III. DZIEL I RZĄDŹ

31.4K 2.1K 1.6K
                                    

Vaiana

Impreza członków szkolnej drużyny futbolowej trwała w najlepsze po zwycięskim sezonie. Choć cieszyłam się sukcesem przyjaciół, to nie lubiłam hałasu. Dałam się namówić Molly na wyjście tylko dlatego, że nie przepadała za dziewczynami z naszego liceum, nie licząc mnie.

Ale to nie była zwyczajna impreza. To było imperium alkoholowej schadzki małolatów organizowane w kampusie dla dzieciaków, które zjeżdżały się tu z dalszych miast. I nie, mój brat nie miał tu pokoju dlatego, że miał daleko od domu, a dlatego, by zabierać tu nieszczęsne dziewczyny, które dadzą się nabrać na jego szarmanckość.

Choć byliśmy bliźniakami, to byliśmy od siebie zupełnie różni. Rhys był żądny uwagi, uwielbiał pławić się w komplementach, łaniowatych spojrzeniach nastolatek, ale nic jednak nie karmiło jego ego tak, jak zazdrość pozostałych licealistów. Nie krył się z byciem bananowym dzieciakiem, jak niektórzy zwali go nazywać, a nawet go to bawiło. Wiedział, że czegokolwiek nie zrobiłby w szkole, jego pozycja w drużynie futbolowej zawsze zapewniała mu śnieżnobiałą kartę.

A ja? Ja byłam dziewczynką, którą zawsze klepano po głowie, posyłano grzecznościowe uśmiechy i chroniono przed całym światem. Zasadniczo robili to moi rodzice, a w szczególności tata, dlatego jak dotąd robiłam wszystko, by go nie zawieść.

– Ziemia do Vai! – Molly machała mi ręką przed oczami. – Rozumiem uchlać się piwem, ale sokiem pomarańczowym?

Zerknęłam na plastikowy kubek, który trzymałam, zanim uniosłam spojrzenie na przyjaciółkę.

– Nie jestem pijana.

– No raczej. – Przewróciła oczami i oparła się plecami o ścianę. – Co jest?

Wzruszyłam ramionami, niepewnie rozglądając się po salonie, aż zawiesiłam spojrzenie na moim bracie. Całował się z jedną dziewczyną (albo raczej pozwalał, by ta prawie zżarła mu usta), podczas gdy druga składała pocałunki na jego szyi. Skrzywiłam się na ten widok. Rhys uwielbiał pławić się w tym, co uchodziło na kontrowersyjne, byleby następnego dnia wszyscy o tym mówili.

– Dobra, nie chcesz mówić to nie mów. – Wetknęła mi drugi kubek w dłoń. – Ale chociaż weź łyka na rozluźnienie. Jesteś bardziej spięta niż moja matka.

– Ja nie powi...

– Pij, no już. – Kiwnęła na mnie brodą. – Choć raz nie myśl o tej zasranej budzie, dobra?

– Dobra. – Pozwoliłam wargom rozciągnąć się w delikatnym uśmiechu.

– No, zuch dziewczyna.

Molly również stanowiła moje przeciwieństwo, a właściwie to była kontrastem wobec wszystkich dziewczyn, które uczęszczały do naszej szkoły. Sprawiała kłopoty, była awanturnicą, nigdy nie bała się wygłosić swojego zdania, nawet jeśli byłaby jedyną w klasie, która czemuś przeciwna. Są dwa powody, dla których wciąż nie wydalono jej ze szkoły: była niesamowicie uzdolniona z chemii oraz pobiła stanowy rekord w biegach. Ale lubiłam ją, bo nie przyjaźniła się ze mną ze względu na popularnego brata, a samą mnie.

Jak tylko pociągnęłam łyka, poczułam, jak alkohol zapiekł mnie w gardło. Miałam ochotę wypluć go do najbliższej doniczki, jednak Molly mnie przed tym powstrzymała.

– Nie trzymaj w ustach, tylko pij, bo będzie jeszcze gorzej – uprzedziła mnie. – Popij szybko sokiem, zaraz przestanie piec.

Cóż, ufałam jej. Przełknęłam trunek, po czym łapczywie pochłonęłam kilka łyków soku.

– Ugh, jak możecie to pić? – jęknęłam. – To jest obleśne.

– Wódka ma trzepnąć, a nie smakować. – Wyszczerzyła się demonicznie. – To co, jeszcze jednego?

Poemat letniej tęsknoty || W SPRZEDAŻY Where stories live. Discover now