że owy podmiot najbardziej lubi kolor niebieski. Zakładnik zostałby zmanipulowany, a cel osiągnięty. Osobiście uważam, że gołosłowne groźby tortur przyśpieszyły by przeprowadzanie przesłuchań, ale ponoć to było nielegalne. Absurd. Mam na myśli, że to tylko słowa, a ja nie musiałbym stosować tej owocodajnej taktyki w ukryciu.

DEVILISH JUSTICE  irondadWhere stories live. Discover now