14. Umiar

1.6K 84 47
                                    

Dostałam chyba z milion wiadomości z podziękowaniami od Mel, za moją cudowną sugestię prezentu, ale to i tak nie pobiło Luke'a, który niemal posikał się ze szczęścia wysyłając mi milion zdjęć swojego chomika. To zwierzę będzie rozpieszczone bardziej, niż większość dzieci. Już pierwszego dnia Luke kupił mu parędziesiąt nowych zabawek, bo jak twierdził, bie wiedział, która najbardziej mu się spodoba.

No i przez to wszystko wspólnie nazwaliśmy chomika Chuck Bass, na cześć postaci z Plotkary. Zdecydowanie to imię pasowało do nowego zwierzątka. A przy okazji było szczytem naszej kreatywności.

W dodatku dowiedziałam się, że Mel niemal oszalała na punkcie misia, którego dostała w prezencie i ku czczci Luke'owi (choć bardziej mi, bo to był mój pomysł), nazwała go, a raczej ją Blair Waldorf. Wtedy już zupełnie nie miałam wątpliwości, jak bardzo ta dwójka do siebie pasuje. Nazwali chomika i maskotkę Chuck i Blair. Przecież to było przesłodkie.

Mój entuzjazm podzielał też Connor, który jeszcze w dzień miesięcznicy naszych przyjaciół przybiegł do mnie z nowym wymysłem, że też chce kupić chomika, królika albo jaszczurkę, bo jemu to żadna różnica, ale chce wymyślić fajne imię. Cały Connor. Z pełnym szacunkiem dla niego, ale biorąc pod uwagę, że zgubił dziecko, to przez przypadek wciągnąłby chomika odkurzaczem, zanim zdążyłby dobrze się zastanowić nad jego imieniem.

Oczywiście nie powiedziałam mu tego, ale poradziłam, żeby się trzy razy zastanowił, bo zwierzę to obowiązek i takie tam. Był to wykład godny typowego rodzica. Chyba poskutkował, bo narazie wstrzymał się z tą decyzją.

Liama nie widziałam ani ósmego sierpnia, ani dzień po. Podobno był bardzo zajęty i musiał załatwiać jakieś sprawy, więc nawet nie było go w domu. Tak twierdził Connor, bo od samego Hendersona nic się nie dowiedziałam. Nie wysłał ani jednego głupiego SMS-a, ani nic. Niby dwa dni to nie długo, ale czułam się dziwnie. Jakby mnie olewał, czy coś.

Z tyłu głowy miałam, że za nieco ponad tydzień wyjeżdża, więc może fajnie by było spędzić jeszcze trochę czasu razem, ale średnio mi to wychodziło. Nasza relacja była bardziej niestabilna, niż mój stan emocjonalny i w ogóle nie wiedziałam, na czym stoimy. Szczerze o tym nie porozmawialiśmy, a ja nie wiedziałam, jak zainicjować cokolwiek, żeby to wyjaśnić.

Najwidoczniej jednak los chciał, żebyśmy się spotkali, bo dzień po tym, jak przyszedł do mnie Connor musiałam iść do sklepu po zakupy. Właściwie to nie musiałam, ale strasznie zachciało mi się pierników w czekoladzie. Tak, był sierpień, ale to nie zmienia faktu, że chyba bym zwariowała, jakbym ich nie zjadła. Było lekko przed dwudziestą drugą, a na dworze zdążyło się ściemnić, dlatego stwierdziłam, że przecież nikt nie zauważy, że wyglądam, jak totalny menel.

Już wcześniej zmyłam makijaż i przebrałam się w piżamę, a potem tylko zarzuciłam na siebie bluzę. Szybko wyszłam do sklepu i myślałam, że równie szybko z niego wrócę, ale moje plany szlag strzelił.

Stałam w alejce ze słodyczami, spokojnie wybierając, które pierniki będą najlepsze, aż ktoś zaszedł mnie od tyłu.

– Wyglądasz, jak zagubione dziecko – usłyszałam za sobą ironiczny głos, na który aż podskoczyłam.

– Boże – instynktownie położyłam rękę na klatce piersiowej z przerażenia.

Wtedy dokładnie zobaczyłam, kto przede mną stoi, a był to nikt inny, niż Liam Henderson. Wywróciłam oczami, kiedy go zobaczyłam, bo jeszcze parę sekund wcześniej mnie wystraszył.

– A ty znów zakradasz się, jak rasowy psychopata – skomentowałam, kiedy zdążyłam się uspokoić.

– Ale serio mówię, w tej koszulce z Barbie niczym nie różnisz się od dziesięciolatek – droczył się dalej.

See you soonWhere stories live. Discover now