Epilog

651 135 12
                                    

1982

- Jak się czujesz?

Odette uniosła głowę znad szafki nocnej, na którą właśnie odkładała swoją obrączkę. Po tym westchnęła i oparła się o kwiecistą tapetę, która zdobiła ścianę za łóżkiem. Dedal leżał zwinięty w kłębek na jej udach, a Ikar tuż obok, na wolnej wtedy poduszce Dorana. Koty zdawały się wiedzieć, że coś było nie tak.

- Tak sobie - odparła Odette po chwili, a Doran zamknął za sobą drzwi.

- Zrobiłem ci herbaty. Z kapką Eliksiru Uspokajającego na lepszy sen. - Usiadł na skraju łóżka i wręczył jej kubek z malunkiem kota, który nigdy nie tracił ciepła - prezent od jednej z uczennic kończących szkołę rok temu.

- Dziękuję - szepnęła, starając się posłać mu uśmiech, bo przecież była naprawdę wdzięczna za wsparcie, którego wtedy potrzebowała.

Doran uśmiechnął się szeroko. Ujął jej twarz jedną dłonią i pogładził ją po policzku, czując pod kciukiem chropowatość jej blizny, którą zdążył pokochać. W końcu to też była część Odette.

Chciał zaoferować jej jak najwięcej miłości i zrozumienia, bo w końcu to był naprawdę trudny dzień. Kilka godzin wcześniej na oczach Odette odszedł jej ukochany pradziadek, zaledwie tydzień po swojej żonie.  Dziewczyna nie histeryzowała, jednak dało się zauważyć, że te wydarzenia odcisnęły na niej piętno - nie tylko dlatego, że straciła bliskich, lecz też przez to, że przypomniały o kruchości życia, które sama kiedyś prawie straciła.

- Powinnaś wziąć wolne jeszcze na jutro - powiedział Doran po chwili, odgarniając włosy z jej twarzy. - Potrzebujesz odpoczynku.

- Nie, nie. - Odette pokręciła głową, trzymając ciepły kubek obiema rękami. - Jeśli będę siedzieć sama w domu bez ciebie, to tylko się zamęczę myślami.

- To ja też zostanę - zaoferował Doran, na co Odette posłała mu zdumione spojrzenie. - No co? Beauxbatons się nie zawali, jeśli przez jeden dzień nie będzie dwóch nauczycieli.

- Nie, nie, przecież dam radę...

Doran westchnął głęboko. Tyle lat, a ona nadal się bała. Zawsze musiała mieć wszystko idealnie.

- Sądziłem, że od czasu szkoły już zdążyłem cię nauczyć, że nie trzeba mieć sto procent frekwencji i zero szlabanów. - Dotknął palcem jej nosa, czym zdołał u niej wywołać słaby uśmiech. - Nie ma o czym mówić, zostajesz, choćbym miał cię przykuć do łóżka. Wyślę sowę do szkoły.

Odette była wdzięczna Doranowi za ten upór. Wysiliła się na kolejny słaby uśmiech, kiedy wychodził, by znaleźć ich sowę.

Dziewczyna spała tamtej nocy zwinięta niczym kot, wtulona w swojego męża i niepuszczająca go ani na moment, zupełnie tak, jakby się bała, że on też wkrótce zniknie. Na szczęście został, był tam przez całą noc, a także i rano, kiedy Odette obudziła się w marnym stanie.

- Męczyły cię koszmary? - zapytał Doran delikatnie, przejeżdżając dłonią przez jej włosy. Po samej minie potrafił stwierdzić, że nie czuła się najlepiej. Ignorował przy tym pomiaukiwanie Ikara i Dedala, którzy przywykli do otrzymywania jedzenia przed ósmą rano, kiedy ich właściciele wychodzili do pracy. Teraz, co skandaliczne, była dziesiąta, więc prawie przymierali głodem.

- Nie... Ale czuję się, jakbym była chora - odparła, pocierając oczy.

Doran odruchowo położył dłoń na jej czole i zdziwił się, gdy okazało się rozpalone.

- I chyba nawet jesteś.

- Brzuch też mnie boli...

- To z tych nerwów - stwierdził Doran, po czym prędko wyrolował się z łóżka. - Zrobię śniadanie i przyniosę Eliksir Wiggenowy.

Profesor MałolatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz