Rozdział 18: Jeremy

34 7 18
                                    

Stałem jak wryty. Nie spodziewałem się spotkania tu Mel. Do tego nie w takim wydaniu. Miała na sobie piżamę, jej włosy były wilgotne, a stopy gołe. Każdy przypatrywał się z zaskoczeniem, ale i z przerażeniem. Zostaliśmy odkryci. W dodatku przez Melissę. Przez dziewczynę, z którą przez ostatnie dwa tygodnie zadawały się Maddy i Aria.

Co ona tu w ogóle robiła? Widziała, co się tu działo? Widziała tego demona? Jeżeli tak, to robił się spory problem. Mieliśmy dwa wyjścia. Wprowadzić ją w ten świat albo wyczyścić wspomnienia z tego wieczora. Druga opcja stanowiła większy problem, bo gdyby coś poszło nie po naszej myśli, to Mel mogła stracić o wiele więcej. Jeden błąd zaważyłby na całym umyśle. Istniała możliwość, że nie pamiętałaby niczego. Nas, rodziców, tego, co się wydarzyło w ciągu jej całego życia. Wystarczyłoby do tego malutkie zawahanie i byłoby po wszystkim.

Gdybyśmy wprowadzili ją we wszystko, co związane z naszym światem, narażalibyśmy ją na niebezpieczeństwo. Nie wiedziała niczego o demonach, nie zdawała sobie sprawy, w jaki sposób zagrażały ludziom ani nie znała prawdy, jaki świat był w rzeczywistości. Już ją narażaliśmy, zaczynając z nią znajomość, jednak dalej szliśmy w zaparte. Nikt z nas nie zamierzał jej odsuwać... To tylko dowodziło jednej rzeczy. Już się przywiązaliśmy do Mel...

Cholera...

— Mówiłem, że ta znajomość się źle skończy — warknął Duncan.

Tonem wypowiedzi sprawił, że Mel się wzdrygnęła. Odwróciła się gwałtownie. Teraz siedziała na ziemi, przypatrując nam się uważnie. Mimika wyraźnie przedstawiała czysty strach, co jedynie potwierdzało, że widziała, do czego byliśmy zdolni. Zobaczyła demona i jak się go pozbywaliśmy.

To koniec. Nasza rasa wyszła z cienia, w którym żyła od wieków. Zostaliśmy odkryci.

— Mel, co ty tu robisz? — odezwała się Maddy, całkowicie ignorując wcześniejszą wypowiedź Duncana.

Przy tym chciała podejść do Melissy, ale ta zaczęła się odsuwać. Uciekała od nas jak najdalej. W przypadku Arii i bliźniaków robiła dokładnie to samo. Oddech jej przyspieszył, zaczęła szybciej mrugać i uciekać wzrokiem na boki. Szukała drogi, by jak najszybciej zniknąć.

— Ona się za moment zapowietrzy — zauważył Duncan.

Miał rację. Mel naprawdę szybko oddychała. Doskonale słyszeliśmy jej głośny dech. Było coraz gorzej. Mel zmierzała do hiperwentylacji, a jeżeli doszłoby do skrajności, mogłaby zemdleć.

— Mel, spokojnie — odezwała się Aria, pokazując dziewczynie otwartą dłoń, próbując przekazać, że nie zamierzaliśmy jej zrobić krzywdy. — Musisz się uspokoić, bo będzie tylko gorzej.

Chciała się do niej powoli zbliżyć. Mel jednak ponownie się wystraszyła. Zaczęła się czołgać po ziemi, gdy nagle zatrzymała się pod drzewem. Wziąłem głębszy wdech, złapałem za zamek od bluzy i ją odpiąłem. Kolejno ją zdjąłem, by powoli i spokojnie zbliżyć się do Mel, która próbowała się chyba wbić w korę.

— Nic ci nie zrobię — zapewniłem, ale widocznie nie uwierzyła. — Obiecuję, Mel. Nic ci nie grozi, nie musisz się bać.

Znalazłem się obok niej. Przyglądała mi się uważnie, kiedy sięgnąłem do jej włosów, by się upewnić. Były mokre, a na zewnątrz temperatura sięgała może ośmiu stopni. Szybko okryłem jej ramiona bluzą. Widziałem, że się trzęsła. Nie potrafiłem jednak, co powinienem uznać za główny powód. To, że wymarzła, strach przed nami czy oba naraz?

— Musimy ją zabrać do nas — powiedziałem do reszty.

— Nie możesz jej po prostu wyczyścić wspomnień? Mniej kłopotów — rzucił lekceważąco Duncan.

ShadowsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz