60- Wielka rozprawa

66 14 12
                                    

        Wielkanoc z Verumesami było super świetnym przeżyciem. James bawił się jak nigdy. W szkole? W szkole szło bardzo dobrze, wszystko udało mu się pozaliczać i tak na prawdę to od kwietnia czekał na koniec roku, mając zagwarantowane dobre oceny. Nadszedł jednak wielki dzień...Dzień który miał zaważyć o jego losie... Dzień w którym miał iść z ojcem do sądu. Razem z nim jako niby świadkowie mieli udać się i bracia. Specjalnie na tą okazję kupiono im specjalnie szyte na miarę, identyczne garnitury, ubrano w idealnie zawiązane przez Percyego krawaty i wpakowano do nawet idealnie umytego auta. Pod sądem James stresował się strasznie... Tata od razu załatwił całą papierologię, a James? A James stresował się tak bardzo, że w pewnych momentach zapominał jak się nazywa. Na salę została wezwana także jego terapeutka, która miała wykluczyć przeciwskazania zmiany płci w papierach, a także kolega Percyego po fachu jako lekarz medycyny sądowej, który miał wykluczyć jakieś medyczne jak to nazywał tata ,,bzdety" uniemożliwiające mu ten proces. James nawet go nigdy na oczy nie widział, ale skoro Percy mu ufał to on też. W sądzie wydawało się być duszno, pomimo wszystkich otwartych okien. Jako jego prawnik czy tam ktoś...James na prawdę nie łapał się w nazwach i tytułach osób pracujących w sądzie była mama Basi- dziewczynki, którą uratował na początku roku. Zapewniała go, że postara się, aby wszystko rozwiązane było podczas jednej rozprawy co bardzo często było niestety niemożliwe, bo sędzi coś nie pasowało... Żołądek Jamesa zaciskał się w cienką wstążeczkę, a jemu samemu wydawało się, że eksploduje od nadmiaru stresu. Cały czas siedział obok niego Percy, który był bardziej wyprostowany niż zawsze, a jego zawsze powolne tętno było przyspieszone. Było to widać po częstotliwości jego oddechu przy którym nie wiedzieć czemu zawsze wydawał z siebie cichy odgłos warkotu. James już się do niego przyzwyczaił, ale musiał przyznać, że na początku go przerażał. Tata chodził wkoło robiąc mnóstwo kroków. James miał wrażenie, że podczas niespełna pół godziny zrobił ich kilka tysięcy. Nagle drzwi do sali otworzyły się i jakaś kobieta zaprosiła ich do środka. James głośno przełknął ślinę. Usłyszało to ucho wyczulonego na wszystkie bodźce niedźwiedzia, który od razu złapał go za dłoń, patrząc na niego uspokajająco.

      Na sali było dość dużo ludzi. James nie znał żadnej twarzy, a sędzina wyglądała na niewyobrażalnie straszną. Jej mina wyglądała na niezadowoloną, a czarne włosy dawały jej wygląd prawdziwej wiedźmy. James miał szczerą nadzieję, że to spoko babka z twarzą jego najstarszego z braci.

Zaczęła mówić jakieś niezrozumiałe rzeczy, strzelała artykułami jak z rękawa, James nic nie rozumiał oprócz,,dzień dobry". Wreszcie wywołała go do barierek. Wstał powoli i szedł tak, jakby ktoś wsadził mu kij od miotły...
- Zaczynając Eriko...- tata ostżegał go, że sędzina musi zwracać się do niego w formie żeńskiej, ale on ma w zaparte mówić o sobie w męskiej- Od kiedy pojawił się konflikt Twojej płci psychicznej z fizyczną?
- Mm...Tak na prawdę to od zawsze. Powiedziałem o tym mamie jako czterolatek.
- Dobrze... W takim razie kolejne pytanie. Jakie miałaś zainteresowania, zabawy jako małe dziecko? Chodzi tu o samochodziki czy lalki.
- Zdecydowanie samochodziki, zwierzątka... Najczęściej bawiłem się w...Zoo...- odpowiadał zastanawiając się nad każdym słowem.
- Jest ktoś na tej sali kto może to potwierdzić?- zapytała sędzina.

James się przestraszył. Jego mama nie żyła, a tata zna go od krótkiego czasu.
- Ja.- odpowiedział nagle Harry.
- Podobno nie widział pan córki i pomimo utrudnień matki o widywanie się z nią nie wniósł pan pozwu.
- Było trochę inaczej... Widziałem swojego siódmego syna tzry razy kiedy był dzieckiem osobiście, a wiele razy pod pretekstem przejazdu przez jego rodzinne miasto siedziałem godzinami w aucie, obserwując jak się bawi. Miał na półkach lalki, ale ani jedna nie była odpakowana. Bawił się autkami. Sam kupiłem mu kilka.

