Profesor Małolat 2

3.5K 393 421
                                    

Odette nie spotkała już Vane'a tamtej nocy. Po prostu rozpłynął się w powietrzu, zresztą ona nie została na przyjęciu Slughorna zbyt długo, bo zgiełk i duchota prędko ją zmęczyły.

W pociągu po raz pierwszy od dawna mogła spokojnie usiąść, pozachwycać się zimowym krajobrazem za oknem i poczytać coś, co nie było podręcznikiem. Jednocześnie nie potrafiła uwierzyć, że to był ostatni raz, kiedy wracała z Hogwartu do domu na święta... I że gdy tam wróci, to już na ostatni semestr.

Wiedziała, że będzie jej tego wszystkiego bardzo brakować. Nawet jeśli w tamtej chwili była wykończona nauką, czas w Hogwarcie okazał się dla niej przepełniony dobrymi wspomnieniami. Nie sądziła, że kiedykolwiek dołączą do tego szlabany, ale cholera... Udało się temu Vane'owi. Już wcale nie była za nie wściekła, nie myślała nawet o zbezczeszczonej czystej karcie, a o tym, jak wspaniale głaskało się Ikara, no i że fajnie było się czasem podroczyć z panem małolatem. Nawet trochę na to czekała, ale do tego już nikomu by się nie przyznała.

Odette była wykończona, gdy wróciła do swojego małego mieszkania na Pokątnej. Rodzice podarowali je jej rok wcześniej z okazji osiągnięcia dorosłości, a sami na stałe przenieśli się do Francji, tak jak zawsze chcieli. Stwierdzili, że jeżeli ich córka będzie tego chciała, to zostanie tam i po skończeniu szkoły, a jeśli nie, to mieszkanie zostanie sprzedane, a ona również przeprowadzi się do Paryża.

Ona jeszcze nie wiedziała, co chciała zrobić, w ogóle nie miała pomysłu na siebie, jednak była niezwykle wdzięczna za to, że rodzice mogli zapewnić jej coś takiego. Poza tym mieszkanie na Pokątnej miało swoje plusy - choć ominęło ją wyjście do Hogsmeade, miała jeszcze cały kolejny dzień na znalezienie prezentów dla rodziny, zanim zaaranżowany przez jej ojca świstoklik wieczorem przeniesie ją prosto do Paryża, gdzie rodzina Dumont zamierzała spędzić Boże Narodzenie.

Tak też następnego dnia Odette wyszła na zatłoczoną Pokątną, pełną czarodziejów szukających prezentów na ostatnią chwilę. Dziewczyna doskonale znała wszystkie sklepy, więc znalezienie prezentów nie sprawiło jej zbyt dużo kłopotu. Na koniec postanowiła wstąpić do sklepu z szatami z zamiarem kupna czegoś ładnego dla swojej prababci, która zawsze doceniała piękne ubrania.

Ledwo jednak przekroczyła próg przepełnionego strojami i materiałami, ciemnego sklepu, gdy jej oczy spotkały się z tymi znajomymi.

- Odette?

Na moment zastygła zupełnie. Nie miała pojęcia, jakim sposobem znowu trafiła na mężczyznę, który ciągle ją ostatnio zajmował, ale oto był.

Vane w czarnym płaszczu, stojący przy ladzie, na której leżała idealnie skrojona, biała koszula.

- O. Dzień dobry - wydusiła, widząc, że on był równie zdumiony.

Naturalnie, że nie spodziewał się na nią wpaść, ale nie mógł powiedzieć, że go to nie ucieszyło. Polubił tę dziewczynę niezwykle.

- Co tu robisz? - zapytał, choć dopiero po chwili stwierdził, że było to trochę głupie. Tym razem nie wparowała mu przecież do gabinetu, tylko do sklepu, miejsca publicznego.

- To, co pan. Robię zakupy - odparła z tym błyskiem w oku, który wywołał uśmiech na jego twarzy, a potem wskazała na ladę. - Bardzo ładna koszula. Ślubna?

Vane zmarszczył brwi.

- Nie, skąd ten pomysł?

- No nie wiem, co robią ludzie w pana wieku. Niektórzy biorą śluby - odpowiedziała, podchodząc blisko do niego, by lepiej przyjrzeć się ubraniu.

- To do szkoły.

- Więcej koszul? No nieeeee. - Jęknęła przesadnie. - A liczyłam na powrót swetra.

Profesor MałolatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz