🌹ROZDZIAŁ XV🌹

168 17 15
                                    

Dante poświęcał zdecydowanie zbyt dużo wolnego czasu na próby rozszyfrowania Conrada Fortesa. Nic w jego zachowaniu nie układało się w logiczną całość i sam sobie momentami zaprzeczał. Kłamał w żywe oczy, ale nie na tematy, w których oczekiwałby od niego nieszczerości.

Dlaczego skłamał, że nie żałował uderzenia Diany? To nie miało sensu. Z reguły osoby, które podnoszą rękę na swoją drugą połówkę, kłamią, mówiąc, że nie chciały tego zrobić i to się więcej nie powtórzy. Był dla niego jedną wielką plątaniną sprzecznych sygnałów. Ten, kto mówi, że kobiety są trudne do odgadnięcia, nigdy nie miał styczności z Conradem Fortesem.

Moment nierównego uderzenia jego serca, wskazujący na kłamstwo, zmusił Redfielda do kwestionowania całego swojego dotychczasowego istnienia. Nigdy nie miał wątpliwości co do tego, że Fortes jest złym człowiekiem. Nie potrafił przytoczyć sytuacji, w której jego wróg wykazał się empatią czy zrozumieniem. Nigdy nie zrobił czegoś dla drugiego człowieka, nie oczekując przy tym czegoś w zamian.

Nigdy nie miał okazji poznać jego dobrej strony, dlatego zakładał, że ona po prostu nie istnieje.

Jednak Diana coś w nim dostrzegła — coś, czego Dantemu nigdy nie udało się zauważyć. Jego siostra zawsze miała talent w odnajdywaniu cząstki dobra w każdym człowieku, do cieszenia się z drobnostek. Redfield z kolei stanowił jej przeciwieństwo, gdyż zawsze doszukiwał się wad we wszystkim i tworzył czarne scenariusze.

— Zaprosiłeś już Erin na bal? — zapytał Nathan, wyrywając Dantego z zamyślenia. Dopił wygazowaną końcówkę piwa, po czym dźwignął się z kanapy i powoli podszedł do konsoli, aby odłożyć pady do stacji ładującej, jęcząc przy tym z bólu zastałych kończyn.

Blondyn uświadomił sobie, że od dłuższego czasu w kółko odtwarzał jeden i ten sam filmik na telefonie, kompletnie nie zwracając na niego uwagi. Zdziwiło go, że kuzyn nic na ten temat nie powiedział, gdyż sam zdążyłby się już tym zirytować.

— Nie — odparł Dante, blokując ekran. Wstał z kanapy i podszedł do stolika obok łóżka, gdzie podłączył telefon do kabla. — Myślałem, żeby iść samemu.

Nathan wybałuszył oczy.

— Chyba cię pojebało.

Dante zmarszczył brwi, będąc w połowie ściągania koszulki. Dokończył czynność, a następnie zwinął ubranie w niedbałą kulkę i wrzucił je do kosza na pranie.

— O co ci chodzi?

— O to, że wymyślasz sobie jakieś "idę sam", kiedy równie dobrze możesz zaprosić Erin.

— Mógłbym. — Zamyślił się. Zrobił pauzę, odwracając się w stronę szafy, by przejrzeć znajdujące się w niej ubrania. — Ale nie wiem, czy jesteśmy na odpowiednim etapie znajomości.

— Ale pierdolisz. — Chłopak wywrócił ostentacyjnie oczami, ponownie opadając na kanapę. — Nie musicie od razu iść jako para. Jesteście przyjaciółmi, a przyjaciele też chodzą ze sobą na różne imprezy. Melanż to melanż, jedyna różnica to to, że będziecie odwaleni jak szczury na otwarcie kanału.

— Racja. — Dante machnął palcem wskazującym w kierunku kuzyna, a następnie nachylił się do telefonu, żeby sprawdzić na nim godzinę. — Idę się wykąpać i możemy się zbierać.

Cały proces zawierający w sobie prysznic, suszenie i układanie włosów, mycie zębów i ubranie się zajął Redfieldowi niecałe dwadzieścia minut. Jego wyjściowy strój na imprezę urodzinową panny Freeman nie różnił się szczególnie od tego, co nosił na co dzień — i tak nie miał w szafie ubrań w innych kolorach niż czerń, więc każde zestawienie będzie wyglądało bardzo podobnie do pozostałych. Postawił na koszulkę z krótkim rękawem i półgolfem, a także proste spodnie i pasek ze srebrną sprzączką. Idealnie pasował do zawieszonego na jego szyi łańcuszka w tej samej barwie metalu oraz sygnetu na palcu wskazującym.

Bez kontroli [Redfield #1]Where stories live. Discover now