Rozdział 7

306 26 21
                                    

Hermiona


Hermiona obudziła się wcześnie; poprzednia noc była dość spokojna, gdy Draco przejął stery i zabrał stado na tereny. Kiedy Snape upewnił się, że nic jej nie dolega, pozwoliła Milly, żeby ją wykąpała i przebrała do snu.

Teraz, gdy słońce ogrzewało łóżko, łóżko Draco, czuła się zupełnie swobodnie. Przyjście do jego pokoju nie było świadomą decyzją, ale wydawało się słuszne. Nie była tu od nocy pokładzin i skorzystała z okazji, by w pełni to przetrawić.

Był to dość bezosobowy pokój i poza kilkoma zdjęciami zgromadzonymi na komodzie wyglądał jak kolejny pokój gościnny. W końcu zieleń była na porządku dziennym w domu należącym do rodziny Ślizgonów. Przyjrzała się dokładnie zdjęciom; na jednym Crabbe, Goyle i Draco siedzieli na murku, śmiejąc się i machając; byli młodzi, więc musiało zostać zrobione przed Hogwartem. Inne przedstawiało drużynę Quidditcha Slytherinu. W tle zauważyła Pansy Parkinson i Dafne Greengrass robiące miny do siebie. Było także jedno z jego rodzicami, inne z Draco i Zabinim oraz chłopakiem, którego niejasno rozpoznała jako Teodora Notta.

Uświadomiła sobie, że ci ludzie to jego rodzina. Tak jak Harry, Ron i Weasleyowie byli jej. Byli... to brzmiało dziwnie. Już nie są? Nie, oczywiście, że nie, powiedział głos. Nie ma ich tutaj. Nie przyszli cię uratować ani ochronić. Draco cię chroni. Czarny Pan cię ocalił. Oszczędził, poprawiła. Czarny Pan ją oszczędził. Nie, on cię uratował. Niejasno zastanowiła się, kiedy przestała nazywać go Voldemortem i zaczęła Czarnym Panem. Z pewnością był to zwyczaj, który przejęła od Malfoyów.

Zeszłej nocy w ogóle nie myślała o rodzinie Draco. Teraz zastanawiała się, jak się mają Narcyza i Lucjusz. Czy byli bezpieczni zeszłej nocy, kiedy Wilk i jego wataha krążyli na wolności?

Bez potrzeby się zamartwiała, bo kiedy przyszła na śniadanie, rodzice Draco siedzieli na swoich miejscach w rodzinnej jadalni. Obok Narcyzy siedział także Snape. Wszyscy przestali rozmawiać, gdy weszła.

— Dzień dobry — Hermiona starała się, by jej głos brzmiał lekko, gdy usiadła i nalała sobie herbaty.

— Dzień dobry, Hermiono. Słyszałam, że narobiłaś wczoraj bałaganu w salonie.

Narcyza nie wyglądała na zirytowaną, ale Hermiona przez chwilę poczuła się źle. Dlaczego? Nie zrobiłaś nic złego.

— Tak, bardzo przepraszam, naprawiłabym to, ale, jak widzisz, nie mam różdżki, więc... — Zmierzyła matronę Malfoyów twardym spojrzeniem.

— Już zostało naprawione, Narcyzo. Uważam też, że nasz syn jest winny w równym stopniu — wtrącił się Lucjusz.

Hermiona jęknęła, popijając herbatę. Najwyraźniej Snape opowiedział wszystko, co się wydarzyło, gdy on i Draco wrócili z Hogwartu.

Narcyza uśmiechnęła się.

— Widziałaś Draco dzisiaj rano?

— Nie. Jest wcześnie, ale jestem pewna, że niedługo przyjdzie. Prawdopodobnie jest zajęty, stado jest bardzo zdezorganizowane z tego, co widziałam. Pewnie stawia wszystkich do pionu.

Wzmianka o stadzie dolała oliwy do ognia. Greyback nie żył z ręki Draco. Hermiona poczuła zmianę atmosfery i czekała, aż ktoś poprosi o więcej szczegółów. Tak się jednak nie stało.

— Kiedy dojdzie do siebie, Czarny Pan zechce z nim porozmawiać — oświadczył Lucjusz, po czym on i Snape wstali i wymaszerowali z pokoju.

Gdy zostały same, Narcyza wyciągnęła rękę przez stół.

[T] Lilie słonowodneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz