1

188 12 7
                                    

będzie siedem rozdziałów, wszystkie są już napisane, publikacja to kwestia czasu
dziękuję za czytanie <3



Stojąc w deszczu Park zastanawiał się, co zrobił nie tak. Spoglądał w burzowe niebo, nie zwracając uwagi na to, że jego ubrania już całkiem przemokły, a na następny dzień najprawdopodobniej nie podniesie się z łóżka.

Uśmiechnął się na tą myśl. Będzie potrzebował kogoś, kto mu w tym pomoże.

Chłodne powietrze dostawało się do jego płuc regularnie, a z każdym wydechem stawało się coraz cieplejsze. Rumianą twarz blondyna oświetlały tylko przeraźliwie żółte lampy na ulicy i okazjonalnie popsuty, zielony szyld kwiaciarni obok, którego ledy co jakiś czas budziły się z letargu, tworząc tym potencjalne niebezpieczeństwo na ulicach. Właściwie ulice i tak były puste. Nikt tędy nie jeździł, nikt tędy nawet nie przechodził. Dwie godziny po północy, a ulica na której znajdowało się jiminowe mieszkanie wydawała się opuszczona.

Jeden, drobny blondyn w czarnych, szerokich jeansach i szarej, dużej bluzie.

- Jimin-ssi!

Ah, no i ten idiota.

Park nawet nie odwrócił się w stronę mężczyzny. Znajomy głos wystarczył, aby zrozumiał, że nie musi tego robić, bo młodszy prędzej czy później znajdzie się obok niego. Wkładając dłonie do kieszeni bluzy stawiał powolne, ociężałe kroki na śliskim, zabłoconym asfalcie, nie starając się nawet zejść z środka ulicy. Nie było nikogo, nie było żadnego samochodu. W środku burzy na obrzeżach jakichś okurzałych slumsów ludzie raczej starają się łatać dziury w suficie, a nie wychodzić na spacer. Mieszkanie Park'a nie było co prawda w tak złym stanie, ale czasami czuł, że głupieje samemu w swoich czterech ścianach; Pomimo, że czasami potrzebował dużego detoxu społecznego, że czasem był zmęczony, a w tłumach odczuwał ogromny lęk, to dalej był ekstrawertykiem i potrzebował innych.
Nikt nie jest samotną wyspą, nawet jakby chciał, nie jest.

On tylko potrzebował właściwych ludzi.

Czując, jak osoba obok zarzuca i tak już przemoknięty kaptur bluzy na jego głowę, wywrócił oczami z poirytowaniem.
Skąd on się wziął w jego życiu? Jego egzystencja była tak spokojna, zanim go poznał. Niczym nie zakłócona, jak tafla wody, do której co jakiś czas ktoś wrzuci kamień. Kamień to nic złego, kamień lekko zakłóca spokój i ostatecznie opada, wypluty na mieliznę staje się bezużyteczny.
Jeon to pierdolony głaz. Kawałek oderwanego asfaltu dwa na dwa.

- Co ty tu robisz? - spytał w końcu, nie posyłając nawet jednego, skromnego spojrzenia w stronę wyższego chłopaka. Nie musiał. Doskonale wiedział, że para dużych, szczenięcych oczu wpatruje się w niego tak, jak to zawsze ma w zwyczaju; z tym dziwnym uczuciem. Z troską, z błaganiem i żalem, z czego Jimin nie do końca wiedział, komu ten żal był bardziej przeznaczony.

- Próbuję powstrzymać cię przed zapaleniem płuc. Okazjonalnie uderzeniem pioruna. - blondyn naprawdę nie musiał nawet na niego patrzeć, aby wiedzieć, że na ustach Jeongguka pojawił się ten śliczny, króliczy uśmiech.

- Zostaw mnie w spokoju. - wymamrotał, zrzucając z ramienia dużą dłoń wyższego, ignorując te pieprzone, seksowne tatuaże, przez które chciał błagać o nieco inny dotyk. - Mówiłem ci już chyba, że nie chce z tobą rozmawiać.

Dłoń Jeongguka na swojej talii całkowicie wybiła go z rytmu. Jeon zatrzymując go, objął ostrożnie wąską talię drobniejszego i obrócił w go w swoją stronę, w końcu zmuszając, aby obarczył go chociaż jednym, gniewnym spojrzeniem. Nie chciał go skrzywdzić, ani robić nic przeciwko niemu, chciał tylko porozmawiać i zostać wysłuchanym, nawet, jeżeli groziło to lekkim uszkodzeniem własnej twarzy przez te ukochane, drobne dłonie.
Park przez sekundę wydawał się zwyczajnie zaskoczony tym gestem, ale po chwili zmarszczył brwi i delikatnie uderzył pięścią w tors wyższego.
Nie chciał mu zrobić krzywdy, pewnie nawet nie miałby tyle siły, aby jakkolwiek uszkodzić ciało Jeongguka, ale nadal - ostatnim czego chciał, było zrobienie mu krzywdy.

- Wracajmy do domu... - poprosił, spoglądając na blondyna nieco błagalnym spojrzeniem. Przypominał nieco skruszonego szczeniaka, jakby Park miał ocenić. Sposób, w jaki nachylał się nad jego sylwetką, doprowadzał go do zawrotów głowy i dziwnego mrowienia w podbrzuszu. I nagle, obserwując przystojną twarz czarnowłosego i wpatrując się w sposób, w jaki mokre włosy przyklejają się do jego czoła, Park przypomniał sobie, jak Jeon mówił mu, że nienawidzi deszczu.

Odetchnął, starając się nie poddać się elektryzującemu dotykowi dłoni Jeona i nie zgodzić na wszystko, o co poprosi.

- Daj mi jeden powód, dlaczego mam wrócić z tobą do domu. - zmrużył oczy, a w tych okrągłych, jeonowych, mógł dostrzec radosne iskierki, w których starszy z łatwością zauważył nadzieję, jaką dał wyższemu tymi słowami.

- Zakochałem się. - odpowiedział prosto, jakby było to oczywiste. A Park wywrócił oczami, jakby te słowa wcale nie przyspieszyły bicia jego serca i nie oblały jego twarzy czerwonym rumieńcem.

- Nawet mnie nie znasz - mruknął cicho, kręcąc głową z rezygnacją.

- Miłość od pierwszego wejrzenia?

- Miłość od pierwszego wejrzenia to dosłownie nic innego jak zakochanie się przez wygląd. Nie ma czegoś takiego jak bratnia dusza, a jeżeli jest, to na pewno nie jestem nią ja.

- Jimin... - westchnął cicho, licząc, że ten w końcu zrozumie, że mówi to szczerze i nie ma w tym złych intencji. - Kocham cię, Park. Czego ty nie rozumiesz?

- To za mało, daj coś lepszego.

- Jestem bogaty.

- Twój ojciec jest bogaty. - poprawił go blondyn, starając się odsunąć od Jeongguk'a i pozbyć się tej nieznośnej myśli, że chętnie wtuliłby się w jego tors i pozwolił mu czule pocałować swoje pełne, malinowe usta.

- Mój ojciec cię lubi.

- Że niby jestem gorszy, bo nie mam rodziców? - spytał zgryźliwie.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. - Jeon odetchnął cicho i oparł czoło o ramię młodszego z widoczną rezygnacją. - Co ja mam zrobić, żebyś mi uwierzył?

Co za idiota, miał w głowie Park. Co za głupi, przystojny, kochany idiota, co za debil z pięknymi oczami, idealnie zarysowaną szczęką i dużymi, seksownymi dłońmi. Co za troskliwy, czuły, wrażliwy dupek, który mieszał mu w głowie swoimi idiotycznymi zagrywkami.

Jimin przecież wiedział. Jimin mu wierzył i nigdy w to nie wątpił. A kiedy młodszy trzymał tak czule jego talię, nachylał się nad nim, troskliwie chroniąc przed deszczem i ostrożnie opierał czoło o jego ramię, w blondynie pękły stanowczość i niepotrzebny gniew.

Drobne, blade dłonie ostrożnie dotknęły dużych, szerokich pleców Jeon'a, niepewnie przysuwając się do niego. Przemokniętymi trampkami wszedł na jego duże, skórzane glany i przez tą krótką chwilę pozwolił sobie na trwanie w tej pozycji, zwyczajne skorzystanie z obecności ukochanego chłopaka.

- Okej. Zabierz mnie do domu.

seven days a week || jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz