Prolog

427 24 11
                                    

Loki:

Siedziałem spokojnie na kanapie I przysięgam już od co najmniej roku nie zrobiłam nikomu jakiejś ogromnej krzywdy. Oczywiście nie obyło się bez małych psikusów ale czego oni się po mnie spodziewali. I to, że mnie tu przyjęli po wygnaniu to nie oznacza, że ja siodrazu zmienię..

Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos Starka który z każdą chwilą był coraz głośniejszy.

-Loki! CO TY ZROBIŁEŚ Z MOIMI WŁOSAMI!!!-Zaczął krzyczeć jak opętany a ja miałem ochotę się śmiać ale nie mogłem tego okazać coś w środku mu zabraniało.

Po wielkim wykładzie Tonego przyszedł mój brat który próbował ze mną rozmawiać co strasznie mnie irytowało.

Potem zebrała się reszta Avengers tak jak codziennie. Ja miałem już tego serdecznie dość a najgorsze było to, że jestem na nich skazany.

To wszystko powtarzające się dzień w dzień zaczęło mnie nudzić. Ich wywody na mój temat są żałosne tak jakby nie wiedzieli, że to na mnie nie zadziała.

Wymknąłem się im jak chwilowo nie zwracali na mnie uwagi. Po chwili znalazłem się w moim pokoju poddając się myślom.

Wpadłem na pomysł. Co gdyby tak zniknąć? Tylko nie mogę wychodzić z wierzy... ale mogę się przemienić. O ile jeszcze to potrafię... Nic nie zaszkodzi spróbować.

Zacząłem myśleć o przemianie i o niczym innym.. Nagle poczułem ciepło rozchodzące się po moim ciele. Otworzyłem oczy będąc przemienionym w kota... Nie jest źle.

Chciałem wyjść ale zamknąłem drzwi. No trudno trzeba poczekać. Może ktoś przyjedzie a teraz wskoczyłem na łóżko i zasnąłem.

LokittyWhere stories live. Discover now