40- Sylwester

103 11 4
                                    

           Minęły dwa dni od jednego z najcięższych dni w życiu Jamesa Verumes... Miał być sylwester. Tata proponował Ethanowi zaproszenie Luciusza, ale dowiedział się, że spędza sylwestra we Francji... James doskonale pamiętał sylwestra w uprzednim roku... Wrócił wtedy do domu po próbie... Tamtego dnia też nie miał świetnego chumoru i gdyby nie obiecana operacja, która miała odbyć się za nie cały miesiąc to na pewno przegrałby z żyletką... Siedział cały czas z Willem bojąc się o siebie... Miał bardzo ciężki epizod. Will starał się jednak pomagać mu jak mógł.
- Jamesiu! Zobacz co mam!- zawołał wchodząc do jego pokoju z całą torbą pluszaków.- Pluszaki, kocyk, zaraz pódę po dobre piciu i będziemy oglądać filmy!

James uśmiechnął się lekko. Z jednej strony nie chciał być sam, ale z drugiej wcale nie miał na nic ochoty. Doceniał jednak starania Willa.

Starszy brat układał miękkie pluszaki na łóżku, okrył Jamesa kocem i spojrzał na niego zadowolony.
- Ty mały złodziejaszku...- pogroził mu palcem.

James popatrzył na siebie. Najpierw nic nie zauważył, ale potem zobaczył, że ma na sobie troszkę za dużą bluzę, która teoretycznie należała do Willa. Ale tak ładnie nim pachniała...Do tego była taka ładna, w kolorze fioletowym.

Uśmiechnął się do niego leciutko.

- Ty, Ty, Ty! Oddawaj moją bluzę!
- Nie!- powiedział zadowolony, głosem małego dziecka.
Will zaczął go łaskotać i niby siłą, ale podczas zabawy zdjął ją z Jamesa.
- To już moje! Moje, Twoje, Nasz...Wspólne!- śmiał się James.
- Chciałbyś!

Wyszedł z pokoju, a James okrył się po sam nos. Było trochę zimno, a ten sadysta zabrał mu bluzę. Po chwili zobaczył go z gorącą czekoladą w ręku. Miała pianki...Tak kaloryczne... Ale przecież nie może mię też za małej wagi do operacji... Musi się postarać. Dla samego siebie.

Zaczęli oglądać meride waleczną, kiedy do pokoju weszło duo.
- O! Dziewczynki oglądają księżniczki i nas nie zawołały? Jestem obrażony! - powiedział Stanley, zakładając ręce na piersi, robiąc obrażoną minę.
- Przesuń się...- od razu na łóżko wskoczył Charlie. Usadowił się między Willem, a Jamesem.
- Ej! Usiadłeś mi na telefonie!- od razu pisnął Will.
Stanley ścisnął zaś Jamesa tak, że ledwo oddychał z braku miejsca. Na domiar wszystkiego wskoczył na nich jeszcze Zenek.
- Weź tego sierściucha!- od razu warknął Charlie, kiedy kot przypadkiem go drapnął.
- Ja Ci dam sierściucha!- obraził się James, biorąc kota na ręce.

Po pół godzinie Charlie upił połowę czekolady Willa. Ta Jamesa była nietknięta. Wtedy jego kubek wziął Stanley. James myślał, że po to, aby się jej napić, ale szybko zobaczył, że nie po to. Podsunął mu ją pod nos.
- Pij młody, bo masz strasznie suche usta.
- Nie chcę...- powiedział zrezygnowany, chcąc ją od siebie odsunąć, ale zdał sobie sprawę, że silna ręka Stanleya nie drgnęła nawet o milimetr.
- Bo zawołam sobowtóra mamy Meridy!- powiedział, drocząc się z nim- A nawet dwa.

James przekręcił oczami. Wszystko, byle nie spotkanie ze wściekłymi niedźwiedziami... Upił więc trochę i dopiero wtedy Stanley odsunął swoją rękę i odstawił kubek na szafkę nocną. Wtedy niespodziewanie zamiast jakiegoś szturchnięcia lub potargania włosów, objął go ramieniem.
- Chciałbym abyś był dla mnie taki miły częściej...
- Po co wypowiadać niemożliwe życzenia? Byłoby za słodko... Kazdy w plemieniu pełni jakąś funkcę. Ja robię tu za brata dzięki któremu się nie nudzicie.- powiedział, puszczając do niego oczko.

- Helmek! Jimmi! Karol! Staszek! Gdzie wy się podzeliście?- wołał tata.
- W pokoju Kubusia!- odkrzyknął mu Stanley.

Oh jak Jamesa drażnił polski odpowiednik jego imienia... Ale to jak tata zdrabniał po polsku imiona swoich dzieci było słodkie... Najbardziej podobało mu się chyba Helmek...

Pamiętnik Jamesa Verumes IIOù les histoires vivent. Découvrez maintenant