II

156 36 29
                                    

Jutro wieczorem kolejny ;)

Zapraszam na moje sm:

IG: agaflorczak_autorka

Grupa FB: Klub romansów kostiumowych Agi F.

Tellonym: necco93

***

Stary magazyn rozbrzmiewał głośnymi wiwatami i krzykami, które miały zagrzać zawodników do walki. Na niewielkiej arenie, otoczonej skrzynkami i belkami słomy, walczyły dwa psy; doberman okrzyknięty Lucyferem i zwykły kundel, którego złapano kilka dni temu.

Zwierzęta toczyły bój na śmierć i życie, lecz silny doberman wbił zęby w kark mieszańca i zaczął go szarpać, aż po szarym futrze polała się krew. Zacisnął mocniej szczęki i pokonany pies zawył przeraźliwie, a potem padł na ziemię martwy. Mężczyźni, którzy postawili na Lucyfera, krzyknęli radośnie. Wygrali trochę pieniędzy.

W klatkach na tyłach magazynu znajdowały się kolejne psy: rottweilery, owczarki i kundle. Wszystkie głodne, przerażone i agresywne, więc czekały, aż ktoś je wypuści i pozwoli wyładować się na ringu.

Nagle ponad krzykami ludzi i ujadaniem psów rozległo się głośne szczekanie, które sparaliżowało zebranych w magazynie ludzi. Obejrzeli się i dojrzeli w cieniu ogromny kształt, który wielkością mógłby dorównać półrocznemu cielakowi. Z gardła stwora wydobyło się gulgotanie, które wszystkich zmroziło. Zwierzęta skuliły uszy i schowały ogony.

Atak nastąpił szybko i niespodziewanie. Ludzie w przypływie paniki uciekali  do wyjścia, przy okazji tratując siebie i zwierzęta. Bestia rzuciła się do ataku i wbiła zęby w Lucyfera, ale odrzuciła go na bok, kiedy jeden z mężczyzn odważył się ją powstrzymać.

Pies uniósł głowę i skoczył w stronę napastnika, lecz ten zdążył wypalić z pistoletu i zwierzę padło od kuli w głowę.

Kiedy magazyn opustoszał, ugryziony wcześniej doberman powstał i zataczając się, doszedł do klatek, gdzie znajdowały się inne psy. Zawarczał groźnie i zaatakował.

***

Edmund Ogden obudził się po trzech dniach. Bolała go głowa i nie wiedział nawet, gdzie się znajdował. Pokój był obcy, urządzony raczej z myślą o efekcie niż wygodzie. Jęknął, gdy się podniósł, a potem powoli opadł na poduszki, wlepiając wzrok w sufit, i usilnie starał się przypomnieć wydarzenia sprzed utraty przytomności.

Przymknął oczy pod wpływem bólu, który zaczął rozsadzać mu czaszkę. Co się stało? Zalała go fala wspomnień; wielki czarny pies, nieudany eksperyment i śmierć jego chlebodawcy, aż się skrzywił przerażony tym, co się wydarzyło.

Wtedy właśnie weszła starsza, krępa kobieta ubrana w granatową suknię z białym fartuszkiem przepasanym w pasie. Służąca.

– Jak się pan czuje? – zagadnęła uprzejmie.

– Boli mnie głowa i chcę mi się pić. Gdzie w ogóle jestem? Co tu robię?

Kobieta szybko wyjaśniła, że znajdował się w miejskiej rezydencji księstwa St Albans, którzy znaleźli go trzy dni temu na ulicy – nieprzytomnego. Zabrali go i robili wszystko, żeby doszedł do siebie. Edmund pokiwał głową na znak zgody.

– Powiem państwu, że już się pan obudził.

Służąca wyszła, a kilkanaście minut później weszło księstwo.

Mężczyzna miał około trzydziestu kilku lat; bujną, czarną czuprynę, orli nos i kwadratową szczękę z lekkim zarostem. Natomiast dama wyglądała na kilka lat młodszą od męża. Odznaczała się delikatnymi rysami i dużymi, niebieskimi oczami, które wpatrywały się w niego uważnie, jakby z niepokojem. Uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał, gdy usłyszał chrząknięcie księcia.

– Dziękuję za uratowanie życia – zaczął niezręcznie, ale St Albans machnął dłonią, podszedł do łóżka i wbił w niego ostre spojrzenie.

– Co pan robił trzy dni temu? Przed kim pan uciekał?

Ton głosu mężczyzny sugerował, że coś wiedział i że nie miał ochoty bawić się w zwykłe uprzejmości, więc Edmund zrozumiał, że najlepiej zrobi, jeśli o wszystkim opowie.

– No cóż, pan i pańska żona zasłużyliście na prawdę. – Chrząknął lekko, by oczyścić gardło, i zaczął niepewnie opowiadać o wszystkim, mając nadzieję, że ci dobrzy ludzie go zrozumieją.

Powiedział więc o pracy nad lekiem, który miał pomóc zdobyć sławę i pieniądze hrabiemu Westburnowi. Medykament miał wyleczyć większość chorób, które trawiło nie tylko angielskie towarzystwo, ale również całą Europę czy nawet Amerykę. Niestety, wszystko poszło nie tak, a obiekt jego eksperymentu, bezdomny pies znaleziony gdzieś przy magazynie, w którym pracował, zmienił się po dawce i rzucił się na nich, rozszarpując hrabiego i jego opryszków. On zdążył uciec, ale potknął się i rozbił sobie głowę.

– To pan za tym stoi... To wszystko wyjaśnia – zaczął książę, a Ogden podniósł się gwałtownie z łóżka.

– To znaczy?

– Dwa dni temu w gazecie napisano, że hrabia Westburn i dwóch innych ludzi zostało zagryzionych przez psa, a z tego, co dowiedziałem się osobiście, był to dość spory pies. Na domiar złego ten sam zwierz zaatakował magazyn, w którym odbywały się walki psów. Został zastrzelony, ale co z tego, skoro zaraził cztery inne osobniki

Edmund słuchał z rosnącym przerażeniem. Nie miał bladego pojęcia, że to wymknęło się spod kontroli, że pies, którego zaszczepił, mógł zarażać inne zwierzęta. 

– Ich celem są głównie bezdomni, więc liczba ofiar pewnie jest większa, niż przypuszcza policja. Podobno jakiś baron z rodziną też padł ofiarą ataku, nikt nie przeżył. Woźnica i konie były odciągnięte od powozu i rozniesione po całej ulicy... – kontynuował St Albans.

– O Boże! – mruknął przerażony i potarł głowę, która zaczęła pulsować bólem.

– Bóg tu nic nie pomoże. Pan i hrabia zrobiliście coś okropnego! Nie wiem, co się stało, ale te psy zagrażają całemu miastu.

Tyradę księcia przerwało pukanie do drzwi. Do sypialni wszedł kamerdyner, który poprosił księcia na osobność, żeby przekazać jakieś ważne informacje.

– Nie powinien był pan robić tego leku, czy cokolwiek to miało być. – Głos księżnej był cichy i łagodny, ale Ogden poczuł się naprawdę źle i w pełni pojął, co właśnie zrobił. – Psy zabijają ludzi, bo są wściekłe i to z pana winy. Czym je pan zaraził?

– Yyy... – zaczął, lecz urwał, bo do pokoju wpadł nagle książę. Wyglądał na wściekłego.

– Twoje głupie eksperymenty wymknęły się spod kontroli! Tych psów jest coraz więcej.

– Co? – zapytała księżna i zwróciła się do męża. – Skąd wiesz?

– Dostałem wiadomość od przyjaciela. Napisał, że jest teraz osiem zarażonych osobników, ale może być więcej! Więcej psów! Człowieku, cały Londyn niedługo będzie sparaliżowany przez twoje głupie pomysły!

– Wasza Książęca Mość, nie denerwuj się, proszę. To nie wina tego człowieka, że chciał zarobić.

Książę rzucił wściekłe spojrzenie żonie, ale szybko złagodniał i westchnął, przeczesując dłonią gęste włosy.

– Wrócę do laboratorium i spróbuję stworzyć antidotum.

– Spróbuje pan? Musi pan coś z tym zrobić...!

Ogden zgodził się z księciem, więc obiecał solennie, że jutro pojedzie tam, gdzie wynalazł lek i wykorzysta składniki, żeby znaleźć antidotum. Nie będzie to łatwe, ale musiał spróbować.

Czynnik psi✓Where stories live. Discover now