Rozdział 7

493 30 6
                                    


Wszystko zlało się ze sobą. Ciemność z jasnością. Teraźniejszość z przeszłością. Osoba, którą byłam dziesięć lat temu i osoba, którą się stałam. Potwór mieszał się z aniołem, a ja nie miałam już pojęcia, czy stan w którym się znalazłam, jest rzeczywistością.

Nie wiedziałam jak długo samotnie leżałam na chłodnej podłodze z całych sił starając się wyprzeć widok, który jeszcze chwilę temu pojawił się w mojej głowie.

Czarna maska.

On wrócił.

Albo wcale nie odszedł.

Czaił się w cieniu i czekał na właściwą okazję, by znów mnie zabrać.

Chłód zaczął zlewać się z ciepłem, kiedy zostałam przyciśnięta do twardego torsu. Silne ramiona trzymały mnie mocno, jakby osoba do której należały bała się, że lada chwila zniknę.

Ja też się tego bałam. Ale nie miałam zamiaru pozwolić na to, by on po raz kolejny odniósł sukces.

- Nic ci nie grozi, Rebel. Jesteś bezpieczna. Musisz się uspokoić, dobrze? - Usłyszałam głos przepełniony troską.

Znałam ten głos. Towarzyszył mi na dzisiejszych ćwiczeniach ze strzelania. Kierował mnie. Uczył. Wspierał.

Ale czy mogłam mu zaufać?

- On wrócił! - Krzyknęłam mimo zdartego gardła. Ból rozchodził się po całej krtani, aż i płuca zaczęły mnie palić żywym ogniem. - Był tu! Widziałam go!

- Kto wrócił? - Zapytał zaniepokojony Hunter.

- Potwór - Wyszeptałam w przestrzeń - Znów chce mnie całą dla siebie.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na zatroskaną twarz Huntera. Jednak nawet to nie było w stanie ukryć zmieszania moimi słowami.

- Nikogo poza sprzątaczką tu nie było.

- Widziałam go! - Wrzasnęłam czując, jak moje ciało trzęsie się z nerwów.

- Już dobrze, Rebel. Jestem tu. Nie pozwolę nikomu ciebie zabrać.

Założyłam mu ręce na kark i jeszcze mocniej wtuliłam twarz w jego tors. Trzymał mnie tak, dopóki chociaż trochę nie udało mi się uspokoić. W końcu się od niego odsunęłam i palcami prawej dłoni wycierałam łzy z moich policzków.

- Jak mnie tu znalazłeś?

O'Neill założył mi zbłąkany kosmyk włosów za ucho lustrując mnie czujnym wzrokiem. Jego spojrzenie paliło, a dotyk wydawał się dziwnie kojący. Czułam się przy nim bezpieczna. Jakby to właśnie jego brakowało mi przez ostatnie sześć lat, by w końcu wyjść na prostą.

- Czekałem w samochodzie, ale ty nie przychodziłaś. Postanowiłem do ciebie zajrzeć, a sprzątaczka powiedziała mi, że nikogo nie ma w szatni i już ją zamknęła. Poprosiłem ją o kluczyk, a gdy wszedłem do środka, ty leżałaś zapłakana na podłodze.

- Boże, co za wstyd. - Wymamrotałam odsuwając się od niego jeszcze bardziej.

- Nie wstydź się, Rebel - Nieznacznie się do mnie przybliżył. - To godne podziwu. Przeżyłaś tak wiele, a wciąż przebrnęłaś przez szkolenie. Może i pracujesz jedynie w drogówce, ale zawsze przyjmujesz zgłoszenia z uniesioną brodą i bez cienia strachu w oczach. To ten potwór powinien się za siebie wstydzić, nie ty.

Jego słowa podsyciły moją pewność siebie. Dały mi pewnego rodzaju poczucie lekkości i euforii. Jeszcze nikt nigdy w kilku zdaniach nie wypowiedział do mnie tak motywujących słów.

MASKED [+18]Where stories live. Discover now