Victoire obudziła się z miłym poczuciem, że nie spała sama, bo rzeczywiście tak było. Zanim jeszcze otworzyła oczy, przypomniała sobie, co się stało wczoraj wieczorem i uśmiech samoistnie wpłynął jej na twarz. Mimo, że czasem (jak każdy) potrzebowała samotności, to nie cierpiała spać sama. Lubiła czuć ciepło drugiej osoby, nawet jeśli było to na spotkaniach rodzinnych i tą osobą była któraś z jej licznych kuzynek. Jednak tym razem miała szczęście.
Otworzyła oczy, odwracając się na bok. Jedną rękę wsunęła pod poduszkę, a drugą położyła na materacu, niedaleko dłoni jeszcze śpiącego chłopaka. Uwielbiała się wpatrywać w Teddy'ego, gdy spał. Gdy czuł się komfortowo i zapadał w naprawdę głęboki sen, znikały wszystkie jego zmiany, jakie w sobie udoskonalił za pomocą genu metamorfomaga, który odziedziczył po swojej mamie.
Oryginalnie był szatynem, z włosami nieco wygolonymi z jednej strony, by resztę zaczesać na drugą. Kosmyki były jednak tak niesforne, że chłopak cały czas przeczesywał je ręką. Tym razem były nieco krótsze - Teddy chyba w końcu uznał, że ma dość tego, że wchodzą mu do oczu - i widać było, że po tym jak wczoraj je układał, jeszcze trzymają się do góry. Miał wąskie wargi, ale prawie zawsze plątał się na nich uśmiech, zwłaszcza, gdy z James'em wywinęli komuś jakiś kawał. Jego oczy były duże i zielone, podobno identyczne jak jego ojca. Zawsze patrzyły z zaintrygowaniem na Victoire, o ile tylko chłopak gdzieś ją zobaczył.
Już wczorajszej nocy blondynka wiedziała, że nie ma szans, by obudzili się w tej samej pozycji w której zasnęli. W końcu zrobiło im się niewygodnie, ale teraz Teddy znów leżał twarzą do niej. Niespodziewanie otworzył oczy, a dziewczyna niemal podskoczyła. Uśmiechnął się, widząc jej reakcję i nawet się nie ruszając, zaczął majstrować przy swoim wyglądzie. Jego nos stał się nieco bardziej zadarty, podbródek odrobinę się wydłużył, a kości policzkowe się uwydatniły, zaś włosy i brwi zmieniły kolor na fiolet.
— Dzień dobry —powiedział, uśmiechając się lekko. Victoire przygryzła wargę. Teddy podobał jej się od lat i w niektórych momentach żałowała, że też nie może zmienić niektórych aspektów swojego wyglądu. Nie każdy wyglądał z rana tak perfekcyjnie jak on.
— Dzień dobry — odparła, niepewnie patrząc chłopakowi w oczy, po których można było stwierdzić, że nawet teraz był szczęśliwy. Z jakiegoś dziwnego powodu Teddy zawsze po obudzeniu miał dobry humor, niezależnie od godziny w której wstał.
— Dobrze się spało? — zapytał, przyglądając się jej, co trochę ją speszyło.
„Z tobą u boku zawsze dobrze mi się śpi" — pomyślała. Nigdy jednak nie wypowiedziałaby tych słów na głos. Zamiast tego po prostu pokiwała głową.
— Gotowa na spotkanie z rodziną? — dodał, a ona jęknęła głośno i ukryła twarz w jasnoniebieskiej poduszce. Teddy zaśmiał się, a Victoire poczuła jak przechodzą ją dreszcze. Chwilę później przypomniała sobie, że chłopaka przecież w ogóle nie powinno tutaj być. Bill i Fleur bardzo go lubili, ale z pewnością nie byliby zadowoleni, gdyby zastali go w pokoju, a co lepiej, w łóżku swojej najstarszej córki.
— Ted, cicho! — zganiła go Victoire, podrywając się do siadu. Ten tylko znów się zaśmiał, jednak o wiele ciszej niż wcześniej.
— Victoire, kochanie, wstajesz już? — usłyszeli nagle głos Fleur, wchodzącej po schodach. Wymienili spojrzenia, a potem Victoire zaczęła spychać chłopaka z łóżka. Popchnęła go w stronę balkonu, gdzie był niedostrzegalny od strony drzwi, które chwilę później się otworzyły. — Wstajesz? — powtórzyła Fleur, patrząc na córkę, która stała na środku pokoju.
Victoire spojrzała na matkę i pokiwała głową.
— Tak, zaraz zejdę na dół.
Fleur omiotłem podejrzliwym wzrokiem pomieszczenie, ale po chwili wyszła i znów zostawiła ich samych, nawet o tym nie wiedząc.
— Jesteś niewiarygodny — rzuciła zestresowana w stronę Teddy'ego. Chłopak jedynie uśmiechnął się szeroko i wzruszył niewinnie ramionami. Victoire miała ochotę go udusić. — Idź szybko do łazienki, a ja ich zagadam. Tylko proszę, nie wpadnij na nikogo — dodała błagalnym tonem, a Ted zrobił taką minę, jakby mówił że jeszcze się nad tym zastanowi. Victoire zmroziła go spojrzeniem, a potem popędziła do kuchni, zatrzaskując za sobą drzwi. Dzięki Merlinowi byli tam wszyscy, oprócz Dominique. Jej czternastoletnia siostra musiała jeszcze spać.
— Któż to wstał? — zapytał ze śmiechem siedzący na kanapie Bill. Spojrzał na córkę, a raczej na jej skołtunione włosy i uniósł brwi. — Co ci się stało dziecko?
— Ha ha, bardzo śmieszne — mruknęła Victoire, siadając przy wyspie. W czterech blaszkach były tam ułożone ciasta oraz półmisek z babeczkami, które wyjadał Louis, gdy tylko ich matka nie patrzyła. Victoire pacnęła go w rękę, a jedenastolatek upuścił babeczkę. Odłożyła ją z powrotem na półmisek, posyłając bratu znaczące spojrzenie. W końcu musiało zostać coś dla reszty rodziny.
— To mogę przynajmniej tego ciasta z galaretką? — zamarudził chłopiec, a Victoire kategorycznie zaprzeczyła. To było ulubione ciasto Teddy'ego i to on miał go spróbować jako pierwszy.
Na piętrze nagle rozległ się głośny trzask i Victoire przestraszyła się, że zaraz wszystko się wyda. Oczami wyobraźni już widziała przyjaciela, który schodzi po schodach i z pełnym zadowoleniem wita się z jej rodziną.
— Kiedy wychodzimy? — zapytała, zeskakując ze stołka. Niestety nie grzeszyła wzrostem, tak jak jej rodzice. Albo tak jak Teddy, któremu sięgała zaledwie do ramion.
— Za godzinę, najwyżej dwie. Obudź Dominique i pośpieszcie się — poleciła Fleur. Ona jak zwykle była już ubrana i delikatnie umalowana, a jej fryzura była perfekcyjnie ułożona. Włosy Victoire były o wiele bardziej niesforne.
Dziewczyna ruszyła biegiem do swojego pokoju, przeskakując po dwa stopnie na schodach. Pchnęła drzwi do sypialni i chaotycznie się rozejrzała. Ted siedział przy biurku ubrany we wczorajsze rzeczy i trzymał w dłoni miotłę, której końcówka opierała się na podłodze.
— Co ty tu jeszcze robisz? — niemal pisnęła dziewczyna, podchodząc do niego. Ted spojrzał na nią z delikatnym uśmiechem. Nie umiał się nie uśmiechać, gdy na nią patrzył. Victoire była jak słońce, które oświetlało mu każdy dzień.
— Czekam na ciebie — odparł, wstając z krzesła. Oparł miotłę o biurko i rozłożył ręce. — Miałem wyjść bez pożegnania?
Spojrzał na nią znacząco, a ona z udawanym ociąganiem podeszła bliżej i przylgnęła do niego. Objął ją i przez chwilę stali bez ruchu, udając że wcale nie chcieli, by trwało to jeszcze dłużej. W końcu się od siebie oderwali, słysząc kroki na schodach.
— Dobra, naprawdę musisz już iść — pogoniła go, idąc w stronę balkonu. Otworzyła drzwi i ruchem ręki przywołała Teddy'ego. Wsiadł na miotłę, stojąc na balkonie i spojrzał na nią. Już tęsknił, nawet jeśli wiedział, że niedługo się zobaczą. — Uważaj na siebie — poprosiła łagodnie, a Teddy ze wszystkich sił powstrzymał się, by się nie nachylić i nie pocałować jej na pożegnanie chociażby w policzek.
— Jasne, słońce — odpowiedział, puszczając jej oczko. Victoire przewróciła oczami, ale na jej twarzy pojawił się uśmiech. — Widzimy się niedługo.

YOU ARE READING
Underneath the waves {Teddy Lupin}.
Fanfiction🪸Gdy Victoire Weasley i Teddy Lupin są już na siódmym roku w Hogwarcie, a cała rodzina stawia podejrzane zakłady. by; amorlatin 2024/2025, w trakcie. Na podstawie uniwersum J.K. Rowling.