Kaktus

105 27 28
                                    

Na komisariacie znów panował spokój, który wprawiał komisarza w nerwowy nastrój. Zwykle taka cisza nie wróżyła nic dobrego. Młodszy aspirant wszedł wyraźnie poddenerwowany i zamknął za sobą drzwi.

– Szefie mieliśmy rację. To Szprycha „zapodział" te brakujące akta.

– Po co mu to było? – powiedział komendant, bardziej do siebie niż do chłopaka.

– Co teraz? – zapytał młodszy aspirant, patrząc z wyczekiwaniem na swojego szefa.

– Zrobimy to, co trzeba. To nie pierwsze przewinienie Szprychy i pewnie nie ostatnie. Nie zamierzam przymykać na niego oka. Wyleci na zbity pysk – odparł komisarz z irytacją w głosie.

– Znalazłem coś o Jacku Kowaliku i ktoś najwyraźniej również próbował to ukryć.

– Dlaczego wcale mnie to nie dziwi. Zaparz więcej kawy, bo czeka nas długa noc – odparł komisarz i wziął teczkę z rąk młodszego kolegi.

Aromatyczny zapach rozchodził się po pomieszczeniu, a dwóch mężczyzn siedziało skupionych i analizowało po raz kolejny sprawę, która nie dawała im spokoju.

*

Dni stawały się coraz krótsze, a jesienny chłód był bardziej przejmujący. Kolorowe liście pospadały z drzew, które teraz pochylały się pod wpływem silnego wiatru. Niegroźne mżawki przerodziły się w potężne ulewy i nie zachęcały do wychodzenia na zewnątrz.

Elżbieta uwielbiała długie jesienne wieczory, kiedy deszcz dudnił za oknem, a ona mogła odpocząć przy dobrej lekturze. Odłożyła na bok książkę i chwyciła kubek z bałwankiem, wypełniony po brzegi gorącą czekoladą, doprawioną szczyptą chili. Pikantna przyprawa szczypała ją w język, a przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele. Pod jej nogami leżał Kaktus, który właśnie uciął sobie drzemkę. Kobieta nie miała nic przeciwko jego towarzystwu i cichemu pomrukiwaniu. Elżbieta rozmyślała o tym, jak wiele zmieniło się w ciągu ostatnich tygodni. Mela spotykała się z Alkiem, a pytania, o to, czy są parą, zbywała tajemniczym uśmiechem. Pan Mietek wyszedł ze szpitala, a Irek zamieszkał z nim, irytując staruszka swoją nadopiekuńczością. Czarny kot chodził swoim ścieżkami, które często prowadziły pod drzwi Elżbiety.

– Najwyższa pora odstawić cię do domu – powiedziała do kocura, który przeciągnął się leniwie.

Elżbieta wzięła Kaktusa na ręce i ruszyła w kierunku mieszkania sąsiadów. Zapukała i spojrzała ze zdziwieniem na pana Mietka, który otworzył jej drzwi. Uśmiechnęła się na myśl, że był w lepszej formie.

– Dzień dobry. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś. Irek uparł się, że będzie mi zdrowo gotował. Teraz robi jakieś owsiane ciasteczka, bo przyłapał mnie z czekoladowym cukierkiem. Ktoś musi mi pomóc to zjeść – opowiadał z przejęciem pan Mietek.

– Dzień dobry. Również miło mi pana widzieć, odnoszę zgubę – odparła grzecznie Elżbieta, a Kaktus jak na zawołanie, zeskoczył z jej rąk.

– Wysłałbym Irka po tego łobuza, ale chłopak utknął w kuchni. Zapraszam do środka – powiedział pan Mietek, tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– Dobrze, ale tylko na chwilę. Jak się pan czuje? – zapytała z troską w głosie.

– Wyśmienicie! Byłem dzisiaj na kontroli i wyniki są zadowalające.

– To wspaniale. Cieszę się, że wraca pan do zdrowia.

– Martwię się tylko o Irka, zamienił się w całodobową opiekunkę. Tym bardziej cieszę się, że przyszłaś, bo dobrze, żeby porozmawiał z kimś w podobnym wieku. Poza tym sama wiesz, że brakuje mi towarzystwa młodzieży. Moi dawni uczniowie nie poznają mnie już na ulicy.

WyznaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz