7. Pytanie za pytanie

1.9K 101 60
                                    

Czułam się, jak w jakimś filmie. Wszystko, co otaczało mnie w tamtym momencie było nierealne, a jednak prawdziwe.

- Podoba ci się? - jego głos był, jak kubeł zimnej wody, który przywrócił mi wiarę, że nie jest to mój piękny sen.

- Jeszcze pytasz? - odwróciłam się patrząc wprost w jego oczy. Czułam się magicznie. - Tu jest cudownie. Pięknie. Po prostu... - zdecydowanie zabrakło mi słów, żeby wyrazić to, co wtedy czułam. - Dziękuję.

Wszystko się we mnie skumulowało, ale tym razem były to same pozytywne emocje. Miałam ochotę skakać (z radości, a nie z tamtego wieżowca).

A najchętniej bym go przytuliła. Wahanie się nad tą decyzją nie potrwało długo, bo po chwili podeszłam do niego i z nienadzka oplotłam rękami. Tak bardzo chciałam, żeby widział, jak wdzięczna jestem i że naprawdę to doceniam.

Mimo chwilowego zaskoczenia odwzajemnił gest, bo po chwili poczułam jego ręce na mojej talii. Przez długi czas ciężko mi było się do tego przyznać, ale naprawdę to uwielbiałam.

Kiedy po paru sekundach niechętnie odsunęłam się od niego, od razu wskazał mi miejsce blisko krawędzi budynku. Spojrzałam w dół i momentalnie zakręciło mi się w głowie.

Nie miałam lęku wysokości, ale czułam niepokój, gdy stałam o krok od ponad stu metrowej przepaści. Odsunęłam się o kolejny krok i wtedy znów było w porządku. Ponownie skupiłam się na panoramie całego miasta i nie sądziłam, że kiedykolwiek przywyknę do jej piękna.

- Dlaczego przyjechaliśmy akurat tutaj? - spytałam po kolejnej chwili zachwycania się całą sytuacją.

- Bo to bezpieczne miejsce - nie miałam pojęcia, co miał na myśli. - Usiądź.

Zrobiłam to, po czym dosiadł się do mnie w odległości równej jakiejś parunastu centymetrów. A mi to zupełnie nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, bo w tamtym momencie było to aż zbyt naturalne.

- Moja mama kiedyś tu pracowała - zaczął, kiedy siedzieliśmy całkiem wygodnie. - Kiedy ostatni raz tu byliśmy, siedem lat temu.

Siedem lat temu. Uderzyło mnie to chyba mocniej, niż powinno. Przez siedem lat staliśmy się praktycznie nieznajomymi, ale tylko z pozoru. Wystarczyło parę tygodni by znów się zbliżyć. I nie mówię tu tylko o nim, ale i o Connorze.

Z Connorem nawet łatwiej poszło. O wiele. On po prostu od początku traktował mnie tak, jak wcześniej. Nie musieliśmy przegadać nie wiadomo ile, żeby się zaprzyjaźnić. Z pewnością Connor był moim przyjacielem. Ale może to dlatego, że z zachowania był bardzo podobny do Luke'a. Mogłam czuć się przy nim komfortowo niezależnie od sytuacji.

Może poza dniem, w którym musiałam naprostować naszą relację i parę dni później. Absolutnie go za to nie obwiniałam, bo nic złego nie zrobił. To ja go zraniłam.

Sytuacja ze starszym Hendersonem byla o wiele, wiele bardziej skomplikowana. O wiele. Wiele, wiele. Naprawdę wiele. I naprawdę nie wiem, jak ją opisać.

- Raz zabrała mnie tu ze sobą zabrała - kontynuował, a ja nawet nie zamierzałam mu przerwać. - Nie konkretnie tutaj, ale do tego budynku. Była wtedy w chuj zapracowana, a ja nie chciałem jej przeszkadzać, ale z nudów po paru godzinach prawie zniosłem jajko - zaśmiałam się unosząc na niego wzrok. - Serio mówię, tu zupełnie nie było co robić.

- To po co wtedy z nią poszedłeś?

- W sumie nawet nie wiem. Ale to nieważne. Jakąś godzinę przed końcem podszedł do mnie Mike. Prawdopodobnie też gdzieś tam pracował, ale nigdy w to nie wnikałem. Powiedział, że chyba bardzo mi się nudzi, więc może mi coś pokazać jeśli chcę.

See you soonWhere stories live. Discover now