Rozdział 5. ✨

508 26 47
                                    

Zeszłam szybko po schodach, prawie spadając z nich przy końcówce. Torbę sportową zrzuciłam przy ścianie, nie oglądając się, czy nie przesunie się na środek przejścia, czy też nie. Nie mogłam się spóźnić, a wszystko wskazywało na to, że jednak się spóźnię.

Wleciałam do kuchni, dopadając do lodówki. Śniadanie było teraz priorytetem.

- Cześć mamo. - rzuciłam szybko, otwierając szafkę z talerzami. Chwila, wróć. Przymknęłam drzwi, przyglądając się siedzącej przy stole kobiecie - Nie jesteś w pracy? - zmarszczyłam brwi, wyciągając talerz.

- Dzisiaj zaczynam później. A ty nie jesteś w szkole? - ona również ściągnęła brwi. Byłam pewna, że z perspektywy trzeciej osoby wyglądałyśmy tak samo. Te same, ciemne, proste włosy, te same niebieskie oczy i te same rysy twarzy - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się spóźniłaś albo, co gorsza, robisz sobie wagary? - użyła tego ostrego tonu, którego strasznie nie lubiłam, odkładając na stół telefon, w którym wcześniej coś przeglądała.

- Dzisiaj rozegramy mecz. - przypomniałam, chociaż zakładałam, że nawet nie wiedziała - I to finałowy, na stadionie Królewskich. Więc lekcje odwołane. - wzruszyłam ramionami. Nałożyłam na talerz dwie kromki chleba, które posmarowałam masłem, a na nich położyłam ser oraz szynkę. Gotowe kanapki szybko zjadłam, martwiąc się, że się nie wyrobię.

- Czyli znowu zaniedbujesz naukę na rzecz tej głupiej gry, tak? - jej spojrzenie było ostre i naganne jednocześnie, co w połączeniu było dość przerażające.

- Dzisiaj nie ma lekcji. Są odwołane, bo nauczyciele idą na mecz. - miałam ochotę przewrócić oczami, czego oczywiście nie zrobiłam. Nie przy niej. Włożyłam pusty talerz do zmywarki i pobiegłam do przedsionka, gdzie zostawiłam wcześniej torbę. Szybko założyłam ją na ramię, a na stopy wcisnęłam buty - Pa mamo! - krzyknęłam, po czym wyszłam z domu. Zanim zamknęłam drzwi, zastanawiałam się, czy na pewno chce coś powiedzieć - Kocham cię! - blado się uśmiechnęłam, kiedy nie usłyszałam odpowiedzi.

***** ***

Wbiegłam na stadion, gdzie nasza drużyna miała ostatni trening przed meczem. Dostrzegłam, że wszyscy już są, więc wpasowałam się w rozgrzewkę.

- Spóźniona. - przewróciłam oczami, kiedy przede mną pojawił się Jude. Jak zwykle w tej swojej pelerynce, niczym Superman, goglach i z tym swoim irytującym uśmieszkiem - Kiedy zamierzasz kupić sobie zegarek?

- Kiedy zamierzasz kupić sobie mózg? - naśladowałam jego głos, wykonując skłony. Kiedy podniosłam się i miałam okazję spojrzeć na jego twarz, uśmiechnęłam się cynicznie - Twoja panienka czeka, aż zaczniesz ćwiczyć. - kiwnęłam głową w stronę linii bocznej, przy której stała Sophie - Może lepiej zabierz ją na trybuny. Ostatnio było bardzo blisko, by piłka spotkała się z jej twarzą. - parsknęłam, przypominając sobie ostatni trening.

Znowu ćwiczyliśmy zagrania i tak się jakoś złożyło, że źle wycelowałam, a piłka odbiła się od słupka, po czym poleciała w kierunku siedzącej na poboczu blondynki. 10 centymetrów dzieliło jej głowę od piłki. Co za nieszczęśliwy wypadek. Oczywiście wypadkiem nazywam to, że ów piłka nie trafiła.

- Skup się na rozgrzewce, żebyś tym razem strzeliła do bramki, Wyles. - prychnął, ale odszedł. I to w kierunku dziewczyny. Przez chwilę o czymś dyskutowali, a ona faktycznie się przesiadła. Przewróciłam oczami, wracając do ćwiczeń.

Trening był krótki i ćwiczyliśmy na nim tylko kluczowe zagrania. Siedziałam na korytarzu, pomiędzy szatniami. W mojej siedziałabym sama, a w męskiej zebrało się za dużo testosteronu, bym mogła tam przebywać. Dlatego właśnie siedziałam na ziemi, oparta o zimną ścianę i co jakiś czas wymieniałam kilka zdań z którymś z chłopaków, który akurat postanowił wyjść.

Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude SharpWhere stories live. Discover now