James odetchnął z ulgą. Ojciec był po jego stronie! Rzecz o której nie pomyślałby jeszcze prawie dwa lata temu... Tata stał po jego stronie... Dzięki tacie przeszedł upragnioną operację, dzięki tacie jest na hormonach, dzięki tacie właśnie stoi przed sądem i zeznaje w sprawie zmiany jego płci w papierach... Niesamowite uczucie! Cały stres wydawał się odejść. Została pewność siebie.

Sędzina zadawała jeszcze miliony pytań. Czas wydawał się okropnie dłużyć, pomimo, że rozprawa trwała jedynie pół godziny. Po tym czasie sędzia wyprosiła wszystkich z sali, dając sobie czas na naradę. James siedział strasznie zdenerwowany. Wtedy podszedł do niego Percy. Złapał go za rękę i swoją obecnością pokazywał mu wsparcie. Pokazywał, żejest z nim co by się nie działo. Pokazywał, że może na niego liczyć. Jamesowi zdecydowanie to wystarczyło.
- Będzie dobrze. Nie może wydać niekożystnego wyroku. No nie może. Przecież widzi, że jesteś mężczyzną, prawda? Coś więcej jej potrzeba?- zapytał, patrząc na niego z lekkim uiechem na ustach.
- Myślisz?
- Ja to wiem.

     Weszli na salę rozpraw. Oby nieomylny Percy pierwszy raz w życiu się nie pomylił... James modlił się w duchu, aby wszystko poszło po jego myśli. Kiedy sędzina zasiadła na miejscu wzięła do ręki młotek. James aż obgryzał usta ze stresu.

Proszę, proszę,proszę...

- Niniejszym oświadczam niejakiego Jamesa Noaha Verumes według prawa polskiego za mężczyznę.

James myślał, że zacznie skakać z radości... Nie słyszał co dalej gada. Jego środek skakał z radości, z oczu leciały łzy szczęścia, ręce nie wiedziały co robić, głowa przepełniona była endorfinami... Jak cudnie! Wreszcie! Wreszcie przy podawaniu dowodu osobistego, albo czegokolwiek nie będzie musiał mówić dwa razy swojego imienia! Nie będzie musiał nic tłumaczyć! Wygrał... James wygrał walkę. Bardzo ciężką i mozolną walkę z samym sobą. Takie o każdą chęć do życia były najcięższe... Takie właśnie walki były najgorsze i zarazem najdłuższe. Ale James dał radę. Dzięki braciom, terapi a najbardziej to dzięki sobie i swojej ciężkiej pracy stał właśnie przed sędziną, która ogłosiła kożystny dla niego wyrok. James od razu przytulił Percyego. Po prostu stał najbliżej niego. Uwiesił mu się na szyi, płacząc ze szczęścia. Sędzia wychodząc ukradkiem uroniła jedną łezkę. Wszyscy płakali ze szczęścia. Terapeutka Jamesa, bracia, nawet tak samo na pierwszy rzut oka zimny kolega Percyego uśmiechał się od ucha do ucha. A sam niedźwiedź Verumesów przytulał swojego oficjalnie brata najmocniej jak umiał, chowając swoją twarz za jego ramieniem, aby nikt nie widział jego szczerego, szerokiego uśmiechu oraz łzy szczęścia, której pozwolił popłynąć w dół twarzy.

Po wyjściu z sali rozpraw Jamesa przytulił nawet Stanley, który nie robił tego od baaardzo dawna.
- Noah...Ja pierdziele...Ale imię.
- Tata się uparł.- odpowiedział mu jego właściciel.
- To tylko drugie.
- Ale ładne jest.
- No na pewno ładniejsze od imienia Percival.
- To prawda!
-Zgadzam się!- od razu odpowiedziało duo
-  Ładne imię...Nie czepiaj się Jordanie.- od razu odgryzł się Percy.

Duo ucichło. Dla Jamesa był to najszczęśliwszy dzień w życiu. Wojna oficjalnie się skończyła...Już będzie dobrze. Na pewno. Wiedział to.

Hej! Będzie jeszcze jeden rozdział z dalszymi losami po kilkunastu latach. Jak myślicie? Co będzie potem? Do zobaczenia kochani! Dzięki, że byliście ze mną przez całe opowiadanie.

Pamiętnik Jamesa Verumes IIWo Geschichten leben. Entdecke jetzt