4.Dzień w mieście

141 13 49
                                    

Minęły dwa dni od przyjazdu do słonecznego Monako. Raczej odpoczywali na plaży czy basenie. James nie czuł się komfortowo, a co najciekawsze to nadchodził kolejny epizod. Czuł go wręcz w kościach. Po drugie nie mógł podnieść się po słowach ciotki. Potraktował je bardzo poważnie. Nikomu jednak o nich nie mówił. Nie za wiele jadł. Nawet przypomniał sobie o kaloriach zawartych w szejkach. Próbował sobie tłumaczyć, że chodziło jej o to, że musi schudnąć, aby wyglądać jak laska, ale James chyba inaczej to przyjął. Starał jednak nie psuć sobie wyjazdu głupią ciotką. Rano powitał go uśmiechnięty Will.
- Co powiesz na to, że dziś idziesz ze mną na masaż w czekoladzie?- zapytał podekscytowany.
- A potem?- zapytał James.
- A potem? Hmm...Potem połazimy po mieście. - powiedział zadowolony- Dziś twój zastrzyk! Ja bym nigdy sobie nie dał...- przypomniał mu Will.
James stwierdził, że to jakaś motywacja. W końcu tyle czekał! Mruknął wstając z łóżka.
- Fajowo, nie!? Percy na Ciebie czeka po śniadaniu. Nie uwierzysz... Postawiliśmy Ci twoje smothie.- powiedział Will, zwlekając brata z łóżka.

James był w wyśmienitym nastroju. Chyba nic nie mogło mu go zepsuć. Na śniadanie ubrał się w kolorową, szeroką koszulkę i krótkie spodenki, które lekko odsłaniały kilka maleńkich blizn na jego udzie. Nie za bardzo się tym jednak przejmował. Na stole stała jego szejk... Ale przecież! Przecież przy stole siedziała Eliza Verumes! Oh! James już zdążył ją znienawidzić... Wyglądała jak siostry Godlewskie, tylko z rudymi kudłami. Jedynie na początku wydawała mu się całkiem miła... Stwierdził, żemusiał mieć jakieś halucynacje. Ta ciotką na pewno nie była miła. Była ogromną snobką, a do tego do głowy uderzyła jej woda sodowa. Nawet Percy, który też nie żadko odnosił się swoim bogactwem się tak nie zachowywał! Ta ciotka nie dotykała rzeczy tańszych od Gucci czy innego sruczi piedruczi... James miał jej po dziurki w nosie, ale próbował sobie tłumaczyć, żeprzecież to może być jedynie pierwsze wrażenie...
Przy stole zobaczył też tatę, a Fred i Percy grali na przeciwko w bilarda.Ethan oraz duo mieli być na spacerku. Przy stole siedziała też jego ,,ulubiona" część rodzinki...
- Dzień dobry chłopcy.- powiedział ojciec, patrząc w stronę swoich synów. Will chyba nawet nie usłyszał przez słuchawki wyciszające w uszach, a James skinął głową.
Will od razu zabrał się za płatki, kiedy James chwycił za swojego shejka i od razu upił trochę. Ten był o smaku słonego karmelu... Oh! Jaki pyszny!

Ciotka patrzyła się na niego jak na jakiegoś trendowatego.
- Co ty pijesz? - zapytała.
- Szczerze powiedziawszy to sam nie wiem, ale jest super!- odpowiedział jej. Szczerze nie wiedział jak to się nazywa i co to jest. Bracia ukrywali przed nim kaloryczność chyba większości produktów.
- Harry, Twoi synowie są do prawdy dziwni! William siedzi w słuchawkach wyciszających, a reszta zachowuje się jak zwierzyna. Zobacz! Zobacz co Charlie zrobił z moim Brunonkiem.- jęknęła pokazując podbite oko syna.
- Co ja mam powiedzieć?- zapytał spoglądając na nią z nad laptopa- Z tego co wiem to Brunon zaczął, a wie, że Charlie jest mistrzem w tym co robi... A William? Wolę aby siedział w słuchawkach niż ma się położyć na podłodze, albo co gorsza walić głową w blat.- bąknął, spoglądając na Williama. On spokojnie siedział jedząc swoje płatki. Wrócił do jakiegoś artykułu na laptopie nie dając satysfakcji Elizie z kłótni którą chciała zacząć.
James wypił to co miał do wypicia, a ojciec spojrzał na niego uważnie.
- Idź do Percyego. Daj mu tę satysfakcję, że może kogoś pokłóć.- uśmiechnął się do niego lekko.
James wręcz w podskokach podbiegł do brata.
- Hej chłopaki...
- Cześć Percy...- powiedział nieśmiało.
- Witaj, braciszku. Chcesz zagrać?- zapytał Fred wbijając ostatnią kulę- Wygrałem!
- Nie...Dzięki. Ja tu w innej sprawie... Wiecie jakiej, nie?!- zapytał podekscytowany.
- A no tak! Jak moglibyśmy zapomnieć!- udawał zaskoczonego, Fred.
- To jak? Możemy to zrobić...Teraz?- zapytał prawie skacząc z ekscytacji.
- No to chodź ...- powiedział Percy idąc dumnym krokiem do swojego pokoju.

Pamiętnik Jamesa Verumes IIWhere stories live. Discover now