- Dzięki, kochanie, i, powtarzam, nie martw się o przychodzenie jutro.
To był następny ranek. Stałam pod drzwiami Benny'ego, Asheeka na werandzie. Byłam wykąpana, gotowa stawić czoło nowemu dniu i pozwalałam jej odpocząć od prysznica.
- Jesteś pewna? - zapytała.
- Wczoraj było dobrze, dzisiaj jest lepiej – przypomniałam jej.
– Tak – powiedziała - Mimo to, jak będę potrzebna, po prostu zadzwoń.
Moja Asheeka. Niesamowita.
– Muszę ci kupić bilety na występ Ushera, gdy następnym razem będzie w Chicago.
Jej oczy zrobiły się ogromne - Dziewczyno, wiesz, że nie byłoby dobrze, gdybyśmy byli z tym chłopakiem w tym samym budynku, nawet gdyby ten budynek był stadionem.
Wiedziałam tylko, że Asheeka ma słabość do dziecięcej twarzy. I większą do mężczyzny, który potrafi się poruszać.
- Racja. Aby uniknąć wydania przez Ushera zakazu zbliżania się do ciebie, znajdę coś innego – powiedziałam jej.
Tym razem jej oczy posmutniały, zanim odpowiedziała - Wiem, że próba odciągnięcia cię od zrobienia czegoś byłaby głupią stratą czasu. Ale chcę też jasno powiedzieć, że nie musisz nic robić.
– Zrobię – odpowiedziałam.
– Wiem – szepnęła.
Moja Asheeka. Tak niesamowita.
Powstrzymałam się od jej przytulenia, bo prawdopodobnie doprowadziłoby mnie to do płaczu, a właśnie zrobiłam makijaż.
Uśmiechnęła się do mnie - Informuj mnie na bieżąco, co się z tym dzieje – rozkazała, wskazując brodą na korytarz za mną, mając na myśli Benny'ego.
- Jeśli odzyskam telefon, zrobię to – obiecałam.
Nie przestawała się uśmiechać i mówiła - Później, kochanie.
- Później, Asheeka.
Skierowała wzrok poza mnie i krzyknęła - Pa, Benny!
- Później! - głęboki głos Bena odkrzyknął z miejsca, w którym on znajdował się w kuchni.
Zachichotała, raz potrząsnęła głową, a ja patrzyłam, jak schodziła do swojego Land Rovera i wsiada. Zamknęłam drzwi, kiedy odjeżdżała.
Odwróciłam się, rozejrzałam po korytarzu, wyprostowałam ramiona i ruszyłam w tamtą stronę.
Benny i ja musieliśmy odbyć rozmowę. Taką, w którym przekazałabym mu kilka ważnych rzeczy, on by wysłuchał i dla odmiany postawiłabym na swoim.
Zdecydowałam o tym pod prysznicem.
To, co wtedy zdecydowałam, działo się teraz.
Przeszłam korytarzem, skręciłam do kuchni, zrobiłam dwa kroki, zatrzymałam się i położyłam ręce na biodrach.
I tam zobaczyłam, że Ben miał misję. Wiedziałam o tym, bo trzymał pączka w zębach, kubek podróżny w dłoni, telefon chował do tylnej kieszeni, a kluczyki do samochodu leżały na blacie przed miejscem, w którym stał. Jego włosy były mokre, bo wziął prysznic w łazience na korytarzu. Słyszałam go, kiedy się przygotowywałam.
- Ben – zawołałam.
Spojrzał w moją stronę i skończył z telefonem, podniósł rękę z pączkiem, ugryzł i z pełnymi ustami powiedział - Tak?
- Musimy porozmawiać – powiedziałam mu.
Przeżuł i połknął. – Tak – zgodził się chętnie - Dziś rano mama miała coś do ojca Frances, więc kiedy byłaś na górze, rozmawiałem z panią Zambino. Zabiera cię dzisiaj do kręgielni. Gra ligowa. Mówi, że ona i jej dziewczyny dotrzymają ci towarzystwa. Muszę iść do restauracji i coś załatwić. Spotkamy się ponownie tutaj.

YOU ARE READING
Obietnica
RomanceCzęść 5 serii Miasteczko. Od śmierci brata Benny Bianchi żywi urazę do kobiety, która według niego doprowadziła do upadku jego brata. Robi to, by ukryć uczucia, jakie żywi do Franceski Concetti, dziewczyny swojego brata. Ale kiedy Frankie zostaje po...