IV

122 30 16
                                    

Hej ;) 
Trochę zmęczona, ale jestem z przedostatnią częścią. Krótszą, ale za to jest zalążek romansu, bardzo nieduży ;) 
Bawcie się dobrze <3

Zapraszam na moje sm:
IG: agaflorczak_autorka
Grupa na FB: Romanse kostiumowe Agi F.
Tellonym: necco93

***

William wszedł do gabinetu przełożonego. Sir Charles Eccles właśnie coś pisał. Nie czekał na zaproszenie i usiadł na fotelu przed biurkiem w oczekiwaniu na zainteresowanie mężczyzny. W końcu odłożył pióro, westchnął i opadł ciężko na fotel.

– Nie jest dobrze, Williamie. Cokolwiek to jest, psy już zajęły Londyn. Ministerstwo i królowa zastanawiają się nad ewakuacją miasta.

– Cholera – warknął i przeczesał dłońmi włosy. – Ogden powinien za to odpowiedzieć, to jego wina.

– Odpowie w swoim czasie. Szkoda tylko, że Westburn już nie żyje, bo chętnie bym go powiesił.

– Co robimy? Musimy zwalczyć te psy, żeby nie wyszły poza granice miasta, bo będzie problem. Wiesz dobrze, że jest nas za mało. Nie jesteśmy armią.

Charles i William spojrzeli na siebie ze zrozumieniem i pokiwali głowami, czując bezsilność. No bo jak zaradzić czemuś takiemu? Nigdy nie spotkali się z problemem, który nie tylko sparaliżował miasto, ale był poważną chorobą, która rozprzestrzeniała się tak szybko.

– Na razie musimy zająć się twoją żoną i Ogdenem. Przyprowadź naukowca.

William kiwnął głową i wyszedł z gabinetu. Edmund dostał pokój na parterze, żeby był blisko, gdyby szybko go potrzebowali.

Naukowiec opowiedział im, co się tak naprawdę wydarzyło, pokazał także przepis na ten „cudowny" lek, który okazał się zwykłą mieszanką chorób.

– Ty idioto! Przez ciebie miasto jest sparaliżowane, a ludzie umierają, rozszarpywani przez zmutowane psy! – krzyknął wściekły William, który nie mógł już słuchać jego jąkania i zacinania. – Czy chociaż przez chwilę pomyślałeś, co robiłeś? Nie można znaleźć leku, który wyleczy wszystkie choroby świata. Po prostu nie da się!

– Tak, wiem... – jęknął Edmund.

– Gówno wiesz! – odpowiedział książę, spacerując po pokoju. Wsunął dłonie do kieszeni w obawie, że mógłby nimi udusić tego głupiego człowieka. Naukowiec siedział skulony na niewygodnym krześle, ale nikt nie dbał o to, by było mu dobrze. – Gdybyś ruszył tym małym móżdżkiem, to wiedziałbyś, że takie eksperymenty wyrządzą więcej szkody niż pożytku.

– Potrzebowałem pieniędzy. Siostra chciała mieć chociaż jeden sezon, bo chciała znaleźć męża i...

– No to teraz nie będzie miała żadnego sezonu – przerwał mu Eccels i również wstał. – Nie możesz bawić się w Boga.

Naukowiec nie odpowiedział, więc mężczyźni wyprosili go z pokoju, a na jego miejscu usiadła Grace. Kobieta była zmęczona, ale odświeżona i przebrana w suknię, którą przyniosła jej służąca. Może nie była wytworna, ale wygodna i czysta.

Przestraszona zerknęła na męża i człowieka, który stał obok. Obydwaj byli poważni, ale to William patrzył na nią z przyganą i ze zmarszczonym czołem.

– Przepraszam za moje maniery, milady. Wcześniej się nie przedstawiłem.

Charles Eccels przedstawił się, ujmując jej dłoń. Uśmiechnął się pocieszająco, chyba zdając sobie sprawę z jej skrępowania. Poczuła się dzięki temu lepiej, chociaż wciąż czuła palący wzrok męża.

Czynnik psi✓Where stories live. Discover now