6- Niespodzianki

140 12 21
                                    

  Minął tydzień od powrotu do Polski. James strasznie się cieszył, że nie musi już się użerać z nieznośnym wujostwem. Odpoczywał nad stawem na leżaku, opalając się letnim, gorącym słońcem. Tamtego dnia kożystając z urlopu chłopaków zrobili sobie dzień filmowy. Ojciec uparł się na coś innego niż bajka, a więc musili obejrzeć jakąś polską komedię, która o dziwo okazała się świetna. James był mile zaskoczony tym, że nawet ojciec założył śmieszne wdzianko. Jego było niedźwiedziem grizly co do niego pasowało...
     James chyba po raz pierwszy słyszał jak ojciec szczerze się śmieje. Kiedy była scena gdzie starzy dziadkowie pod wpływem narkotyków wsiadają do traktora i niszczą wszystko bracia nie mogli powstrzymać śmiechu. Nawet ojciec co jakiś czas zaśmiał się zdawkowo.

Wszystko było wyśmienicie, dopóki na stół nie wjechało jedzenie na które James totalnie nie miał ochoty. Zauważył to Stanley i przeciskając się na kanapie pomiędzy braćmi znalazł się przy Jamesie. Rozłożył się jak mała dziewczyneczka i wyseplunił:
- A Jamesio co? Cemu Jamesik nie wcina? Mmm... Ale Jamesio traci...- seplunił dalej, mrucząc, wsadzając sobie jednego naleśnika do buzi.- Albo wiem!- orzywił się nagle- Może Jamesio potrzebuje papu dla dzieci?- powiedział biegnąc do kuchni. James zmarszczył brwi i nie miał czasu na zastanawianie, bo jego brat niemal od razu przyszedł z naleśnikami ułożonymi w taki sposób, aby udawały kształt misia. Miś miał na sobie masę owoców i czekolady.
- Mmm...Patrz Jamesiu. Ciocia przedszkolanka specjalnie dla takiego malucha znalazła coś takiego. - uśmiechnął się do niego, oblizując swoje palce z czekolady.
- Ale masz talent artystyczny.- zaśmiał się Charlie.
- Nie komentuj mojego talentu, Charlesie! Ja Ci zaraz skomentuję!- warknął Stalney.

Bracia patrzyli na nich z zaciekawieniem.

- Oh...Popatrz Jamesiu... Mniam mniam jest ten misio... A jaki słodki....Mmm... Misio błaga o wycieczkę do twojego brzuszka!

James zarechotał I powiedział do tależa, zjadając z misia truskawki:
- Panie misu, ma pan dobre ubranko...

Wszyscy zarechotali.
- Oh, jakie mniem! Widzisz?- zapytał Stanley.

   James uśmiechnął się zdawkowo, po czym niepewnie wziął się za naleśnikowego misia.  Po godzinie Stanley i Charlie szybko się wynosili nie chcąc powiedzieć gdzie idą. Plątali się w swoich zeznaniach. Jeden mówił że idą na trening, drugi potem dodawał coś o przyjaciołach... Ojciec puścił ich jednak, mówiąc aby nic sobie nie zrobili. Potem musiał wyjść też Will, bo pilnie musiał się z kimś spotkać. Tak więc James został sam ze starszyzną. Czuł się z tym trochę nieswojo, ale cóż...
   Siedział przed telewizorem pod kocem, bojąc się trochę odezwać. Zauważył to Ethan, bo od razu przesunął się do niego i wziął na swoje kolana.
- No chodź tu maluszku.- powiedział, pociągając go lekko za policzek.
- Ej! Nie jestem maluszkiem!- powiedział.

   Zrozumiał, że musiał zabrzmieć trochę żałośnie i dziecinnie.

- Oh, w porównaniu ze mną jesteś maluszkiem.- zapewnił go Ethan, głaszcząc go po loczkach- Jesteś jeszcze głodny? Masz ochotę coś porobić ?- zapytał go Ethan
- Nie...Jestem trochę zmęczony.- odpowiedział- Wakacje to coś czego aktualnie potrzebuję...- uśmiechnął się do niego.
- Oh, no właśnie! Dziś jest twój dzień! - przypomniał mu Fred- Ale...Ale nie możesz tak bez jedzenia na pusty żołądek...

James zrobił udawanie smutną minę.
- Muszę?- zapytał jakby nie znał odpowiedzi. Odpowiedział mu za to ojciec.
- Musisz.

James jęknął niezadowolony, kiedy Percy poszedł mu po jego szejka. Wcale nie miał na niego ochoty, pomimo, że był kokosowy...
- Do dna.- powiedział Ethan.- Swoją drogą moi drodzy jestem ciekaw co robi nasze duo! Koledzy, trening? Ja wam mówię, że coś w tym śmierdzi...- powiedział zastanawiając się.
- Może są na imprezie? Przygotujcie zestaw na kaca...- westchnął Fred.
- Oho! Ja im dam imprezowanie! Charlie nie ma prawa dotknąć mi alkoholu do osiemnastki!- zawołał ojciec.
- Mam pomysł...- powiedział Ethan- Zadzwonimy do nich!
Wykręcił numer i położył telefon na stoliku na trybie głośnomówiącym.
- Cześć Ethan? Co tam chciałeś?- zapytał od razu głos Charliego.
- No witaj braciszku. Gdzie jesteście?- zapytał podchwytliwie.
- Eee...My? Jesteśmy...u kolegi. Będziemy za godzinkę...
- Wyślesz zdjęcie? Tak dla pewności...- powiedział.
- Wiesz...Z tym może być mini problemik... Bo widzisz....eee...
- Nie wymyślaj Charlie! Bo zaraz zobaczymy na lokalizację i was odbierzemy! Z tego co widzę jesteście na osiedlu blokowisk.- powiedział ostro Percy, patrząc na ich ikonki w aplikacji.
- No dobrze...Już wysyłamy.- powiedział Charlie rozłączając się.
Wysłali zdjęcie na rodzinną grupę na messengerze. Charlie wyglądał całkiem normalnie, ale Stalney zakrywał się bluzą. Nie było widać też wnętrza mieszkania.

- Oho! Nasze duo coś knuje...- mruknął ojciec.
- Dobra, ważne, że są trzeźwi.- powiedział Fred, odkładając telefon.- A William zapewne świetnie bawi się na spotkaniu fanatyków książek...
- A daj spokój...- machnął ręką Ethan- Wolę klubik fanatyków książek od imprez.

    Po dwudziestu minutach James postawił na stoliku kubek po swoim szejku. Stuknął przy tej czynności, aby oznajmić braciom, że skończył.
- Oho! Skończyłeś?- zapytał Ethan, łaskocząc go pod pachami.
- Hm.- odpowiedział energicznie kiwając głową.
- No to idziemy po nagrodę.- powiedział Fred, wstając z kanapy.
   Pomimo, że był to jego dzień, jak to przywykł nazywać T, to jakoś nie czuł się najlepiej. Czuł epizod w kościach. Z zachwytem popatrzył jak Fred idzie po jego czerwoną saszetkę. Po minucie przyszedł już z zestawem. James patrzył na niego przez chwilę, kiedy Fred powiedział:
- No księciuniu. Podwijaj bluzę.

    James zrobił to posłusznie. Sam nie wiedział czemu tym razem stresował się bardziej niż za pierwszym... Może dlatego, że miał szczerze dość cotygodniowego kłucia?
Odruchowo złapał Ethana za rękę. Fred jak zawsze był bardzo delikatny.
- Po wszystkim braciszku. Po bólu.- pochwalił go Ethan.
- Dzięki...- powiedział uśmiechając się do niego lekko.
- No maluchu, dzielny jesteś.- pochwalił go też ojciec.

James najpierw chciał zwrócić mu uwagę na to, że nie jest maluchem, ale potem rozczulił się samą pochwałą.

   Potem ze zmęczenia całym dniem i nadchodzącym epizodem zasnął na piersiach Ethana. Nie miał okazji jednak na długi sen, bo do domu wpadli Charlie i Stanley. Dziwnie szeleścili przy każdym kroku. Chcieli jak najszybciej udać się na górę.
- Gdzie to droga młodzieży! Tutaj, zapraszam!- zawołał za nimi ojciec.

Chłopcy szeleszcząc stanęli przed nim.
- Co tak szeleści?- zapytał.
- Nic!- od raz odpowiedzieli zgodnie.
- Jak nic? Słyszę chyba.
- A...E...To ta bluza.- przyznał Charlie.
- Bluza? To ją zdejmuj.- powiedział Ethan.
Charlie przymknął oczy i wypiszczał:
- Nie...Nie bądźcie źli! Ja...Ja mam 17 lat...
Nagle zobaczyli na jego ramieniu tatuaż. Był nim czarny lew, który ryczy z koroną na głowie.
- Co...To...Jest?!- ryknął ojciec.- Kto?
- Tato...- westchnął.
- CZY WAS TRZEBA ZA RĄCZKE JAK DWULATKÓW?! I JA MYŚLAŁEM, ŻE TO Z WILLEM BĘDĄ PROBLEMY?! CO WY DO JASNEJ CHLORY ODCZYNIACIE?! JESTEŚCIE NIE ODPOWIEDZIALNI! CHARLIE NIE MA JESZCZE NAWET SKOŃCZONYCH 17 LAT!- ryknął ojciec.
- Tato...No ale...
- Co ale?! Co ale?!- warczał- Ja wam dam ,,ale". Dwie ale. Ala to takie imię. Wiecie co...Nawet się nie tłumaczcie. Zabieram wam PlayStation i Xboxa do końca wakacji. Zrozumiano?- zapytał.

Chłopaki nieśmiało pokiwali głową.
- Swoją drogą jest całkiem dobrze wykonany.- zakomemplentował Ethan.
  Charlie popędził do swojego pokoju, a Stanley za nim.
- Idę to obejrzeć. Aby się tam nic nie wdało...- westchnął Percy, wstając z kanapy.

James uznał, że z braćmi nie ma nudy. Zasnął dalej na piersi Ethana, który z największą ostrożnością zaniósł go do jego pokoju. Epizod czuł w kościach...


Hej! Jak się podoba? Jak minął weekend? Mam nadzieje, że dobrze ;) Macie jakieś pomysły? Piszcie śmiało! Miłego dnia jutro! Do zobaczenia kochani <3!

Pamiętnik Jamesa Verumes IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz