4

111 9 9
                                    

Oczywiście, że to Jeon zajął kanapę w salonie. Park uznawał to za miłe, ale mimo wszystko ekonomicznie głupie; to blondyn był w końcu mniejszy, więc łatwiej byłoby mu ułożyć się na kanapie, znaleźć wygodną pozyjcę i w końcu usnąć, bez większych problemów czy trudności. Swoją drogą, kanapa Jeon'a była i tak sto razy wygodniejsza niż łóżko, które miał w swojej kawalerce, a na nim akurat musiał spać codziennie. Park nie miałby nic przeciwko spaniu na kanapie.

Leżąc na przeklętym, ogromnym łóżku w jeszcze większej sypialni czuł się przerażająco mały. Otoczony tym ładnym, minimalistycznym, a równocześnie bogatym wystrojem, czuł się jak mała, nic nie znaczącą mrówka, a to poczucie tylko pogłębiało jego samotność.
Nie spoglądał z utęsknieniem na prawą stronę łóżka, bo przecież i tak wiedział, że nikogo nie ma obok. Żaden Jeongguk nie obejmie go teraz w pasie, nie sprawi, że jego małość nie będzie już przytłaczać.

Jimin potrzebował czuć się przyjemnie mały. Potrzebował, aby to Jeon uczynił go małym, aby pozbawił go całej dumy, całej pewności siebie, aby odebrał mu to wszystko na chociaż małą chwilę i nie dał mu czasu na obronę. Na ucieczkę. Na myślenie.

Nie zastanawiał się długo, zanim opuścił sypialnię, idąc w stronę kuchni z zamiarem wypicia szklanki zimnej wody. Potrzebował orzeźwienia, bo myśli sprawiały, że powoli, ale skutecznje tracił cierpliwość do samego siebie. Był spragniony bliskości, spragniony cichych szeptów bruneta, tych głupich, czułych słówek, a gdyby jeszcze jedną sekundę dłużej leżał samotnie w tym smutnym, pustym łóżku, zalał by się łzami.

Ale mijając salon w drodze do wcześniej planowanego miejsca, rzucił okiem na nieco skuloną, okrytą kocem sylwetkę, która, odwrócona do niego plecami, wydawała się znacznie mniejsza i słabsza, niż widzi ją na codzień. Jeongguk był trochę jak taki miły, uroczy gigant, a myśl, że niektórzy ludzie mogliby się go bać, nieco bawiła Park'a. Jasne, tatuaże, glany i skórzane kurtki mieściły się w jednym stereotypie, ale myśl, że Jeon to tak naprawdę najkochańsza osoba jaką znał w pewien sposób uskrzydlała blondyna.

- Ggukie, śpisz? - szepnął, ale odpowiedział mu tylko dźwięk deszczu uderzającego o parapet.

Niepewnie przystanął niedaleko kanapy. Chciał jeszcze chwilę nacieszyć się tym urokliwym obrazkiem, a z każdą sekundą tracił wcześniej sporą motywację do ruszenia z miejsca, natomiast ochota pozostania i obserwowania bruneta stopniowo narastała.
Skrzywił się. To, co robił, było martwiące i najprawdopodobniej karalne prawnie; Jak w końcu on by się czuł, gdyby ktoś stał w rogu jego sypialni i tak się w niego wpatrywał? Raczej nie najbezpieczniej, do komfortu też było daleko.

Nabierając powietrza do płuc odliczył do pięciu, a po długim, spokojnym wydechu zdobył się na kilka skromnych kroków w stronę kanapy. Upewniając się, że swoim zachowaniem nie przeszkodzi młodszemu w odpoczynku, lekko i delikatnie usiadł na białym, puchatym dywanie. Na początku czuł się nieswojo z samym sobą, dlatego dla swojego komfortu oparł się plecami o kanapę za nim i nieco skulił.
Było mu wstyd za siebie i czuł, że musiał się gdzieś schować.

- Wybacz, że Ci przeszkadzam. Nie mogę zasnąć. - przyznał cicho, praktycznie szeptem. Wiedział, że Jeon nie był osobą, którą łatwo było wybudzić ze snu, ale nie spał też snem wiecznym, więc wolał uważać na to, jak głośno mówi. Wolałby aby ten nie słyszał, jak się przed nim poniża. - Twoja sypialnia jest ładna, ale jest tam naprawdę pusto, wiesz? Czułem się tam trochę samotny, więc pomyślałem, że może... może dotrzymam ci towarzystwa.

Ciche westchnięcie uciekło z tych pulchnych, malinowych ust, a Park pokręcił głową z rezygnacją. Nieco szczelniej objął swoje kolana, garbiąc się i przymykając oczy. Było nawet przyjemnie, kiedy skupiał się na rześkim, deszczowym powietrzu i uspokajającym dźwięku uderzających o parapet kropel.

- Nie dałem Ci wczoraj obejrzeć Goblina w spokoju i wszedłem cały mokry do twojego samochodu. Będziesz miał pewnie przemoczone siedzenia, mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. - uśmiechnął się, ale nie potrafił zamaskować bólu w swoim głosie. Powoli rozumiał, że jest ciężarem. - Myślę, że już zauważyłeś, ale robię dużo głupich rzeczy. Nie mam tyle empatii co ty, nie umiem tak otwarcie mówić o swoich uczuciach.

Zwilżył lekko usta. Nie wierzył, że wypowiedzenie tych kilku słów na głos wystarczyło, aby powieki stały się nagle dziwnie wilgotne, doprowadzając go do cichego pociągnięcia nosem. Nie płakał często, nie miał zbyt wiele powodów, jednak czasami łapał się na tym, że tłumił w sobie emocje, które - ignorowane dostatecznie długo - znajdowały swój upust w cichym płaczu.
To takie głupie, że płakał przez własną głupotę. Gdyby trzeźwo na to spojrzał, uświadomiłby sobie, że płacze przez jakiś serial i fotel w mercedesie.

Zamyknął mocniej oczy i odchylił lekko głowę do tyłu, nie chcąc pozwolić łzom na swobodne spłynięcie po swoich policzkach.

- Aish, to takie głupie. Czemu ja płaczę? - spytał cicho sam siebie, starając się ukryć rozbawienie swoim smutkiem. Pokręcił głową, nawet nie kryjąc rozczarowania, kiedy wycierał wilgotne od łez policzki. - To we mnie jest przecież problem, ty nie zrobiłeś nic złego. - wyszeptał, nieustannie przecierając wewnętrzną stroną dłoni opuchnięte powieki i zapłakane oczy. - Mam nadzieję, że nie przestaniesz mnie przez to wszystko kochać, bo nie jestem już w stanie bez ciebie żyć.


seven days a week || jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz