37- Diabelne duo

121 11 16
                                    

      Następnego ranka James otworzył leniwie oczy. Jak mógł się domyśleć obok niego siedział ogromny niedźwiedź, wpatrzony w monitorek z jego tętnem i ciśnieniem niczym w obrazek.
- Cześć...- powiedział, przecierając swoje oczy.
- Dzień dobry... Niezłego stracha nam wczoraj napędziłeś...- zaczął od razu Percy- Czemu nie mówiłeś wcześniej?

James od razu westchnął ciężko... A co miał powiedzieć? Wstydził się jak cholera... Dlatego nie mówił.
- Wstydziłem się... Bardzo.- odpowiedział.
- Wstydziłeś? Czego?- zapytał zdziwiony.
- Siebie...

   Tym razem Percy westchnął ciężko.

- Wiesz jaką reprymendę dostało wczoraj duo za te przedtreningówki? Ojciec wywalił je przez oko...Ale mi przykro, że rozsypały się na auto ciotki Elizy...- powiedział, lekko się uśmiechając.
- Nie powinienem ich brać...Ale on mnie szantażował... I musiałem robić projekty po nocy...Nie wiedziałem, że te przedtreningówki były tak mocne...
- Wiesz co...Zawołam tatę... Jak się czujesz?- zapytał zanim wstał.
- Już dobrze...- odpowiedział.
- To dobrze... Zostań tu, a ja idę po tatę.- powiedział, wychodząc z pokoju.

James rozejrzał się po pokoju... Zawsze wszystko psuje. Zawsze... Jest beznadziejny...
Nagle na pościel wskoczył jego czarny niczym noc kotek... Zenek miał w pyszczku torebeczkę z jego ulubionymi gniotkami.

- Zenuś! Ty to zawsze wiesz kiedy przyjść...- powiedział głaszcząc kotka po grzbiecie. Ten zamruczał przyjaźnie.

Wtedy James zobaczył otwierające się drzwi. Do środka wszedł tata.

- Wystraszyłeś nas wczoraj młody, wiesz?- zapytał, podchodząc do jego łóżka
- Wiem...Przepraszam.Za wszystko...
Ja jestem po prostu beznadziejny...
- James! Chyba się na Ciebie pogniewam. Nie jesteś beznadziejny, synku i nie wiem kto Ci takich głupstw do głowy nagadał... I wcale nic nie zepsułeś. Charlie to nawet się cieszył, mówiąc, że było coś ciekawszego...- uśmiechnął się do niego, ocierając łzę z jego policzka.- Po drugie ja się tym idiotą zajmę... Ale Ty musisz mi obiecać, że nigdy nie dotkniesz ani jednego dziwnego specyfiku, który leży w szafkach Charliego i Stanleya... Jasne? Jak Ty chcesz iść na operację z takim ciieniem? Hm?- zapytał czochrając jego włosy.
- Nie gniewasz się?
- Tylko za te specyfiki... Ale teraz się niczym nie stresuj. Mogę Cię zbadać?- zapytał, wyciągając stetoskop. Jamesowi wydawało się, że wyciągnął go z nikąd. Wręcz wyczarował z powietrza.

      Po szybkim badaniu zdjęli z jego dłoni wenflon, ale podpięli go pod jakiś mały monitor serca, przyczepiony do paska jego spodni. Percy nakłonił go na śniadanie na dole.

W drodze na dół gdzie panował nieprzyjemny, sterylny pożądek czekali już prawie wszyscy. Jak się okazało cała rodzinką została na noc, aby popatrzeć jak jubilat otwiera prezenty... Charlie jakoś specjalnie się do tego jednak nie rwał, dlatego mieli zostawić tą czynność na po obiedzie.

Kiedy tylko zszedł wszystkie oczy wlepiły się w niego. Percy wtedy momentalnie złapał go za barki i zaczął iść za nim, wręcz synchronizując z nim swoje własne kroki. Wszyscy wiedzieli, że w obecności tego niedźwiedzia lepiej nie dorzucać oliwy do ognia. Nawet Harry, który jakby wycofał się za nich. Percy usadził Jamesa blisko szczytu między sobą, a ojcem. Nikt już nawet na niego nie spojrzał, bo na drodze spotkał lodowaty wzrok Percivala. Ocieplił się jednak, kiedy zobaczył maleńkich Visserów- dzieci cioci Emmy.
- Cześć Wujku Percy!- zawołał mały Noud, momentalnie wskakując mu na kolana.

Percy mruknął ął do niego przyjaźnie co chyba oznaczało ,,witaj". Ojciec uśmiechnął się widząc jego reakcję.
- Dzień dobry wszystkim...- powiedziała ciocia Emma, siadając z mężem do stołu.

Pamiętnik Jamesa Verumes IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz