23. Wysłuchaj mnie

67 8 0
                                    

Od samego rana atmosfera w bazie była ponura. Wszyscy siedzieli cicho. Nie mieliśmy ochoty rozmawiać. Jake nie wyszedł ze swojego pokoju ani na chwilę. Odmawiał jedzenia i jakiegokolwiek kontaktu. Nie do końca wiedziałam co robić. Chciałam mu pomóc, ale nie miałam pojęcia jak.

- Cześć, młoda. Jak się czujesz? - usłyszałam obok Woodsa.

- Martwię się o Jake'a.

- Próbowałem z nim rozmawiać, ale mnie zbył.

- Chciałabym mu jakoś pomóc, ale nie wiem jak. Myślałam o tym, żeby pójść pobiegać. Może wtedy coś wymyślę.

- Skoro tak mówisz – przewrócił oczami i spojrzał w bok.

- Russell, naprawdę jeśli masz jakiś inny pomysł to proszę bardzo.

- Pójdę z tobą- odwróciłam się w stronę Nicka. – Znam fajne miejsce.

----------------------------------

- Rozwiązały mi się sznurówki. Poczekaj chwilę – byłam naprawdę wdzięczna, że to się stało. Nico dał mi niezły wycisk, ale nie chciałam się przyznać. Poza tym, chyba tego potrzebowałam.

- Miałaś rację.

- Co? – wyprostowałam się i spojrzałam na niego. Uważnie mi się przypatrywał, nie odwracał wzroku ani na chwilę.

- Ze Stevensem. Bałem się o niego, dlatego poszedł ostatni. Myślałem, że zanim wejdzie będziemy mieli większość pod kontrolą. Myślałem, że wejdzie na sam koniec i nic się nie stanie. Jego córka ma na imię Mia. Zawsze mówi, że jestem jej ulubionym wujkiem. Uwielbia żyrafy i pomarańczowe galaretki.

- Nico, nie musisz.

- Wysłuchaj mnie. Nienawidzi pomidorów, ale za to uwielbia ogórki. Jest dla mnie tak samo ważna, jak dla Stevensa. Nie mogę pozwolić, żeby straciła przeze mnie ojca. Maya, jej matka, by mi nie wybaczyła. Nie lubi mnie, nigdy nie lubiła, ale nie mogę jej za to winić. Codziennie narażam jej męża na śmierć. Jedyne co mogłem zrobić, to zapewnić, że jeśli coś się stanie, to nie zostawię ich samych. Miałaś rację, bałem się, że zawiodę i nadal się tego obawiam. Nie myliłaś się. Zadowolona?

Nic nie powiedziałam. Patrzyłam mu prosto w oczy. Jego wyraz twarzy pokazywał jak bardzo był przepełniony bólem. Stał lekko zgarbiony, bez swojej wiecznej pewności siebie. Odwrócił się tak, żebym nie widziała jego twarzy.

- Powinieneś porozmawiać z Jake'em. Pokaż mu, że też masz ludzkie oblicze, że nie wszystko jest zero jedynkowe. Oboje wiemy, że on jest za dobry na ten świat. Jest wrażliwy, męczy go bierne patrzenie na ludzką śmierć. Najgorszy dla niego jest strach, że cię straci. Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj go otwarcie.

- Wracajmy już.

- Obiecaj mi, że z nim pogadasz.

- Po to chcę wracać.

-------- jakiś czas później --------

Stałam w kuchni sprzątając po obiedzie. Jake nadal nie wyszedł, a Nico zniknął gdzieś zaraz po tym jak wróciliśmy. Miałam nadzieję, że Nico dotrzyma słowa i porozmawia z Jake'iem.

- Dziękuję, że nie pozwoliłaś im zdemolować kuchni - głos, który usłyszałam za sobą odebrał moje wszystkie aktualne zmartwienia.

- Jake, martwiłam się o ciebie. Jeśli chcesz porozmawiać, mogę dokończyć to później.

- Rozmawiałem z szefem - stał tuż obok. Bawił się palcami i w ciszy czekał na przypływ odwagi. - Layla, ja... ja naprawdę nie chciałem cię uderzyć. Sam nie do końca pamiętam co się działo. Bardzo cię przepraszam. Jest mi strasznie głupio i nie wiem jak mam to naprawić. Zrozumiem jeśli jesteś na mnie zła.

- Jake, nie jestem zła. Wiem, że nie zrobiłeś tego celowo - wciąż stał niepewnie, ale po raz pierwszy odkąd tutaj przyszedł spojrzał mi w oczy - A... ten siniak na szyi to też byłem ja? Nie chciałem cię skrzywdzić.

Przez moment nie zdałam sobie sprawy o jakim siniaku mówił, ale szybko wróciła mi pamięć. To nie był siniak tylko malinka, którą zrobił mi ten dupek. Wciąż byłam za to zła na Ghosta, a fakt, że niczego nie świadomy Jake zaczął się obwiniać, wcale nie pomagał.

- To nie byłeś ty. Przez przypadek poparzyłam się prostownicą.

Serio, Layla? Serio? Prostownica? Na pewno ci uwierzy... Skarciłam się w myślach, ale było już za późno. Wypowiedziałam te słowa głośno.

- Layla, nie musisz kłamać. To nie wygląda na oparzenie. Jeśli to byłem ja, to powiedz mi prawdę, proszę. Zrobię wszystko, żeby to naprawić.

- Jake, mówię prawdę - w jego oczach nadal był błysk niepewności. - Serio, wszystko między nami dobrze. Nie musisz nic naprawiać.

Dopiero wtedy się uspokoił. Westchnął głośno, po czym zabrał mi ścierkę i zaczął wycierać blaty. Spokojny i uśmiechnięty, taki jak zwykle.

- Nie szykujesz się na imprezę? - zapytał przestawiając kubki na półce. Najwyraźniej nie ułożyłam ich poprawnie.

- Co?

- Szef ci nie mówił?

Strong hearts fear nothingWhere stories live. Discover now