-43-

220 6 0
                                    


Pomogłem mamie usiąść. Pocałowałem ją w dłoń, z miłością dziękując za okazaną i troskę i staranie. Stanąłem w oczekiwaniu pod pergolą obok pastora, który wyglądał jakby wygrał los na loterii. Po chwili dołączyła do mnie Victoria podprowadzona przez mojego ojca. Kiedy opadł na krzesło obok mamy uroczystość mogła się rozpocząć.

Pastor gadał coś, i gadał ... nie słuchałem, cały czas powtarzając w myślach zaklęcie przywołujące bliskie mi osoby. Zamknąłem oczy i modliłem się o pomoc ... w momencie kiedy je otworzyłem poczułem blisko siebie obecność kogoś mi miłego. Uniosłem głowę i zobaczyłem Marka. Uśmiechał się do mnie szeroko, jednocześnie kiwając głową potakująco. A więc się udało. Dzięki Bogu.

Kiedy miało dojść do składania przysięgi i zgody na zawarcie związku powstrzymałem pastora gestem dłoni.

Nastała cisza.

Odwróciłem się przodem do publiczności

– Drodzy moi. Aby wszystkim wyjaśnić to co za chwilę się stanie muszę się wytłumaczyć.

Otóż drodzy moi – kobieta która stoi po mojej prawej stronie, nie jest docelowo tą którą planowałem poślubić. To nie jest mój wybór, więc jeżeli pozwolicie, dokonam małej zamiany.

Tutaj uwolniłem się od wiszącej na moim ramieniu Vicotrii i ruszyłem w stronę krzesełek stojących w tyle. Kiedy przechodziłem obok rodziców zauważyłem minę mojej mamy. Wyglądała jak nigdy, tak zadowolona, tak szczęśliwa. Uśmiechała się do mnie szeroko. Odpowiedziałem jej tym samym – szerokim uśmiechem.

Podszedłem do krzesełka na którym siedziała zdezorientowana Abi. Wyciągnąłem dłoń w jej kierunku. Patrzyła nic nie rozumiejąc. Nie reagowała na mnie.

– Abi ?

Cisza. Tylko patrzy na mnie tymi głębokimi oczami, które mówią mi wszystko i wiem, że za chwilę będą mokre.

Podsuwam dłoń bliżej sygnalizując jej, że czekam na nią. - Chodź Abi – ale ona kręci przecząco głową. Na ten moment Jordy i jej matka zaczęli ją delikatnie wypchać z siedzenia. Broniła się, ale byli bardziej zdecydowani od niej. Podniosła się opornie, ujęła moją dłoń, ale w oczach miała gniew. Cały ocean gniewu. Uśmiechnąłem się do tych cudownych oczu. Kochałem te oczy.

Ująłem jej rękę pod ramię i pociągnąłem za sobą w stronę pergoli. Opierała się mocno oglądając się za siebie szukając pomocy ze strony najbliższych. Ale właśnie to oni ją zdradzili w tym momencie. Broniła się, ale byłem zdecydowany.

Kiedy już mieliśmy podejść do pergoli zaparła się jak rasowy koń. Nie chciała drgnąć ani o krok. Gdyby tego było mało spotkała się spojrzeniem ze wściekłą Victorią.

Czując, że tracę troszkę panowanie nad całą sytuacją podszedłem do Abi i nachylając się do jej ucha, szepnąłem :

– To będzie dziewczynka. Mówię ci. Będzie tak piękna jak ty, tak uparta jak ty i będę ją kochał jeszcze bardziej jak ciebie. Na imię będzie miała Megan – odsunąłem się i spojrzałem prosto w oczy Abi. Płakała. Była ogromnie wzruszona i zaskoczona.

Nie spodziewała się, że wiem. Pocałowałem ją w usta i podprowadziłem pod pergolę.

W tym samym momencie Mark odsuwał ogłupiałą Victorię na bok jednocześnie wręczając Abi bukiet ślubny, który podał mu Jordy. Uśmiechnąłem się, dziękując Bogu za takich świetnych ludzi. Pamiętali o wszystkim.

Kiwnąłem głową na pastora, który skonsternowany, przybrał fachową minę i przekładając kartki ściągi kontynuował przysięgę. Tylko, że w tym momencie imiona i nazwiska w rytuale uległy zmianie.

Na całą tą sytuację mocno zareagował mój ojciec. Sprawiał wrażenie, że za chwilę wyjmie pistolet i zacznie strzelać, ale jedyne co zrobił to chwycił się za serce i powlókł się z powrotem do gabinetu prowadzony przez swoich ludzi. Pomyślałem, że może to i dobrze, nie będzie przynajmniej przeszkadzać w uroczystości.

Abi płakała i nadal wyglądała na niezdecydowaną, ale uspokajałem ją, szepcząc że wszystko odbędzie się jak trzeba później. Przepraszałem, że to teraz tak na szybko i żeby mi wybaczyła, ale nie mam czasu czekać. Że ją kocham i że tylko z nią chcę spędzić życie. Płakała, kiwając głową, lekko się uśmiechając do moich słów.

Finalnie powiedziała – TAK !

Czekałem na to i się doczekałem.

Jej tak, moje tak i jesteśmy małżeństwem. Moja Abi – teraz już wszystko będzie dobrze.

Kiedy przylgnąłem do jej ust wdzięczny i szczęśliwy usłyszałem wrzawę i gromkie brawa za naszymi plecami. Wszyscy zgromadzeni bili nam brawo i wiwatowali. Jakby czekali na to od dawna i wreszcie się spełniło. Jakby wiedzieli, że tak będzie. Nikt się nie dziwił, wszyscy się tego spodziewali. Zaczęli podchodzić i gratulować nam, poklepując mnie po ramieniu i przytulając zaskoczoną nadal Abi.

Ująłem jej dłoń i poprowadziłem do mojej mamy, która szczęśliwa z ogromnym uśmiechem stała wypatrując nas. Podeszliśmy i to był ten moment, kiedy mogłem oficjalnie przedstawić Abigail mamie. Obie zachowały się, jakby znały się od dawna. Były tak otwarte na siebie i tak podobne w zachowaniu, że reakcje każdej z nich były naturalne i ogromnie emocjonalne. Przytuliły się do siebie mocno, dając sobie dużo wsparcia i otuchy. Mama powtarzała Abi, że będzie dobrze, że już ona się o to postara i dziękowała jej za tak cudownego wnuka, jakim jest Jordy. Abi nie mogła się powstrzymać i zdradziła mamie sekret drugiego dziecka. Ta była ogromnie zaskoczona i jeszcze bardziej szczęśliwa. Dziękowała Abi mocno i gorąco, za taką niespodziankę dotykając delikatnie jej małego jeszcze brzuszka. Mama przytuliła mnie również jako sprawcę całego zamieszania i pogratulowała, tak cudownej rodziny.

- Obyście dzieci kochali się prawdziwie -

Zbrodnia miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz