𝟏 || 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝐎𝐍𝐄

78 5 0
                                    

𝐂𝐇𝐈𝐅𝐔𝐘𝐔 wpatrywał się w nagrobek z pozbawioną wyrazu twarzą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

𝐂𝐇𝐈𝐅𝐔𝐘𝐔 wpatrywał się w nagrobek z pozbawioną wyrazu twarzą.

Nie miał pojęcia, co tak właściwie teraz czuł. Miał jeden wielki mętlik w głowie. Wszystko to, co się wydarzyło, wydawało mu się takie nierealne. Nierzeczywiste. Odnosił wrażenie, jakby był to jakiś dziwny sen, z którego jeszcze się nie obudził. Patrzył na ten przeklęty nagrobek i myślał, że to przecież nie mogłaby być prawda. Baji nigdy by nie umarł. Prędzej nastąpiłby koniec świata, niż on pozwoliłby sobie odejść. Jednak był tutaj, stał on nad jego grobem i jeszcze nie tak dawno towarzyszył mu w jego ostatnich chwilach życia. To była prawda. Nieważne jak bardzo Matsuno chciałby, żeby było inaczej. Kapitan pierwszej dywizji nie żył i nic już nie mogło tego niestety zmienić.

Chifuyu zamknął na chwilę oczy. Wyobraził sobie, że tak naprawdę to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Pomyślał o dniu, w którym się poznali. O długich godzinach spędzonym wspólnie na ławce w parku. O korepetycjach, które mu udzielał i o opychaniu się niezdrowym do bólu żarciem. Uśmiechnął się na wspomnienie tamtych beztroskich dni. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mu tego wszystkiego teraz brakowało.

Ktoś stanął tuż za nim. Świadczył o tym odgłos czyiś kroków i poczucie bycia obserwowanym.

― Mickey ― Chifuyu nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że był to przywódca Toman. Nawet z zamkniętymi oczami potrafił wyczuć jego obecność. ― Widzę, że też przyszedłeś odwiedzić Bajiego.

― Między innymi. ― Manjiro popatrzył na grób przyjaciela z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chifuyu nigdy nie potrafił dociec, co działo się tak właściwie w jego głowie. Sprawiał wrażenie kogoś pogrążonego we własnych myślach. ― Nadal do mnie nie dociera to, że on naprawdę nie żyje.

― No nie? Wydawałoby się, że tego starego cepa nic nie jest w stanie ruszyć.

Przez chwilę trwali tak w niezobowiązującej ciszy. Oboje zastanawiali się teraz nad tym, co dalej się stanie. Chifuyu wpatrywał się w nagrobek. Był przerażony myślą, że świat bez jego najlepszego przyjaciela będzie toczył się dalej. Nie potrafił sobie wyobrazić dalszego życia bez niego. Dołączył do Toman ze względu na niego. Został wicekapitanem z jego powodu. Teraz kiedy go nie było, jaki był w tym wszystkim sens? Co powinien był zrobić?

― Doszły mnie słuchy, że zamierzasz odejść z gangu.

Chifuyu popatrzył na Mickeya chyba pierwszy raz, odkąd się tutaj pojawił. Teraz miał pewność, że obecność szefa nie była tutaj przypadkowa. Przyszedł tutaj, bo chciał z nim porozmawiać. Być może chciał wybić ten pomysł z głowy i spróbować przemówić mu do zdrowego rozsądku.

― No to dobrze słyszałeś. Po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie widzę powodu, bym dalej tutaj zostawał.

― W ten sposób doprowadzisz pierwszą dywizję do kompletnej ruiny. Myślisz, że Baji by tego chciał?

𝐆𝐀𝐌𝐄 𝐎𝐕𝐄𝐑; chifuyuxoc [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz