26. Mieliście swoje powody

157 9 0
                                    

Blake

Z płytkiego snu wyrywa mnie podirytowany głos mojego młodszego brata. Otwieram oczy i przecieram twarz dłonią. Staram się podnieść do pozycji siedzącej, ale moje złamane żebra dają o sobie znać, więc ostatecznie rezygnuję z tego pomysłu.

Za nic nie mogę przyzwyczaić się do tego, że jestem tak bardzo uzależniony od otaczających mnie ludzi. Jak na razie nie mogę sam pójść do cholernego kibla bez niczyjej pomocy. Mam nadzieję, że ten stan zmieni się jak najszybciej. Mój lekarz prowadzący poinformował mnie, że złamane żebra mogą wrócić do sprawności w przeciągu trzech aż do sześciu tygodni.

— Musimy poważnie porozmawiać — oznajmia blondyn, kiedy staje przy moim łóżku.

Marszczę brwi i przyglądam mu się w niemym zaskoczeniu. Nie często mam okazję widzieć go w podobnym stanie. Przez chwilę mam ochotę się zaśmiać, ale Xander wygląda, jakby naprawdę był czymś poważnie zdenerwowany.

— O co chodzi? — pytam i poprawiam koc, którym jestem przykryty. Muszę zająć czymś ręce.

— To ty mi to, kurwa, wytłumacz! — wyrzuca z siebie i krzyżuje ręce na klatce piersiowej. — O co w tym wszystkim chodzi Blake? Tak naprawdę. Dlaczego Marshall się na was uwziął, bo coś mi tu nie pasuje?

Godzina mojej klęski wybiła. Muszę spojrzeć mojemu bratu prosto w twarz i wyznać mu swoje przewinienia. Nie widzę innej możliwości. Mógłbym iść w zaparte i grać idiotę, ale co by to na dłuższą metę dało? Tak naprawdę już od dłuższego czasu podświadomie szykowałem się na tę rozmowę.

— Przyczyniłem się do śmierci jego młodszej siostry — odpowiadam w końcu.

Na twarzy blondyna pojawia się szok, niedowierzanie, a na końcu rozbawienie. Nie wierzy mi.

— Nie żartuj sobie ze mnie. Przyjechałem tu, żeby...

— Nie żartuję — przerywam mu twardym tonem głosu. — Wiem, że może to brzmieć dla ciebie nierealnie, ale przyczyniłem się do śmierci Lily White, czyli siostry Marshalla.

Xander otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamyka. Powtarza tę czynność kilka razy, aż w końcu odwraca ode mnie wzrok i przejeżdża sobie dłońmi po głowie.

— Że co proszę? Mógłbyś mi to wytłumaczyć? — w końcu udaje mu się wypowiedzieć w miarę składne zdanie.

— Razem z Devonem, Mikiem, Trevorem, Jakiem i Caleb'em weszliśmy w układy z pewnymi ludźmi i zaczęliśmy handlować dla nich towarami, które nam przekazywali.

W mojej głowie brzmiało to lepiej. Kiedy mówię to na głos, nagle staje się to jeszcze bardziej popieprzone. Każdego dnia żałuję decyzji, którą podjąłem w przypływie złości. Mógłbym zwalić winę na ojca, który non stop kładł na mnie ogromną presję, ale prawda jest taka, że to ja zawiniłem. Mogłem na nic się nie zgadzać. Gdybym wtedy postąpił rozsądnie, dzisiaj moje życie wyglądałoby inaczej.

Czasami wyobrażam sobie, co by było gdybym nigdy nie został dilerem i spokojnie kontynuował studia. Do tej pory byłbym studentem, miałbym duże grono znajomych i nie bałbym się zaufać nowo poznanym ludziom. Może mój związek ze Scott nigdy by się nie rozpadł i teraz bylibyśmy szczęśliwą i zakochaną parą bez bagażu doświadczeń. Lubię czasem zatracić się w podobnych myślach, ale kiedy wracam do rzeczywistości, nienawidzę się jeszcze bardziej. Moja wina wydaje mi się tak przytłaczająca, że od popełnienia jakiegoś głupstwa powstrzymuje mnie tylko myśl o moich bliskich i obraz śmiejącej się Scott. Tak niewiele, a znaczy dla mnie wszystko.

Clue /II/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz